Rozdział dziewiętnasty: Dobranoc, paskudo

148 9 9
                                    

#aooswatt

***

Raven

Kiedy Margarett upadła na ziemię, serce ugrzęzło mi w gardle. Bałem się o nią. Tak cholernie się bałem... Nie myśląc zbyt wiele, podbiegłem do niej. To był odruch. Uklęknąłem przy jej ciele i sprawdziłem jej puls. Żyła, jej serce wyznaczało puls. Choć wolny, byłem wdzięczny, że żyje. Miałem nadzieję, że zaraz się ocknie, że to nic poważnego i nic jej nie będzie.

Tak też się stało. Po chwilach grozy dziewczyna otworzyła oczy. Jej skóra nadal była porcelanowa, prawie, że biała.

- Jak się czujesz? - spytałem spokojnie.

- Słabo mi - odparła cicho.

- Zaraz poczujesz się lepiej - mówiłem, głaszcząc jej zimny policzek.

Morgan ponownie zamknęła oczy, a ja nie czekając na aprobatę innych, delikatnie wziąłem ją na ręce i wniosłem do domu. Uważnie pokonywałem kolejne stopnie, by móc położyć ja na miękkim materacu łóżka. Otwarłem drzwi i wszedłem w głąb pokoju. Położyłem dziewczynę na łóżku, następnie przykrywając ją kocem. Otworzyła oczy i niepełna sił zapytała:

- Zostaniesz ze mną?

Nie musiała o to pytać.

- Zostanę, Morgan. Ale nie zasypiaj, najpierw musisz coś zjeść.

Na moje szczęście Daphne stała przy drzwiach i nie minęła chwila, a w mojej ręce wylądował jakiś czekoladowy batonik. Otworzyłem go i poleciłem Meg, by otwarła usta. Niechętnie wykonała moje polecenie, jednak nie oponowała, gdy kolejne kęsy słodyczy trafiały do jej ust. Jadła powoli, ale nie przeszkadzało mi to. Dla mnie liczyło się to, że jadła.

Odłożyłem papierek na szafkę nocną, a dziewczyna ułożyła się wygodnie na materacu. Nie zasnęła od razu. Przez jakiś czas tylko na mnie patrzyła.

- Czemu tak patrzysz? Potrzebujesz czegoś? - zapytałem.

- Nie dociera do mnie, że ktoś z własnej woli tak bardzo się o mnie troszczy. Patrzę na ciebie i zastanawiam się, czy istniejesz naprawdę czy to tylko sen - z każdym słowem jej głos wydawał się cichszy.

- Troszczę się o ciebie, bo mi na tobie zależy. To normalne. Spróbuj zasnąć, ale nie odlatuj, proszę, do innego świata. Bo będę musiał szukać cię kolejny raz - odparłem, a później poszedłem na fotel, który stal niedaleko łóżka, na którym leżała.

Usiadłem na miękkim obiciu fotela, a do głowy wpadła mi myśl, że mógłbym coś przeczytać. Otworzyłem szafę, z zamiarem przeszukania jej. Miałem nadzieję, że znajdę tam cokolwiek, co będzie miało na sobie literki. I tak się stało. W rzeczach Meg leżała jedna książka, która między stronami posiadała kolorowe karteczki. Nie znałem ich znaczenia, lecz ciekawość pchnęła mnie do zgarnięcia książki. Jej tytuł brzmiał Extinguish the Heat. Runda finałowa.

Otwierałem stronę po stronie, dokładnie analizując każdy zaznaczony fragment. I całkowitym przypadkiem trafiłem na jeden, który szczególnie zwrócił moją uwagę.

,, - Kiedyś, gdy patrzyłaś na gwiazdy, mówiłaś, że patrzysz na swoje wszystko. Wtedy tego nie rozumiałem, ale dziś już wiem. Wiem, jak to jest patrzeć na swoje wszystko.

Gdy zerknęłam na niego z dołu, okazało się, że cały czas patrzy prosto na mnie."

Mimo, że nie znałem tej historii, ani bohaterów, i nie do końca zrozumiałem nawiązanie do gwiazd, głównego bohatera rozumiałem aż nadto. Gdy patrzył na tę dziewczynę, widział swoje wszystko. Zdałem sobie sprawę, że gdy ja patrzę na Morgan, czuje się podobnie. Że w chwili, gdy spoglądam w jej oczy, które mienią się tak pięknym odcieniem błękitu, też patrzę na swoje wszystko. Wystarczyło mi kilka miesięcy, by poczuć coś tak niezwykłego i prostego zarazem. Coś tak skomplikowanego i cudownego w czystej postaci.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz