Rozdział 26: Czy przetrwasz wszystko?

8 1 0
                                    

Nigdy nie myślałam o tym jak umrę. Zawsze żyłam w przekonaniu, że ze starości. Życie jednak lubi płatać figle, a jednym z takich była zaraz.

[Stojący naprzeciwko mnie chłopak z bronią w ręku wydawał się pewny tego co robi. Zdradziły go jednak trzęsące się ręce. Strach mu nie pozwalał strzelić? Czy to tylko zastrzyk adrenaliny?]

Po śmierci Lizzy obiecałam sobie, że do takiej sytuacji więcej nie dopuszczę. Przerażenie i ból jaki czułam kiedy Don został postrzelony... nie życzę nikomu tego. Tego roku zima była dość sroga, co mogliśmy poczuć na własnej skórze.

Grubo ubrana w wojskowe ciuchy, trenowałam przed bazą. Płatki śniegu opadały mi na włosy, twarz i ubranie. Śnieg zaścielił wszystko co się dało. Nowe zwyczaje miały usprawnić nasz system immunologiczny poprzez niskie temperatury. Tak przynajmniej mówił Lucas.

- Co tak słabo! - uderzyłam drewnianym kijem w nogi mojego przeciwnika podcinając go, co spowodowało wywrotkę.

- Uh- jęknął chłopak. - Wiesz, że po wypadku jeszcze nie jestem aż tak sprawny.

- Tak? - spojrzałam z lekkim uśmiechem. - A mi się wydaje, że jesteś bardzo sprawny. - wskoczyłam na chłopaka i usiadłam na nim, opierając się rękoma po obu stronach jego głowy. Pochyliłam się do twarzy. Spojrzałam mu w oczy i pocałowałam. Nasz pocałunek zmieniał się na coraz bardziej energiczny, a chłód przestał nam doskwierać. Chłopak złapał mnie prawą ręką w talii i przysunął bliżej.

- Serio? - rozległ się głos Lucasa. - Nawet w śniegu się nie potraficie opanować? - śmiał się.

- Zakochani są wspaniali. - oderwałam się od ust Dona i spojrzałam na brata. - Chyba coś o tym wiesz braciszku.

Lucas wywrócił oczami, a za jego pleców wyszła uśmiechnięta Daisy.

- Oj daj im spokój. - klepnęła go w ramię. - Don przeleżał ostatnie dni. Pewnie się stęsknili za sobą.

Wstałam z blondyna i pełna uśmiechu podeszłam do brata. Za chwile dołączył do mnie i Don, który miał całe plecy w śniegu.

- O mało Cię nie straciliśmy stary.- spojrzał Lucas w stronę przyjaciela.

- Było blisko. - dodałam, patrząc na miejsce po kuli. Mimo, iż Ryder był ubrany, ja za każdym razem wiedziałam w którym miejscu się znajdowała. - Chodźcie, zaczyna się ściemniać.

Wróciliśmy do pokoju i się przebraliśmy. Od jakiegoś czasu z Donem mieszkaliśmy razem. Brzmi dosyć poważnie, ale i między nami zaczęło się robić poważnie. 

- Ta? Czy ta? - zapytał Ryder trzymając dwie czarne koszulki w ręku.
- Obie są czarne. - odparłam. - To jakiś test? Jak nie zdam to z nami koniec?

Chłopak się zaśmiał.

- Spójrz na detale. - pokazał ręką. - Ta ma normalny dekolt, ta za to w serek.
- Serek odpada. - grymas pojawił się na mojej twarzy.- Jedyny serek który toleruje, to ten do jedzenia.

- Nie podobają Ci się takie koszulki? - zmarszczył brwi Don.
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo. - Myśle, że idealnie przydadzą się do rozpalenia ogniska na dworze. - puściłam oczko i rzuciłam bluzkę na drugi koniec pokoju.  Podeszłam bliżej chłopaka i złapałam go za ramiona. Zjeżdżałam ręką na biceps, aż do lini v. Poczułam jak jego ciało zesztywniało.

- Co jest? - spojrzałam uwodzicielsko.- Krępujesz się czegoś?
- Nie zaczynaj.- odpowiedział szepcząc.
- Przecież nie będziemy rozmawiać o koszulkach...- urwałam. Don złapał mnie za gardło i szybko przybliżył do siebie. - Kręci Cię to... - Chłopak połączył nasze usta w jedno, po czym rzucił mnie na łóżko. Rozerwał mi bluzkę i przygniótł swoim ciężarem. W mgnieniu oka był już bez spodni, a ja czułam jak podnieca się coraz bardziej.

Owinęłam nogi w tali Dona i poczułam pchnięcie. Jedno, drugie i kolejne.  Stosunek był ostry i intensywny, czyli taki jak lubię najbardziej. Oczywiście ten romantyczny i delikatny tez mi się podoba, ale czasem wole trochę pikanterii.

- Co tam? - spojrzałam na siedzącą przyjaciółkę przy stoliku. - Masz zmartwioną minę. Coś się stało?
- Nie... Tak... Nie wiem. - Gubiła się.
- Daisy co jest?
- Okres mi się spóźnia. - tlen, który z siebie wydała przy wypowiedzeniu tego zdania, poczułam aż u siebie w płucach.

- SZYBKO POSZŁO. - zrobiłam minę. Blondynce jednak do żartów tak nie było. Spojrzała na mnie wymownie, jakby chciała mnie złapać za włosy i uderzyć o metalowy blat stolika. - Jak długo?

- Nie dużo... Ale nigdy tak nie miałam.

Świetnie. Nie dość, że musiałam się użerać z Lucasem, który sam w sobie jest niebezpieczny i nieprzewidywalny, to jeszcze musiałabym znosić jego nie daj Boże syna. 

- Będzie dobrze, jakoś sobie poradzimy. - złapałam przyjaciółkę za rękę. - Lucas wie?
- Jeszcze nie... Boje się jak zareaguje.

Nie dziwie się, że się boi. Tak jak już mówiłam, mój brat jest czasami jakiś inny? Ale w końcu to jego dziecko i doskonale wiedział jak one powstają. Albo uważasz, albo zmieniasz pieluchy. Takie jest prawo dżungli.

- NIE UWIERZYSZ! - krzyknęłam otwierając drzwi od pokoju w którym leżał Don.
- W co? - spojrzał podejrzliwie.

- Obiecaj, że nie piśniesz nikomu ani słowa. - grożę palcem, a Don zaczyna się irytować. - Daisy chyba jest w ciąży.

- Chyba? - marszczy brwi blondyn.
- Spóźnia się jej okres pare dni już. - odpowiadam z entuzjazmem i uśmiechem od ucha do ucha.

- Czyli... Lucas będzie ojcem?
- No a kto inny? - zaplatam ręce na klatce piersiowej i czekam na wyjaśnienie ze strony mojego partnera. - Oczywiście, że on.

- On nie wie, prawda?
- Nie. - kręcę głową. - Daisy się boi mu powiedzieć.
- Musimy posprzątać w końcu ten blok C i D, tam jest lepszy sprzęt medyczny. - dodał blondyn energicznie wstając.

- Co zamierzasz zrobić? - spojrzałam na Dona, który podszedł do drzwi.
- Idę pogadać ze Stanem, a ty znajdź blondi.

Szlam w kierunku pokoju przyjaciółki jak najszybciej się dało. Otworzyłam drzwi i od razu je zamknęłam.

- Kurwa! Przepraszam. - zasłoniłam oczy i próbowałam zapomnieć widok nagiego Lucasa na Daisy. - Ubierzcie się, musimy pogadać!

- Co jest? - zapytał zaskoczony.
- Daisy czy...- próbowałam nie wydać sekretu.
- On wie. - odpowiedziała stanowczo.

Uśmiechnęłam się jak najszerzej tylko mogłam i poklepałam brata po plecach.

- Przyszły tatusiu jest misja.
- Jaka znowu? - zasłonił ręką oczy.
- Trzeba wynieść ciała z bloków , które oczyściłam.

Brat spojrzał na mnie z jakimś politowaniem.

- MY wyczyściliśmy - poprawił.
- Ta, jedyne co WY zrobiliście to obsraliście portki. To ja wykonałam czarną robotę.

Daisy zachichotała, a Lucas niechętnie się zgodził. Tak oto narodziła się misja, która nie mogła się skończyć źle.

Chyba...

The End Of EverythingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz