Rozdział 28: Raz na zawsze

8 1 0
                                    

Gdy wróciliśmy do bazy i chcieliśmy iść sprzątać bloki, zadałam sobie sprawę, że zostawiłam nieśmiertelnik na drewnianym pniu przy szopie.

- Dołączę do was później. - odwróciłam się w kierunku wyjścia.
- Gdzie idziesz? - zapytał Lucas odkładając taczkę.
- Zostawiłam coś w tamtym domu.
- Ktoś pójdzie z Tobą. - rozejrzał się po towarzyszach.

No tak. Dalej uważał mnie za małą dziewczynkę.

- W porządku, pójdę sama. Włączę tryb przetrwania Otto. - dodałam na odchodne.

Zaczynało się ściemniać i robić coraz bardziej zimniej. Śnieg uginał mi się pod butami i wydawał charakterystyczny dźwięk. O dziwo nie spotkałam żadnego martwego, co było trochę niepokojące.

Całą drogę czułam, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam co. Czułam się obserwowana, a nikogo dookoła nie było. Dziwne uczucie towarzyszyło mi aż do tego opuszczonego domu.

Na tyłach posesji zaczęłam szukać naszyjnika, który wcześniej zostawiłam. Rozglądałam się wszędzie, ale nie mogłam go znaleźć.

- Dźwinę... - powiedziałam na głos sama do siebie.

Nagle usłyszałam jak ktoś odbezpieczył broń. Delikatnie podniosłam ręce do góry i zaczęłam się obracać. Moim oczom ukazał się rudy chuj, który znowu celował do mnie z broni.

- Historia się lubi powtarzać huh.- arogancko się uśmiechnęłam.
- Tego szukasz? - wyjął nieśmiertelnik z kieszeni.
- Nie należy to do Ciebie. - burknęłam.
- Ani do Ciebie. - podszedł bliżej. - Powiedz mi Nel... Skoro historia lubi się powtarzać, to może i my powtórzymy to co było? Tylko wiesz, tym razem dodamy trochę ostrych scen. Takich jakie lubisz z Donem najbardziej.

Tony był tak blisko, że czułam jak jego oddech dostaje się do moich płuc i wypełnia swoim jadem cały mój organizm. Nie mogłam nic zrobić. Chłopak miał mnie na muszce i gdybym się tylko ruszyła, mój mózg pokrył by twarz chłopaka jak i drzwi od szopy.

- Jesteś zazdrosny bo wybrałam jego, a nie Ciebie.
- Może... a może po prostu jestem jebanym psycholem, który lubi straszyć małe dziewczynki.
- Dobrze, że znasz chociaż swoją wartość.

Tony się mocno wkurwił i przyłożył mi lufę do skroni. Cały aż zrobił się czerwony, a para wychodziła mu uszami.

Stojący naprzeciwko mnie chłopak z bronią w ręku wydawał się pewny tego co robi. Zdradziły go jednak trzęsące się ręce. Strach mu nie pozwalał strzelić? Czy to tylko zastrzyk adrenaliny?

- Posłuchaj mała dziwko. - mówił przez zęby. -  Rozjebałaś jedyną osobę, która mnie rozumiała. Dlaczego miałbym nie rozjebać i Ciebie?

Zdałam sobie sprawę, że tutaj nie chodzi o mnie, a o Lizzy, którą zabiłam. Tony odnalazł w niej spokój, którego nie mógł znaleźć u mnie. Lizzy dopełniła go swoją mroczną stroną. Oboje byli siebie warci i oboje byli chorzy psychicznie. Gdy odebrałam dziewczynie życie, a raczej walczyłam o swoje, rudy się zatracił. Stracił to co ,, kochał", to na którym punkcie miał obsesję.

- Czyli o to chodzi. - dodałam patrząc na ziemię. - Chodzi Ci o smierć Lizzy. O to co się z nią stało.

Chłopak zaczął się jeszcze bardziej denerwować gdy tylko wymawiałam jej imię.

- O to co się z nią stało?! Chyba o to co ty jej zrobiłaś. Zabiłaś ją! - krzyczał. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że żałujesz, a może pozwolę Ci żyć!

A czy chciałam żyć?
Chciałam.

Ale coś we mnie nie pozwalało mi, dać mu za wygraną. Nie potrafiłam wypowiedzieć czegoś, co było niezgodne z prawdą. Spojrzałam chłopakowi w oczy. Widziałam w nich gniew.

- Wiesz co Tony... Nie żałuje. Gdybym mogła zrobić to ponownie... z chęcią znowu bym udusiła tę sukę... i to na twoich oczach.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech pełen arogancji. Sama czułam się jak jakaś psycholka.

Ręce rudego trzęsły się jeszcze bardziej i już chciał oddać strzał. Spojrzałam w niebo i na gwiazdy które je zdobiły.

Mam nadzieję, że poradzicie sobie beze mnie. Dziękuje i przepraszam.
Kocham was.

Nagle usłyszałam wystrzał i... nic. Nie byłam podziurawiona ani nie lała się ze mnie krew. Jak się okazało, Tony strzelił, ale nie do mnie.

Spojrzałam w stronę chłopaka i zobaczyłam siedzącego na nim Dona, który okładał go z całych sił. W blondynie znowu uwolnił się jakiś potwór, który nie pozwalał mu przestać. Nie wiem czy to strach o stratę mnie wzbudzał w nim taka agresje czy fakt, że Tony zasługiwał na smierć.

Ale czy faktycznie ktoś zasługuje?

Moje wołanie Dona nic nie dawało. Jego pięści były pokryte krwią rudego, który wyglądał początkowo jakby wcale nie chciał walczyć. Pozory jednak mylą.

Rudy zrzucił z siebie blondyna i zaczął go uderzać. Początkowo rękoma, ale za chwile zagrał nie czysto. Złapał za nóż i próbował przeciąć nim twarz Dona. Chłopak odruchowo zasłonił się ręką. Ostrze przejechało po jego delikatnej skórze, a Ryder syknął. Oboje byli silni, ale doskonale wiedziałam, że Don był silniejszy.

Jednak coś nie pozwalało by Don z nim skończył. Zaczął tracić siły, a Tony nie przestawał. Psychol złapał za broń i zaczął uderzać nią w twarz i głowę Rydera.

Dość tego. Mieli swoje pięć minut. Dołączam do zabawy.

Szybkim krokiem podeszłam do chłopaka i złapałam za włosy. Odciągnęłam od Dona i kopnęłam w brzuch.

- Nie mieszaj go w to. - spojrzałam szyderczo i zadałam cios prosto w nos.

Tony uderzył mnie z kolana w brzuch. Ból który odczułam sprawił, że chwile byłam zamroczona. Leżałam na brzuchu i próbowałam się odwrócić na plecy, żeby mieć lepszą koordynację ruchów w razie obrony.

Nie zdążyłam.

Tony złapał mnie za włosy od góry i pociągnął to tyłu. Patrzyłam na Dona który nic nie mógł zrobić. Sam się ledwie ruszał.

- Widzisz to? - potrząsnął moją głową. - przypatrz się mu, bo widzisz go ostatni raz.

Rudy po tych słowach uderzył z całej siły moją głową o ziemie, łamiąc mi najprawdopodobniej nos. Nie wiem... nie czułam co właśnie pękło.

Chłopak podszedł do Dona i dalej go napierdalał. Blondyn próbował się bronić jak tylko mógł, ale mimo to, Tony okazał się dziwnie silny.

Widziałam, że zaczyna tracić życie na moich oczach. Rozglądałam się z myślą, za co mogę złapać by ogłuszyć Tony'ego. Zobaczyłam po lewej stornie leżący pistolet. Zaczęłam się czołgać w jego stronę, ale rudy to zauważył. Podszedł do mnie, stanął mi na dłoń i zaczął butem ją wgniatać w ziemię. Don próbując odwrócić jego uwagę, wbił mu w łydkę nóż.
Tony wydał z siebie odgłos bólu i zostawił mnie w spokoju. Za to wrócił do mojego chłopaka.

Nie mogłam na to patrzeć. Krew była wszędzie, a twarz Dona przypominała zbite jabłko. Mimo bólu, połamanego nosa, poturbowanych kości w dłoni, próbowałam sięgnąć pistoletu.

Udało się.

Zebrałam w sobie siły i jak najszybciej wstałam. Stanęłam za rudym i wymierzyłam do niego. Chłopak odwrócił się do mnie i zaczął iść. Nie czekałam długo. Strzeliłam.

Kula przeszła prosto przez jego czaszkę, a bezwładne ciało runęło na ziemię. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zauważyliśmy trupów, które szły w nasza stronę.

- Chodź musimy iść. - próbowałam podnieść Dona z ziemi.
- Idź sama. - wystękał. - Będę Cię tylko spowalniać.

Krew w moich żyłach się zagotowała, a oczy zrobiły szkliste.  Złapałam za głowę chłopaka i spojrzałam mu w oczy.

- Nie zostawię Cię, rozumiesz? - powiedziałam przez zęby. Próbowałam zahamować płacz, lecz Don widział jak łzy lecą mi po policzkach.

The End Of EverythingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz