Ustaliłyśmy z Blair, że wyciągnie go do miasta. Niczego ma się nie spodziewać co ma nam ułatwić sprawę.
Rodzice przyjechali dwiema ciężarówkami. Dhampiry wyleciały z auta kłaniając się przede mną.
Zobaczyli nowe oblicze. Miałam kreski i ciemne powieki. Szminka obowiązkowo czarna, a ubiór zimnej suki. Włosy upięte w wysoki kucyk, a stopy w czarnych szpilkach.
Każdy wziął benzynę do ręki, a ja im pokazywałam gdzie mają iść. Dom był dosyć duży, przez co biegali w te i z powrotem.
Wiedźma była tu tylko po to, aby nałożyć barierę ochronną na dom. Wilkołaki szybko wyczuły zbira na swoim terenie, przez co wyleciały z wyciem w naszą stronę jednak wiedźma ich ubiegła. Dotykając bariery bardzo cierpieli. Prąd przechodził przez ich ciało powodując ich głośne wycie.
Dhampiry były bezpieczne, bo potężna kobieta mogła na nich nałożyć barierę ochronną. Wchodzili cały czas wylewając całą masę benzyny.
Kiedy wszystko zostało zużyte, a ciecz wsiąkła do drewna płytek i pościeli ruchem głowy pokazałam ojcu, aby rozpalił palce ogniem.
Pstryknął w nie, a małe iskierki zasyczały. Spróbował jeszcze raz i udało się.
Szlak, który pozostawiła za sobą benzyna prowadziła prosto do domu wilków. Bariera miała to do siebie, że była w kształcie igloo, przez co dym, który unosiłby się do góry wypadał przez tak małe dziurki, że nie wyleciały dość szybko zagazowując biedne stworzenia.
Ojciec przyłożył palce do cieczy, a ta zaiskrzyła. Mama zrobiła tak z pozostałymi liniami, więc dom zaczął płonąć. Wilki wyły przeraźliwie uszkadzając moim rodzicom bębenki, przez co zmuszeni byliśmy założyć dźwiękoszczelne słuchawki.
Patrzyłam na to co działo się przed moimi oczami ciesząc się bardzo.
- Dziękujemy pani za pomoc. Mogę wiedzieć kim pani jest? - zapytał tata rudowłosą.
- Jestem matką Blair, miło mi. Dziękuję, że zaopiekowaliście się moją córką.
Szok na twarzy rodziców był komiczny. Zaczęłam śmiać się z ich miny kiedy w pożarze ginęły ciężarne kobiety. Małe dzieci natomiast wołały swoje matki cierpiąc z bólu.
Uwieczniłam to wszystko na nagraniu i zdjęciach. Jedno z nich nawet wstawiłam na tapetę, bo moja mama strzeliła mi fotę.
- We are number one - powiedziałam cicho.
Po wszystkim udałam się do samochodu Siriusa i go sobie pożyczyłam. Mama Blair wysłała cichą wiadomość do córki, że wszystko poszło zgodnie z planem i po wszystkim mamy spotkać się w rezydencji ojca.
- Kochanie. Musimy porozmawiać - zaczął poważnie. - Jutro jest koronacja, a jak mówi prawo wampirów dzień przed tak ważnym świętem muszę zmienić cię w prawowitego wampira.
- Nie boję się śmierci ojcze. Zrobię wszystko dla królestwa - przyłożyłam dłoń do serca pokazując jak prawdziwe są moje słowa. - Zabij mnie teraz, a zobaczysz, jakim mogę być władcą.
Skinął głową i rozdarł skórę zębami na nadgarstku dając mi wolną wolę. Złapałam go za rękę I przycisnęłam usta do rany wypijając tyle krwi ile byłam w stanie, bo ojciec odtrącił moją głowę do tyłu I patrzył na mnie poważnie. Odczekał chwilę I po chwili wziął mnie w ramiona.
- Na wypadek gdyby to był ostatni raz - powiedział cicho.
Reszta mojej rodziny zrobiła to samo, a Blair była na krawędzi. Wystarczyło, żeby mnie przytuliła, a łzy już lądowały na moich odsłoniętych ramionach.
Ojciec złapał mnie za głowę, a ja przypominałam sobie wszystkie najszczęśliwsze chwile związane z moim życiem.
Jednym ruchem ręki skręcił mi kark, a ja przestałam oddychać. Moje ciało miało świadomość bezwładności. Moje oczy się zamknęły, a płuca skurczyły z bólu.
Jedna samotna łza potoczyła się po moim policzku, aż w końcu zasnęłam. Przez ostatnie chwile Słyszałam i czułam na sobie rękę Blair.
Było jej przykro. Bała się, że mogę się nie obudzić, ale jej mama mówiła, że jeżeli spróbuje mi pomóc może tylko pogorszyć.
W końcu nic nie słyszałam, a świadomość odleciała tak szybko jak moja dotychczasowa miłość.
CZYTASZ
Never Say Never
FantasyDhampirka Lauren C. postanawia zacząć uczęszczać do ludzkiego liceum. Przez przypadek dziewczyna trafia na dość porywczego mężczyznę - Siriusa. Spotkanie z facetem odmienia życie bohaterki i stawia na jej drodze wiele nowych sytuacji. Czy Lauren por...