Rozdział 4: Azyl

26 2 0
                                    

Wysiadając z pickup'a wzięłam trochę wody i zaniosłam pod wejście do bazy. Hala w której się schronili była ogromna. Wystarczyło miejsca na samochody, przyczepy campingowe i namioty. Oprócz tego, że było troszkę chłodno, to było całkiem przyjemnie. Tak...rodzinnie można rzec.

- Dziecko - powiedział kierowca. -Chodź, musisz się umyć. Wyglądasz jak jeden z nich. Nawet zaczynasz cuchnąc jak oni.

No co ty nie powiesz

Jeszcze godzinę wcześniej mózg trupa wystrzelił mi w twarz. Ciekawe dlaczego śmierdziałam.

Mężczyzna zaprowadził mnie do łazienki i zostawił czyste ubrania.

- Jest ciepła woda- uśmiechnął się. Dziwnie zaczynał rozmowę. - Jak coś, to nie zużyj całej - pokiwał palcem i wyszedł.

Po odświeżeniu się, założyłam ubrania które dostałam. Rozczesałam mokre włosy i poszłam na stołówkę. Byłam bardzo głodna.

- Proszę, to dla Ciebie.- ciemnoskóry chłopak podał mi talerz z jedzeniem. Wiedzieli, że zgarnęli mnie po drodze. Byli przygotowani. - Jak zjesz, generał chce z Tobą porozmawiać. - powiedział wojskowy i odszedł.

Generał ta?

Po posiłku udałam się prosto do biura generała. Siedział w niedużym pomieszczeniu. Na samym środku biurko z krzesłem, a po bokach sterta dokumentów i jakiś książek. Na ścianie ordery, puchary i medale. W oknach jak i w okienku w drzwiach szara roleta.

Pewnie kiedyś była biała.

Za biurkiem siedział kierowca który tu mnie przywiózł.

To jest generał?!

- Siadaj młoda, czas pogadać. - generał wskazał na krzesło, a ja zamknęłam drzwi. - Witam Cię w mojej bazie. Jestem Generał Gerard Barison.

Gerard Barison- Generał, średniego wzrostu z siwym zarostem. Liczne ślady i blizny po ranach na ciele. Ma delikatny brzuszek, ale wydaje się dość energiczny. Silny charakter z nutką sarkazmu i irytacji egzystencji wokół debili.
Z drugiej strony Generał wydawał się dość miły i pocieszny. Może to jedna z wielu jego masek. Taka przykrywka.

- Nel...Nel Rodrigo- wykrztusiłam. Czułam jakby krew martwego  dalej była w moich ustach i szła do płuc.

- Rodrigo powiadasz. - Gerard wydawał się zaintrygowany.
- No tak, Rodrigo.
- Czy twój ojciec nazywa się Mark Rodrigo?

Oczy zrobiłam ogromne. Czy on zna mojego ojca? Jeszcze niech się okaże, że jest takim samym pojebem jak mój tata, to już w ogóle będę się modliła o śmierć.

- Zgadza się. Dokładniej to Generał Mark Rodrigo.- poprawiłam Barisona.
- Znałem twojego ojca. Miałem przyjemność towarzyszenia mu w wielu misjach w terenie. - założył nogi na biurko  i splótł ręce. Typowy cwaniak. - Gdzie on się teraz podziewa?

- Skąd mam to wiedzieć? - zapytałam arogancko. - Kiedy wszystko się sypnęło byłam w szkole. Gdy wróciłam do domu, jego ani mamy nie było.
- I nie chciał uratować swojej córeczki? - przechylił głowę na lewo.

Co za kutas

- Nie, córeczka daje sobie świetnie sama radę. - odpysknęłam, a Gerard się zaśmiał. - No, w chuj śmieszne Generale.

Twarz mężczyzny się zmieniła. Z neutralnego wyrazu zrobił gniewną oraz zmarszczył brwi.

- Widzę, że charakterek masz po tatusiu.

Że co mam? Po kim? Napewno nie. Ojciec jest skończonym tyranem bez uczuć, a ja jeszcze sumienie mam.

- Zostaniesz tutaj. Będziesz bezpieczna. A Mark sam się odnajdzie. Jest jak bumerang. - Barison mówiąc to wyciągnął z szuflady kartę. - To jest karta magnetyczna do twojego... No można powiedzieć pokoju. Nie są to luksusy, ale w obecnej sytuacji nic lepszego nas nie czeka.-położył kartę na biurku i czekał, aż po nią sięgnę.

The End Of EverythingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz