Rozdział 30

1 0 0
                                    

Po skończonej akcji uwinęliśmy się z miejsca, w którym media społecznościowe wykryły huragan zmierzający do miasta.

Zajęłam się pochowaniem w jakimś miejscu ciało Siriusa co bardzo mnie cieszyło, bo nie musiałam go więcej oglądać.

Patrzyłam jak moi ludzie wyrzucają go na polanę koło lasu i tuneli. Niech zgrzytaki się nim pobawią.

Od dzisiaj przyrzekam sobie, że nic nie będzie mi go przypominało. Spalę wszystko, co tylko będzie z nim powiązane.

Brzuch rośnie mi szybciej niż u Lidzi więc możliwe, że jeszcze wieczorem urodzę.

Niech to dziecko się modli, żebym była łaskawa. Nie obchodzi mnie czy jest małe, czy nie.

To dziecko wysysa ze mnie całą energię. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę odpoczynku.

Piłam krew z torebki całymi dniami. Potrzeba mi prosto z tętnicy. Takiej pulsującej.

Poszłam do jednej z kelnerek i wypatrzyłam sobie jedną.

Kelner skłonił się na mój widok, ale ominęłam go i poszłam się napić.

Przechyliłam głowę dziewczyny na prawy bok, aby mieć lepszy dostęp i wgryzłam się w jej tętnicę.

Krew była ciepła i smaczna. Znajduję, że grupa 0. Dziewczyna jęknęła cicho przestraszoną i chciała się wiercić, ale jej to uniemożliwiłam.

Po chwili opadła z braku sił na ziemię I zemdlała. Kelner przyprowadził osiłków, aby zanieśli ją do zamrażalni za budynkiem.

Wytarłam się w chusteczkę z rolki papieru, która znajdowała się na stole i ruszyłam przed siebie.

Chciałam pobyć trochę z chłopakiem, który ma na imię Kian. W końcu dowiedziałam się jak ma na imię, bo sam mi je wyznał tak z dupy.

Pomyślałam, że ja też nie będę mu dłużna więc też się przedstawiłam.

Jako nowa królowa mogę zainwestować w szkołę dla młodych wampirów. Chcę, aby chodzili do szkoły i szkolili się w niej.

Nagle włączył się alarm. Wszystkie dhampiry były przy murze. W gotowości.

Patrzyłam na to co się działo i pobiegłam im pomóc. Mimo ciąży dalej byłam sprawna. Gdyby coś poszło nie tak mogę użyć swoich mocy.

Zgrzytaki wskakiwały na zaporę. Mimo prądu parzącego ich skórę rozrywały więzy magii prastarych mnichów.

Jedni z nich przedostali się do królestwa, ale szybko z niego uciekli na drugi świat, bo czarownice nam pomagały tak samo jak moja rodzina, która odziedziczyła moc.

Michy przyszli na czas, bo od razu wzięli się za rozlewanie krwi to rytuału.

Od razu im jej udzieliłam wraz z rodziną co pomogło, bo zapora była silniejsza. Zgrzytaki widocznie się poddały widząc, jaką magią dysponujemy więc odeszły charcząc głośno.

Skierowałam się na mur, aby jeszcze bardziej ich zniszczyć, więc użyłam swojej mocy, aby ich powybijać.

Stworzyłam wielki huragan, a wokół niego zaczęły krążyć kołki. Wysłałam burzę wiatru w ich stronę, a w ich zgniłe serca powbijało się drewno.

Skurcze brzucha nagle zaczęły mnie atakować. Wody mi odeszły.

Zostałam odniesiona do królewskiego lekarza i wyczekiwałam z wielkim bólem.

- Dobra kiedy powiem przyj masz to robić Dobra? - Zapytał, na co pokiwałam głową.

Wydawał komendy, na co ja odpowiadałam krzycząc z bólu.

Dostałam lekkie znieczulenie, przez co nie czułam tak mocno skurczy, ale zawsze coś.

Po paru godzinach urodziłam dziecko, które było oazą spokoju. Spało spokojnie, ale lekarze wzięli je na obserwację.

Rodzina była ze mną podczas trwania porodu i pocieszała. Byłam im za to strasznie wdzięczna. Mimo że uszkodziłam rękę ojcu on to zrozumiał i poszedł sobie ją nastawić.

Mama była dumna, że się nie poddawałam i robiłam wszystko by urodzić je naturalnie, cierpiąc przy tym mocno.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz