W domu było cicho i ponuro. Ubrania, dokumenty, zdjęcia i potłuczone naczynia leżały rozrzucone na każdym kroku. Wiedziałam, że stało się tutaj coś złego.
Pierwsze o czym pomyślałam, to o zawołaniu rodziców, ale przecież nie wiedziałam czy jestem tutaj sama.
A co jak i oni stali się tymi potworami? Co jak mnie zaatakują, a ja będę stała wryta w podłogę i nie dam rady się obronić?
Milion myśli przeszło mi przez głowę, ale wiedziałam, że muszę działać. Nie mogłam przecież czekać na smierć.
A może i mogłam...
Przeszukałam cały dom wzdłuż i wszerz. Cały parter i piętro. I nic. Zero. Żadnego żywego człowieka lub tych istot. Byłam sama.
Poszłam do swojego pokoju po plecak. Ojciec kiedyś kupił mi taki specjalny jak mają żołnierze. Myślałam, że mi się nigdy nie przyda, a jednak.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrania, leki, dokumenty, jedzenie w puszkach oraz wodę. Zeszłam na dół do garażu po broń. Tak wiem, jak można w domu trzymać broń, przecież to ,, takie niebezpieczne", ale przecież mój tata był generałem. Oczywiści, że mamy broń.
Wzięłam nóż, glocka 28 i naboje do niego. Czy umiałam strzelać? Ni cholerę, ale umiałam walkę wręcz. W tym byłam bardzo dobra. Mój ojciec miał dość dobitny sposób nauczania.
Do plecaka dorzuciłam latarkę, mapę i baterie. Szukałam telefonu satelitarnego, który tata kupił ,, na czarną godzinę" ale nigdzie go nie było. Pewnie go wzięli.
Wszystko szło jak po maśle. Coś za łatwo. Obawiałam się, że to tylko cisza przed burzą. Nie myliłam się. Nagle usłyszałam dźwięk przejeżdżającego ciężkiego pojazdu. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak rozpędzona ciężarówka uderza w dom moim sąsiadów. Państwa Frankbergów. Na podjeździe nie było samochodu, więc pewnie wcześniej uciekli. Oby byli cali...
Gdy rozmyślałam o moich sąsiadach, ciężarówka nagle wybuchła. Hałas napewno było słychać na kilometr. Samochód stanął w płomieniu a razem z nim i dom. Miałam przesrane. Dym, wydźwięk eksplozji i ogień przyciągały truposzy.
Pobiegłam do wyjścia. Zanim otworzyłam drzwi jeszcze się odwróciłam ,, żegnając się" z domem. Na komodzie przy wejściu stało zdjęcie. Nasze wspólne rodzinne zdjęcie. Cała czwórka. Zbiłam szybkę o podłogę robiąc przy tym trochę hałasu. Wyjęłam zdjęcie i schowałam do kieszeni w kurtce. Byłam gotowa.
Gdy tylko otworzyłam drzwi, poczułam okropny smród. Ten odór to była mieszanka palonego ciała trupów które ciągnęło do ognia, paliwo i MÓJ STRACH.
Było ich masę. Dziesiątki. Dorośli, starsi i dzieci. Ciężko było ocenić, czy był ktoś żywy, czy jednak ,,martwy"
Zaczęłam biec w prawo, żeby wydostać się z osiedla na drogę. Unikałam każdego sztywnego jak mogłam.
Ich zakrwawione ręce rzucały się na mnie i słyszałam tylko dźwięk ich zębów. Jakimś cudem żaden mnie nie złapał. Byłam szybsza i sprytniejsza.Strach cały czas mi towarzyszył. Kto by się nie bał. Żyjesz jak gdyby nigdy nic, a tu nagle twoje życie przewraca się o 180 stopni.
Biegłam ile sił w nogach. Widziałam ciała i niezliczoną ilość kałuż krwi. Widziałam płonące samochody i domy. Płakałam. Miałam tylko 15 lat. Za pare miesięcy miałam kończyć 16. Nie wiedziałam, czy przeżyje następne 24 godziny, nie mówiąc o miesiącach. Byłam sama. Przynajmniej tak myślałam...
Mój bieg przerwał widok rzucającego się umarłego na rodzinę. Nie mogłam nic zrobić. Dla nich było za późno. Drapieżnik rozszarpywał ich ciała. Rozpruwał brzuchy. Zjadał wnętrzności. Było mi niedobrze. Nim się obejrzałam leżałam na ziemi, a moje ciało przygniatało ciężkie truchło umarlaka. Jeden z nich próbował i ze mnie zrobić sobie Szwedzki stół. Zaczęłam z nim się szarpać. Wiedziałam, że NIE MOGĘ dać się ugryźć. Nóż miałam w bucie, więc jedyne co było pod ręką, to pistolet, który wypadł na szczęście koło mnie. Mimo, iż ręce trzęsły mi się jak galareta, nie zawahałam się go użyć. Strzeliłam trupowi prosto w czaszkę. Jego krew jak i kawałki mózgu trysnęły mi centralnie w twarz. Byłam cała pokryta jego mazią.
- Kurwa!- krzyknęłam sapiąc. Nie dość, że miałam zatrutą krew na swojej twarzy, to na dodatek narobiłam hałasu.
Zrzuciłam z siebie bezwładne ciało i podniosłam się z ziemi. W tym momencie zza rogu wyjechał pickup wojskowy. Podjechał do mnie, a ja stałam z pistoletem w ręku, wymazaną twarzą i krwią dookoła siebie.
Świetnie, zaraz mnie uznają za ,, to coś" i zabiją
- Żywa? - krzyknął facet w okularach przeciwsłonecznych i czapką z daszkiem.
- No, żywa- odpowiedziałam wzruszając rękoma.- Ugryziona?- mężczyzna zadawał pytania używając po jednym słowie.
- Nie. - powiedziałam dość pewnie. Kierowca zrobił grymas. Chyba robił taką minę jak myślał.- Jak żywa i nie ugryziona, to wsiada.
Spojrzałam na samochód. Zobaczyłam w środku 3 osoby. Na pace była woda i jakaś broń. Nie zastanawiałam się długo. Wsiadłam.
- Trzymaj się mocno dziecko, może być wyboiście.- uśmiechnął się mężczyzna za kierownicą. Oczywiście, że będzie wyboiście, tyle tu trupów na drogach.
Odjeżdżaliśmy w stronę zachodzącego słońca.
Żartuje.
Odjeżdżaliśmy w totalną ciemność. Oddaliliśmy się od mojego osiedla. W końcu wyjechaliśmy za miasto. Wszystko stało w ogniu. Słychać było krzyki i wycie syren pogotowia, policji i straży pożarnej. To był koniec.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do bazy wojskowej. Miałam być tu bezpieczna.
Czy aby napewno?

CZYTASZ
The End Of Everything
HorrorCodzienne życie nastolatki wywraca się do góry nogami, gdy wybucha zaraza. Czy dziewczyna poradzi sobie w nowym świecie i odnajdzie bezpieczne miejsce? Czy uda jej się wydostać z rodzinnego miasta Waszyngtonu? Czy rodzinna tradycja nauczyła ją przet...