Rozdział piętnasty: Jesteś moją Anią

151 10 23
                                    

#aooswatt

***

Margarett

Żałowałam. Pierwszy raz żałowałam czegoś tak mocno. To wszystko mnie przerosło i brakowało mi odwagi. bo gdybym ją miała, gdybym miała odwagę, by stanąć z nim twarzą w twarz, by wyznać, że nie chcę tracić tego co mamy, jednak, żeby iść o krok dalej, potrzebuję czasu, może tej całej kłótni by nie było. Dopiero teraz to zrozumiałam. Tamten pocałunek nie sprawił, że już go nie chciałam. Sprawił, że dostrzegłam jak bardzo go chcę. Jak bardzo chcę spędzać z nim czas, rozmawiać z nim o wszystkim bez żadnych tajemnic, a na jego dotyk nie reagować strachem o przyszłość, tylko spokojem. Bo gdzieś tam, w środku, wiedziałam, że to właśnie daje mi nasza relacja. Spokój, którego szukałam przez całe życie. Nie chciałam uciekać. To stare nawyki mnie do tego pchnęły. Bałam się. Bałam się, że jeśli pozwolę sobie czuć, coś, albo ktoś, odbierze mi źródło szczęścia.

Bolało. Cholernie bolało. Gdy przechodziłam obok drzwi jego apartamentu, wspominając tamtą noc, kiedy mi czytał. Gdy mijałam go na korytarzu, a moje oczy same do niego lgnęły. Gdy paliłam, gdy przechadzałam się akademickimi ogrodami, spoglądając na miejsce, gdzie wszystko się zaczęło... Myślałam o nim częściej niż mi się wydawało i początkowo mnie to przerażało. Jednak z każdym dniem ból spowodowany jego nieobecnością coś we mnie zmieniał. Zmieniał mnie. Zaczęłam dostrzegać to wszystko, co codziennie dla mnie robił. Był bólem, który goił moje rany. Każdą po kolei, sprawiając, że w jego towarzystwie czułam się czegoś warta. Raven leczył rany, których nawet sam nie zrobił. A to wszystko dotarło do mnie za późno.

,, Nie potrzebuję twojej troski. Ciebie też nie potrzebuje."

Największe kłamstwo, jakiego się dopuściłam...

Potrzebowałam go. Tak cholernie go potrzebowałam....

Leżałam w łóżku, zagłębiając się coraz bardziej w sferę moich myśli. Spojrzałam w stronę drzwi, które otwarto. Weszła przez nie Daphne.

– Jak tam, słoneczko? – zapytała, gdy do mnie podchodziła.

– Czuję się okropnie, Dee. Za dużo myślę i zaczyna mnie to przytłaczać – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Mam coś dla Ciebie – podała mi książkę.

– Co to?

– Sprawdź pierwszą stronę, to nie ode mnie.

Zdziwiłam się. Ktoś podarował mi książkę? Dlaczego to zrobił?

Miałam milion pytań, na które odpowiedzi znalazły się same, gdy otworzyłam na stronie tytułowej.

,, Ania posiada tyle barw, co tęcza, a każda z nich jest piękna."

Jesteś moją Anią.

PS. Kiedy zdecydujesz, że jesteś gotowa, daj mi znać. Chyba musimy coś szczerze obgadać."

Czy on... Czy on sprezentował mi właśnie książkę z tak personalną dedykacją?

Pod powiekami zapiekły mnie słone łzy, a w środku poczułam jakiegoś rodzaju ulgę. Nie był zły, nie straciłam go. Dał mi czas, którego tak mocno potrzebowałam, czas, którego nadal potrzebuje.

Płakałam, tak bardzo płakałam. Wraz z łzami wypływały ze mnie przeróżne emocje. Czułam ulgę, wzruszenie, ale również coś, co emanowało ciepłem w okolicach lewego żebra. Byłam ważna. Wreszcie to pojęłam. Od samego początku byłam dla niego ważna. I mimo, że bałam się do tego przyznać, on był ważny dla mnie. Z każdą chwilą, którą razem spędziliśmy, Raven Harris stawał mi się odrobinę bliższy. Wypierałam to, bo obawiałam się zranienia. Bo przeszłość trzymała mnie mocno w swoich objęciach, nie pozwalając na krok w przód. A ja, zamiast patrzeć w przyszłość, rozpamiętywałam przeszłość, ogrom złych rzeczy, których doświadczyłam. Ale może doświadczyłam piekła na ziemi, by kiedyś móc doświadczyć największego szczęścia, by je docenić.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz