Z każdej ze storn nachodzili martwi, tak jakby zaczynali formować się w stado. Don ledwo szedł, a ja zaczynałam tracić siły.
- Musimy szybko dostać się do bazy. - sapałam. - Robi się ich coraz więcej, a w takim stanie sami sobie nie poradzimy.
- Mówiłem żebyś mnie zostawiła. - upierał się blondyn. - Jestem jak balast.
- Najwidoczniej lubię sobie utrudniać życie. - poprawiłam rękę Dona na swoim ramieniu.
Śnieg, który uginał się pod naszymi nogami w cale nam nie pomagał. Dźwięki truposzy rozciągały się dookoła, a my byliśmy w środku ciemnego lasu. Nagle chłopak wyślizgnął mi się spod ramienia i upadł na ziemię.
- Uh!- krzyknął.
Spojrzałam na blondyna, który nie mógł się podnieść. Jego kostka zaczynała puchnąć. Była najprawdopodobniej skręcona.
- Chodź. - podeszłam i wyciągnęłam rękę do niego.
- Uciekaj. - odtrącił moją dłoń.Spojrzałam z niedowierzaniem
- Don wstawaj...
- Rozejrzyj się! - krzyknął. - Tak chcesz zginąć!? Chcesz być rozszarpana na kawałeczki?! - łzy napływały mu do oczu. - Tylko nie ty... nie ty!Podeszłam do chłopaka i uklęknęłam. Spojrzałam w jego pełne rozpaczy i łez oczy.
- Wole zginąć z Tobą niż Cię tu zostawić. A najbardziej chciałabym przeżyć i żyć z Tobą. Więc proszę - wyciągnęłam ponownie rękę - nie poddawaj się tak łatwo i wstań.
Jakimś cudem udało mi się go złamać. Blondyn z trudem wstał i ponownie ruszyliśmy w stronę bazy. Najważniejsze było to, że byliśmy w ruchu.
Zaczynało robić się ciemniej i zimniej. Mimo, iż znaliśmy okolice, to przez gromadzące się stado musieliśmy wybrać drogę na około.
[* szum w radiu*]
Spojrzałam na krótkofalówkę którą Don miał przy spodniach. Nagle jebana zaczęła działać.[ Don? ] - odezwał się Lucas [ Odezwij się kurwa! Znalazłeś Nel?!]
[ Tak, jesteśmy razem] - wyrwałam radio
[ Dzięki Bogu...] - wyszeptał.
[ Ale... mamy pewien problem. Martwi zaczynają się formować w stado i jesteśmy... że tak powiem otoczeni. Idziemy cały czas przed siebie i próbujemy dojść do bazy, ale jest ich sporo i musimy wybierać drogę na około. ] - Złapałam oddech.
[ Kurwa!] - krzyknął, a w tle usłyszałam głos zmartwionej Daisy.
[ Don jest ranny. Ma skręconą kostkę i jest mocno poobijany. Ja mam chyba złamane kości w dłoni i palce. Nos też wygląda na złamany bo ledwo dycham. Nie damy rany sami z nimi walczyć. Potrzebujemy wsparcia i to teraz. ]
[ Co tam do cholery się stało?! ] - dopytywał - [ Przecież miałaś za chwile wrócić, on po Ciebie poszedł, a teraz wracacie cali.... NIE CALI! ]
[ Nie ma czasu, żeby teraz to tłumaczyć. ] - spojrzałam w stronę drzew. [ Kierujcie się na północ. Bez odbioru. ]
Dotarliśmy do starego drewnianego sklepu. Był przy drodze. Miałam nadzieje, że mój brat zaraz się pojawi i jak bohater nas uratuje.
Miejsce wydawało się bezpieczne, ale fakt tego, że było opuszczone i można było zauważyć plamy krwi na ścianach i podłodze, przyprawiał o mdłości.
- Obejrzę nogę. - powiedziałam pochylając się nad nogawką Dona.
- Raczej Ciebie powinien ktoś obejrzeć. - uśmiechnął się.
Spojrzałam na niego wzrokiem, który miał mu dać do zrozumienia, że aktualnie nie jest mi do żartów.
- Jest skręcona...- dodałam cicho. - Mam nadzieje, że Lucas szybko się pojawi. Dalej napewno nie damy rady pójść.
- Jak stado do nas dotrze...
- Nie dotrze. - przerwałam.Don spojrzał gniewnie.
- Jak dotrze...- kontynuował. - Masz zabierać dupę stąd. Nie patrz za siebie, a najlepiej nie słuchaj tego co będzie się działo.
- Po moim trupie. - podeszłam do okna.
- Chyba prędzej po moim. - poprawił się blondyn.Zaczęłam się denerwować i robić miny.
- Czemu zawsze musisz wydawać mi te rozkazy jakbyś był moim przełożonym. Nie jesteś! - krzyknęłam. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że nigdy Cię nie zostawię. Swoich się nie zostawia...
- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że się o Ciebie martwię i nie pozwolę Ci zginąć na darmo. - zaczął się denerwować.
- Na darmo?! - uniosłam się. - Jeżeli uważasz, że smierć w imię miłości to ,, darmo".... To nie wiem co nas łączy.
Powiedziałam coś czego nie chciałam. W gniewie.
- Do cholery Nel! - krzyknął tak, że cała aż wzdrygnęłam. - Przestań w końcu zachowywać się jak dzieciak i dorośnij. Nie żyjemy w starym świecie. Nie jest i nie będzie jak kiedyś. Jeżeli nie wbijesz sobie do głowy, że przetrwanie jest najważniejsze to nie wróżę Ci świetlanej i długiej przyszłości.
Oczy mi się zaszkliły. Pierwsza nasza ,, związkowa kłótnia".
- Przetrwanie nie jest wcale najważniejsze...- burknęłam.
- Skończ chrzanić. - pokręcił głową.
- Uczucia, to one sprawiają, że nie tracisz swojego człowieczeństwa. One pozwalają Ci iść na przód i przetrwać. Bo walczysz już nie tylko dla siebie i za siebie, ale walczysz dla kogoś, a to wymaga czasami poświęceń. - otarłam łzę z policzka.Naszą kłótnie przerwał szum radia.
[ N... Slysz...Słyszysz mnie?] - głos Lucasa rozbrzmiał między falami.
[ Tak. Przerywa coś, ale słyszę. ] - odparłam.
[ Gdzie jesteście? ]
[ W jakimś starym drewnianym sklepie] - wyjrzałam za okno. [ Prowadzi tu droga w stronę Hershey] .[ Niedługo będziemy. Mieliście racje... uformowało się stado i musieliśmy też ich ominąć. ] - westchnął. [ Wszyscy cali?]
[ Tak. ] - spojrzałam na siedzącego obrażonego Dona. Teraz on zachowywał się jak dziecko.
Nie.
Jak rozwydrzony bachor któremu się powiedziało ,, nie" i które wpadło w gniew. - [ Wszyscy cali. ]
[ Bądźcie gotowi. Wchodzimy i wychodzimy. Musimy to zrobić szybko i cicho. Bez odbioru. ]- dodał po czym usłyszałam już tylko ciszę.
![](https://img.wattpad.com/cover/361250605-288-k455904.jpg)
CZYTASZ
The End Of Everything
HororCodzienne życie nastolatki wywraca się do góry nogami, gdy wybucha zaraza. Czy dziewczyna poradzi sobie w nowym świecie i odnajdzie bezpieczne miejsce? Czy uda jej się wydostać z rodzinnego miasta Waszyngtonu? Czy rodzinna tradycja nauczyła ją przet...