Rozdział drugi: Niepewność

667 32 46
                                    

hej! życzę wam miłego czytania, a my, jak zwykle widzimy się pod rozdziałem.
Ps. Będę bardzo wdzięczna za gwiazdki i komentarze :3

#aooswatt

***

Margarett

Nie byłam gotowa. Absolutnie nie byłam.

Gdy Ares prowadził mnie do mojego pokoju, poczułam się strasznie zagubiona. Nie sądziłam, że już na wejściu spotka mnie tyle szeptów, czy oceniających spojrzeń. Nie byłam na to nastawiona. Nikogo tam nie znałam. Byłam pozostawiona sama sobie, i o ile mi to nie przeszkadzało, wiedziałam, że prędzej czy później czyjeś towarzystwo mi się przyda.

W sumie... Czego mogłam się spodziewać? Byłam nowa. To logiczne, że zwracałam na siebie uwagę, z resztą, czym ja się do cholery przejmuję?

- W tym apartamencie znajduje się twój pokój. Dziewczyny wszystko Ci powiedzą - poinformował mnie Ares, gdy dotarliśmy pod numer sto osiem.

A więc będę miała nie jedną, a kilka współlokatorek? Zapowiada się świetnie. Im więcej bab w jednym pomieszczeniu, tym więcej powodów do kłótni, nieprawdaż?

Zapowiada się iście szampańsko.

- Jasne, dzięki za pomoc - odparłam, a chwilę później zapukałam w drewniane drzwi.

Nie musiałam długo czekać. Niemal od razu otworzono mi, a moim oczom ukazały się trzy dziewczyny. Jedna - niska blondynka z szerokim uśmiechem, kolejna - brunetka z ciemnymi oczami, a trzecia - dziewczyna z krótkimi, brązowymi włosami oraz orzechowymi oczami. Wyglądały dość przyjaźnie. Powiedzmy.

- Cześć - wymamrotałam cicho, bo trzy pary oczu wpatrujące się we mnie z tak bliskiej odległości sprawiały mi dyskomfort. - Jestem Margarett - dodałam, przechodząc przez próg.

- Bardzo miło, że będziesz z nami mieszkać - odparła jedna z nich.

- Chodź ze mną, pewnie chcesz zobaczyć pokój - następnie głos zabrała blondynka.

- Nawet bardzo - stwierdziłam, zanim poszłam za dziewczyną.

Przeszłyśmy przez niewielki korytarz i chyba jadalnię, a później dotarłyśmy pod pokój.

- Witam w swoich skromnych progach. Jestem Daphe, czyli od dzisiaj twoja współlokatorka - skończyła mówić dopiero, gdy usiadła na łóżku.

Ja, korzystając z okazji, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było bardzo dużo miejsca. Po lewej znajdowała się, jak zakładam, strona Daphne, a po prawej - moja.

Weszłam jeszcze o krok głębiej, by lepiej dostrzec pojedyncze elementy. Po mojej lewej znajdowało się łóżko z różowymi wstawkami, biurko, a na końcu pokaźnych rozmiarów szafa z lustrem, zaś z mojej strony początek stanowiła szafa, później biurko, a na samym końcu dopiero łóżko. Na wprost od wejścia stały ogromne przeszklone drzwi, prawdopodobnie prowadzące na balkon lub taras. Na samym środku stał niewielki stolik z kilkoma krzesłami wokół. Klimat tam panujący był całkiem przyjemny. Było przejrzyście i czysto. Widać było, że Daphne dbała o porządek. Cieszyło mnie to, bo sama nie lubiłam żyć w bałaganie, choć czasem łamałam swoją zasadę czystej przestrzeni. Czasami miałam zbyt dużo na głowie.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz