Rozdział 20

117 12 5
                                    

Ten sam dzień

Avery's pov

Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Moja dziewczyna nie żyje. Jest po drugiej stronie. Nie ma jej. Już nigdy do mnie nie wróci. Nigdy, ona już nie instnieje. Ktoś mi ją odebrał jednym naciśnięciem spustu. Nawet nie pomyślałam o tym, aby odwrócić się w kierunku osoby, która oddała strzał aby zobaczyć jej twarz. Bez zastanowienia od razu rzuciłam się na moją dziewczynę. Tak badzo chciałam, aby ze mną została. Obejmowałam ją tak mocno, jakbym miała nadzieję, że dzięki temu jej dusza tutaj zostanie. Wpadłam w niekontrolowaną rozpacz. Usiłowałam zrobić wszystko co możliwe jednocześnie nie robiąc nic pożytecznego. Może dlatego umarła? Theo, czyli chłopak który wtedy tam ze mną był, ciągle mi powtarza, że to przecież nie moja wina. Mam w nim jedyne wsparcie. No i w tej Sheryl, która nawet nie na mojego prawdziwego imienia, ale nie mam zamiaru się tak poniżać aby poprosić ją o pomoc. Słowa współczucia dostaję praktycznie od każdego, ale mogłabym podważyć ich szczerość. Szef nawet nie zwrócił na to uwagi. Grayson to bezuczuciowy mężczyzna, dla którego liczą się tylko zyski. Jest dużą przeszkodą do utworzenia jakiejś więzi w naszym gangu, abyśmy czuli się jak rodzina i wspierali siebie nawzajem. Zamiast tego, jesteśmy mocno podzieleni, obgadujemy się niesprawdzonymi plotkami, a czasem nawet skaczemy sobie do gardeł.

- Jak się czujesz? - zapytał Theo wchodząc do mojego pokoju. Przez cały dzień mnie nie opuszczał, ale dawał mi przestrzeń.

- Jak widać - powiedziałam. Z mojego tuszu do rzęs nie zostało już nic. Na łóżku była sterta porozrzucanych chusteczek. Moja koszulka była cała mokra od łez, oczy podejrzewam że były czerwone, prawdopodobnie jak cała moja twarz.

- Zrobię ci herbatę, wyglądasz na naprawdę wyczerpaną - powiedział gładząc mnie czule po włosach - jesteś pewna, że nie chcesz jeść?

- Nic mi nie przejdzie w tym momencie przez gardło - potwierdziłam - oprócz herbaty.

- Rozumiem - powiedział i posłał mi ciepły, szczery uśmiech - w takim razie idę robić.

Ponownie zostałam sama w pomieszczeniu. Nie przeszkadzało mi to. Theo również potrzebował chwilę przerwy. Śmierć mojej dziewczyny bardzo go dotknęła, przecież był jej przyjacielem i od samego początku obserwował mój związek z nią, dlatego teraz daje mi tyle wsparcia. Wie jak dużo dla mnie znaczyła. Czasem mam nawet wrażenie, że rozumie mnie bardziej niż ja samą siebie. Jak na ten moment jest dla mnie najważniejszą osobą jaka mi została. Chłopak pomimo straty również ważnej dla niego osoby skupia się tylko na mnie i nie chce pokazywać mi, że sprawia mu to ogromny ból, bo wie że zniszczyłoby mnie to jeszcze bardziej. Mokre policzki i czerwone oczy go zdradziły. Nie mam o to do niego żalu, nie chcę również aby ukrywał przede mną jego emocje. On sam również potrzebuje wsparcia, które bardzo chciałabym mu dać, ale jak na ten moment nie jestem w stanie tego zrobić. Po mniej niż pięciu minutach, drzwi do mojego pokoju ponownie się otworzyły.

- Przyniosłem herbatę - powiedział wchodząc do pomieszczenia - oraz żelki.

- Dziękuję Theo, jesteś cudowny - podziękowałam chłopakowi, po czym zrobiłam dla niego miejsce, aby mógł usiąść na łóżku - a ty, jak się czujesz?

- Nie jest łatwo - przyznał - ale jakoś sobie poradzimy, prawda?

- Nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że ona - przerwałam pociągając nosem - kurwa nie żyje.

- Ja też - powiedział czule mnie przytulając - to zajmie nam bardzo dużo czasu. Pamiętaj, że Silver by nie chciała w żadnym wypadku, abyśmy się poddawali.

- Mnie to nie obchodzi, przecież jej już nie ma! Co z tego!? - powiedziałam zdesperowanym, podniesionym głosem - nie ma jej.

- Jest tutaj - szepnął dotykając mojej klatki piersiowej, a następnie czoła - i tu.

Napraw to co zniszczyłaśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz