Rozdział 10

139 14 1
                                    

Wstałam już niewiele więcej pamiętając z ostatniego wieczoru w nadziei, że ten nieśmieszny teatrzyk już się skończył i nie ma tu ani Alice ani przede wszystkim tego jakże niesamowitego Caleba. I chyba pierwszy raz w życiu się nie rozczarowałam, byłam w domu, tylko z Lindą. Tego właśnie potrzebowałam - spokoju i jej...

- Wodyyy!!! - krzyknęła czarnowłosa od razu, kiedy usłyszała moje kroki, gdy w końcu postanowiłam duszyć dupę.

Co ja się z nią mam... Ale czego ja nie zrobię dla mojej księżniczki? Odwróciłam się na pięcie i poszłam do kuchni po szklankę wody, przy okazji sama wzięłam jedną, bo również poczułam taką potrzebę.

- Już - powiedziałam popychając drzwi do sypialni i podałam jej wodę.

- Dziękuję ci dobroduszny człowieku - powiedziała po napiciu się. Miała bardzo roztrzepane włosy i nie do końca zmyty makijaż. Pomimo tego i tak wyglądała jak najbardziej perfekcyjna osoba na świecie, ona nawet nie musi się starać, aby ładnie wyglądać. Według mnie w każdym wydaniu jest najcudowniejszym człowiekiem jaki tylko żyje na ziemi. I to jest moment w którym nie wiem czy zazdroszczę jej urody i sposobu życia czy jestem w niej na zabój zakochana i widzę w niej wszystko co idealne, nawet jeśli takie nie jest?

- Chcesz śniadanie? - zapytałam, bo byłam już głodna. Zapewne znowu nie zjadłam kolacji.

- Pewnie, że tak! Normalnie zjadłabym wszystko - powiedziała odkładając już pustą szklankę na szafkę nocną. Było już grubo po jedenastej, z jednej strony źle się czułam z tym, że straciłam dużo dnia, ponieważ należę do typu osób, które wcześniej wstają rano jednak z drugiej strony cieszę się, że w końcu mogłam się wyspać.

Udałam się do kuchni, aby zrobić szybko jakieś jedzenie dla siebie i mojego małego pasożyta. Zastanawiałam się pomiedzy tostami a jajecznicą, po której byłoby więcej sprzątania. Ja jak ja - poszłam na łatwiznę. Wyjęłam chleb i jakaś szynkę, którą jeszcze można było  jeść, więc idealnie. Po pięciu minutach śniadanie już było gotowe. Przypomniałam sobie, że oczwkiwałam odpowiedzi od Amber, więc wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam czy odpisała.

Kartoniarz z ulicy 🙄😘🧠

16 będzie git?

Tak jak podejrzewałam, odpisała.

Kartoniarz z ulicy 🙄😘🧠

Ja: pewnie

Aby nie tracić więcej dnia udałam się do pokoju i zaczęłam uczyć się z półpełnych notatek, które miałam z wykładów. Jestem pewna, że nie było tam nawet niewielkiej części potrzebnych rzeczy o których mówił wykładowca. Pomimo tego muszę przyznać, że pójście na ten kierunek było najlepszym wyborem w moim życiu. Świetnie trafiłam, a dzięki temu że interesuję się przedmiotem to z chęcią się go uczę. Włączyłam sobie w tle jakiś psychologiczny podkast, aby więcej się nauczyć, jednak po pięciu minutach go wyłączyłam, bo trudno było mi myśleć nad czymkolwiek. Niestety, ale nie mam podzielności uwagi i jak coś robię to muszę się na tym skupić w stu procentach.

Po dwóch godzinach nauki zjadłam obiad, który na szybko przygotowała moja współlokatorka i zaczęłam szykować się do wyjścia, aby chociaż wyglądać jak człowiek kiedy wyjdę na miasto. Przy okazji Linda poprosiła mnie abym poszła do sklepu kupić coś do jedzenia.
Wybrałam luźne dresy i bluzę z kapturem, po czym dobrałam torebkę gdzie schowałam bardziej i mniej potrzebne rzeczy, a następnie wyszłam z mieszkania. W pierwszej kolejności wybrałam się do posiadłości tej całej 'mafii' czy co to konkretnie jest, gdzie jak podejrzewałam czekała na mnie blondynka.

- Jestem - powiedziałam otwierając drzwi i rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było tam nikogo więcej oprócz dziewczyny, która siedziała przy stoliku trzymająć w ręku papiery.

- O, no tak - odparła Amber w skupieniu czytając jakieś dokumenty, po czym odwróciła głowę w moją stronę i zapytała - więc o co chodzi?

- No więc tak, mam nieciekawą sytuację finansową i się zastanawiałam czy bym mogła w jakiś sposób tu zarobić - oznajmiłam siadając obok dziewczyny, ale moją wypowiedź przerwało mi kopnięcie w drzwi.

- Kto i co chce? - szepnęła z irytacją
pod nosem niechętnie wstając z miejsca. Nie umknęło mojej uwadze to jak wywróciła oczami. Naprawdę nie poznaję tej dziewczyny. Tak bardzo różni się od tej wejsji kiedy pierwszy raz ją poznałam, że to jest aż niesamowite jak umiejętnie można zmieniać charakter.

- Pomóż mi to znieść - powiedział mi znajomy, wkurwiony głos, tak, to była Clara - po co wy mi jesteście jak to ja się muszę męczyć z ciąganiem walonych worków z ziemią!? Naprawdę wszyscy macie aż tyle roboty?

- Hej? - przywitałam się niepewnie.

- O, witaj Nicole. - powiedziała już bardziej przyjaznym tonem, chociaż nie był wybitnie miły i popatrzyła się na mnie - co cię tu sprowadza?

- Nie ma pieniędzy i chcę tu pracować  - wyjaśniła szybko blondwłosa dziewczyna.

Brunetka przejechała mnie wzrokiem i z jej miny wynikało, że mocno coś analizuje. Siedziałam jak debil, było mi bardzo niezręcznie i z lekkiego stresu zaczęłam bawić się pierścionkiem, który miałam na lewym kciuku.

- Póki nie jest świadoma tego na co się pisze, to jak najbardziej - odezwała się po paru sekundach - z drugiej strony to i tak powinnaś tutaj zostać skoro nie miałaś wczoraj zasłoniętej twarzy.

Nie rozumiem o co jej chodzi, jak mówi że nie wiem na co się piszę. Mój pomysł na to jest prosty niczym spanie. Jak już, będę miała tyle pieniędzy ile potrzebuje to się zwolnię. Co w tym trudnego? Zostanę tu na dwa, najwyżej trzy miesiące i się zwijam.

Po chwili trzymałam w rękach dość ciężki worek prawdopodobnie z ziemią, po wczorajszym incydencie mam wątpliwości co do prawdomówności tych ludzi. Szłam za kobietami, które pokierowały się w stronę drewnianych drzwi, na które wcześniej nie zwróciłam szczególnej uwagi. Po przekroczeniu progu nieznanego mi pomieszczenia ukazały się schody prowadzące na dół, a na końcu kolejne, metalowe drzwi otwierane na kod. Po co jest im takie zabezpieczenie do piwnicy? Co się tam musi znajdować? Weszłyśmy do środka, gdzie był dużych rozmiarów pokój i padało niebieskie światło. Zdecydowaną część pomieszczenia zajmowały jakieś rośliny, chyba domyślam się co to jest, jednak nie wszystkie doniczki były zapełnione. Podejrzewam, że to właśnie do tego była ta ziemia.

- Co wy się w ogrodników bawicie? - zapytałam ironicznie rozglądając się po pomieszczeniu.

- No to nie do końca zabawa, raczej praca, przecież jakoś musimy zarabiać - poprawiła mnie Amber, widać, że nie mają humoru i nie znają się na żartach.

- Chyba nie muszę ci uświadamiać, że nikomu nic nie mówisz o tym co tu się dzieje i czym się zajmujemy, prawda Nicole? - zwróciła się do mnie Clara, na co kiwnęłam głową. Bez przesady, to że nie mam jeszcze skończonej osiemnastki nie świadczy o tym, że jestem dzieckiem i nie znam się na takich sprawach, a tak właściwie, to przecież mój wiek za jakiś czas się zmieni. Nie muszą mnie traktować jak człowieka, który nie ma o niczym pojęcia.



Napraw to co zniszczyłaśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz