Rozdział 15

114 14 2
                                    

Wstałam bardzo niewyspana przez małą ilość snu. Poniedziałek... No to zapierdalamy z kolejnym tygodniem. Pełna entuzjazmu i energii wyszłam spod kołdry i poszłam zrobić sobie śniadanie. A tak na serio, to na pełnym wkurwie zupełnie za nic na wszystkich i wszystko sturlałam się z łóżka. Moja złośc była jeszcze większa, kiedy podczas posiłku, Linda poinformowała mnie, że przyjdzie do niej Caleb kiedy dziewczyna skończy pracę. Wręcz bajecznie. Mam nadzieję, że nie będę miała jakichkolwiek zadań w mojej drugiej pracy, ponieważ mam teraz ochotę rzucić wszystko. Czuję, że to poprostu nie mój dzień.

- No serio, wczoraj jak ciebie nie było, to przez dobre dwie godziny z nim o tym rozmawiałam - powiedziała Linda, która wyrwała mnie z zamyśleń. Nawet nie zorientowałam się, że coś do mnie mówiła i nie wiem na jaki temat rozmawiamy.

- Serio? - zapytałam, aby wydawało jej się, że przez cały ten czas ją słuchałam - bardzo długo.

- Naprawdę, a jak już chciałam się rozłączyć, to mnie namawiał żebym jeszcze nie kończyła z nim rozmowy - powiedziała śmiejąc się pod nosem - nie wiem, on ma chyba jakąś obsesję na moim punkcie...

Oj kochana, gdybyś ty widziała siebie w moich oczach to te słowa nigdy by ci nie przeszły przez usta. Że on?

- No chyba tak - odparłam krótko i obojętnie, po czym zastała cisza.

Z dziewczyny ubyło trochę euforii i zmarszczyła brwi na moje słowa, jakby wiedziała, że coś jest na rzeczy. Ja dokończyłam swój posiłek i chciałam udać się do kuchni, aby odstawić naczynia, ale zatrzymał mnie jej anielski głos.

- Co ty taka... - odezwała się po chwili kobieta - nie trawisz go, czy coś w tym stylu?

- Nie wyspałam się poprostu - odpowiedziałam jej i nawet po części było to prawdą.

Przybrałam bardziej zmęczony wyraz twarzy, aby uwierzyła że słowa które przed sekundą wypowiedziałam wcale nie są wymówką. Zostało mi to z dziecięcych lat, kiedy nie chciało mi się iść do szkoły i musiałam udawać chorobę, aby wzbudzić litość w rodzicach. Czy kiedykolwiek mi się udało? Oczywiście że nie, ale przecież nadzieja umiera ostatnia.

Powiedziałam Lindzie, że idę dalej się szykować w czasie kiedy kontynuowała swoje puste monologi o Calebie. Spotkałam go ledwo dwa razy w życiu i już mam go dość, a do tego jednocześnie chcę się znajdować na jego miejscu. Dziwnie to brzmi, jednak takie są fakty. Zazdroszczę mu tego, jak dziewczyna go traktuje, chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułam takiej zazdrości jak od momentu kiedy zaczęłam podejrzewać, że pomiędzy tą dwójką prawdopodobnie będzie lub już nawet są jakieś głębsze uczucia. Chcę być na jego miejscu nawet w tych sytuacjach, których jeszcze nie przeżyli, wręcz jakbym zazdrościła mu na zapas. Chcę się zająć jakąkolwiek czynnością, na którą będę musiała przelać całe moje skupienie, aby o nich nie myśleć, bo ta emocja którą odczuwam kiedy przewijają się w mojej głowie jako ktoś więcej niż przyjaciele źle na mnie działa i staję się chamska dla niewinnych ludzi. Pomyślałam, że mogłabym zapytać Evisa o kolejne lekcje jazdy, kiedy całą uwagę musiałabym skupić na jednym zadaniu i myślę, że to nie jest jakiś niesłuszny pomysł, bo przyniosłoby mi to korzyści w postaci większych umiejętności. Postanowiłam, że poproszę go o to kiedy tylko będę miała okazję to zrobić. Godzinę później byłam już na uczelni, wchodząc zobaczyłam Amber na korytarzu, więc jej pomachałam na co dziewczyna odpowiedziała mi lekkim uśmiechem. Nie chciałam jej zatrzymywać jeśli nie miałam żadnego większego powodu, dlatego udałam się we własnym kierunku.

Siedziałam na wykładach i jak zwykle nie potrafiłam się skupić na obecnym temacie, albo to jest takie nudne albo w moim życiu się za dużo dzieje i nie mam czasu rozkładać sobie tego wszystkiego na czynniki pierwsze, co zawsze lubię robić aby podejmować prawidłowe decyzje, chodziaż pomimo tego i tak się okazuje, że przeoczyłam jakiś istotny szczegół. Po godzinnych rozmyśleniach i ślepego robienia notatek z losowych wyłapanych słów wykładowcy napisała do mnie Amber. Mianowicie chodziło o to, że była jakaś afera i zaraz może dojść do strzelaniny w miejscu gdzie jest dużo cywilów. W kolejnych wiadomościach przekazała mi, że już czeka przed wejściem i mam wyjść w tępie natychmiastowym, co uczyniłam bez żadnego zawahania. Na wykładach to normalnie, że studenci wychodzą w połowie monologów osoby prowadzącej, nie to co w liceach lub szkołach podstawowych, w końcu tutaj są dorosłymi ludźmi i już nikt nie może im mówić co mają robić. Wręcz biegłam przez korytarz do drzwi wyjściowych zastanawiając się chociaż nad tym gdzie ma miejsce sytuacja o której wspomniała mi blondwłosa dziewczyna. Ona jak ona, oczywiście, że nie może mi podać wszystkich szczegółowych informacji, które z pewnością są niezbędne do dalszego działania. Nie rozumiem sposobu jej postępowania, czy według niej to ma pomóc? Jeśli tak twierdzi to jest w ogromnym błędzie, bo uważam że może być zupełnie odwrotnie.

Napraw to co zniszczyłaśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz