Rozdział 1

10 1 0
                                    


Dzień jak co dzień — wstałam rano by po treningu zabrać się za chronienie krwiopijców mieszkających w obrębie królestwa. To nie tak, że mam do nich uraz. Chociaż? Tak trochę mam. Ale proszę was — oni są silniejsi, szybsi i wiedzą, jak komuś pomóc, kiedy nie ma nikogo z nas w pobliżu. No, chyba że chodzi o zgrzytaki. Z nimi uporają się tylko eksperci, do których należą właśnie tacy jak ja — Ci sprytniejsi i wyszkoleni.

W trakcie mojego rozmyślania do domu, w którym przebywaliśmy, weszła trenerka. Cały ten budynek był pokryty szarym betonem. Nie było tutaj również żadnych schodów, gdyż wnętrze składało się jedynie z kilkunastu łóżek postawionych obok siebie. Prócz głównego pokoju znajdowała się tutaj łazienka, o ile tak można nazwać salę pokrytą zimnymi płytkami, gdzie stoją prysznice oraz kilka, niegdyś białych, kranów. Toalety natomiast zostały umieszczone na dworze w pobliżu budynku, gdyż inaczej każdy umarłby z nadmiaru brzydkiego zapachu po przejściu się tam osiemnastu osób.

- Pobudka! Trening sam się nie zrobi! - krzyknęła kobieta.

- Ta jest — wymruczał mój przyjaciel Aaron w poduszkę.

Nie czekając ani chwili dłużej wstałam, by pościelić łóżko i zawiązać buty.

Następnie wyszłam na plac, gdzie zebrała się dosyć duża grupka dhampirów.

- To, co zawsze kochani. Pięćdziesiąt kółek wokół muru raz! - wydała polecenie trenerka.

Wszyscy odwróciliśmy się do bramy wjazdowej, żeby pobiec w jej stronę, później skręcić w prawo i robić to co nam kazano.

Czy wygląda, jakby się nad nami znęcali? Być może, ale kiedy się tu mieszka od urodzenia, w dodatku z nadprzyrodzoną siłą, to da się przyzwyczaić.

Kiedy skończyliśmy nasze pierwsze zadanie, poszliśmy robić kilkadziesiąt przysiadów.

Wykonując polecenie, przypomniałam sobie, iż jest piątek. Oznaczało to, że można wybrać osobę do rywalizacji, by polepszyć swoje miejsce na tablicy. Wybrałam do tego mojego, jakże kochanego, przyjaciela.

- O nie. Lauren, kobieto zluzuj cycki. Przecież wiesz, że chcę podbić wyniki — wyjęczał facet, który podobno ma jaja, trzymając w dłoni papierek rywalizacyjny.

- Żyjesz ze mną tak długo, że powinieneś wiedzieć, jak bardzo chce walczyć o najlepsze miejsce — powiedziałam, uśmiechając się cwaniacko.

Gdy rozległ się dźwięk dzwonu, oznaczający start, ruszyliśmy na siebie.

Wykorzystując to, że jestem niższa od Aarona i postanowiłam prześlizgnąć się pod nim szturchając go dosyć mocno w jego czułe miejsce, by zgiął się z bólu. Następnie objęłam go nogami za szyję i się na nim obróciłam, żeby zabolał go kark.

Obiłam mu lekko głowę i po chwili podniosłam mu udo tak, aby go zabolało i opadł z sił.

Usłyszałam trąbkę oznaczającą koniec rundy, z czego byłam zadowolona, bo chłopak się bronił, ale nie wystarczająco dobrze, by mnie pokonać.

Na tablicy było moje imię, nazwisko i co najważniejsze, pierwsze miejsce.

Podeszłam do leżącego chłopaka i podałam mu dłoń.

- Byłeś okropny — pochwaliłam go w swój charakterystyczny sposób.

- A ty podniecająca, kiedy dotknęłaś mi fiuta. Nawet przez wojskowe ubranie się podnieciłem — powiedział, oblizując dolną wargę.

Przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę budynku, gdzie przebywali moi rodzice. Był to zamek połączony ze szkołą, do której chodzi Blair. Jedyna czarownica w tym królestwie. I moja przyjaciółka.

Jej matka była najpotężniejszą czarownicą stąpającą po tej ziemi. Nikt by nie pomyślał, że pewnego dnia popełni samobójstwo, a przed tym odda swoją małą córeczkę pod naszą opiekę.

O wilku mowa. Zobaczyłam jak karmi gołębie. Niby taka piękna czynność, a za tym kryje się potworna tajemnica. 

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz