#aooswatt
***
Raven
Dni mijały a ja bez niej czułem się pusty, jak gdyby ktoś pozbawił mnie elementu mnie. Była dla mnie kimś ważnym.
Tamta kłótnia, ona przelała szalę. Żałowałem. Żałowałem tego każdej następnej doby. Bo to było moja wina. Byłem winien jej cierpienia. Za bardzo naciskałem na nią, nie mając świadomości, że to dla niej za dużo. Własna chęć i pragnienie jej całej, odebrała mi zdrowy rozsądek. Z resztą, kto zachowałby go przy tak wyjątkowej, charyzmatycznej, dobrej i zniewalająco pięknej kobiecie.
Kiedy zobaczyłem ją w tamtym klubie, wyglądała tak... inaczej. Jej sukienka nie mieniła się odcieniami czerni, szarości czy bieli. Nie oplatały ją barwy, do jakich przyzwyczaiła wszystkich wokół. Ubrała krótką sukienkę w kolorze jasnego błękitu. Dokładne takiego samego, co jej oczy. Powiedzieć, że błękit do niej pasował, to jak nie powiedzieć nic. Właśnie z tego powodu stałem w oddali, nie podszedłem bliżej. Pragnąłem ją podziwiać, nawet, jeśli obok niej kręcił się jakiś idiota. To nie miało znaczenia. Widziałem, że gada z nim od niechcenia. Kurwa, ona nawet na niego nie patrzyła. Spoglądała albo na mnie, albo na Daphne, albo na barmana. Nudziła się. Dostrzegałem to nawet mimo sztucznej obojętności, którą przybierały jej oczy, kiedy na mnie spoglądała. A ja czekałem. Czekałem, aż sama podejdzie i będę mógł podziwiać ją z bliska.
Kiedy zauważyłem, że rusza w moją stronę i mija bruneta, przez parę sekund na ustach malował mi się uśmiech. Do czasu, gdy stanęła ze mną twarzą w twarz, a gniew buchał jej z oczu niczym iskry ognia.
,, Nie potrzebuję twojej troski. Ciebie też nie potrzebuję."
Nie sądziłem, że jakiekolwiek zdanie, które padnie z ust dziewczyny tak bardzo mnie zrani. Choć byłem świadomy, że mówiła to wszystko w emocjach, zabolało. Bo ona była dla mnie kimś ważnym i sądziłem, że ja też dla niej byłem. Niestety dziewczyna nie odwzajemniała tego, co do niej czułem, a ja zgodnie ze sobą postanowiłem nie obciążać jej bardziej swoją osobą. Nie chciałem być nachalny. Nie chciałem stać się w jej oczach ciężarem. Nie chciałem być ciężarem dla niej.
Kierowałem się w szczególne miejsce, by móc porozmawiać z kimś, kto w stu procentach mnie akceptował i rozumiał. Nie mogłem nie odwiedzić jej w dzień jej urodzin.
- Hej, mamo... - wypowiedziałem, siadając na skromnej ławce tuż obok jej nagrobka.
Kawałek kamienia i pustka w moim sercu. Tyle po niej zostało.
- Wszystkiego najlepszego. Może myślałaś, że zapomnę, że nie przyjdę, ale nie, mamo, ja zawsze pamiętam. Choć w taki sposób mogę spędzić z tobą czas, który ojciec tak okrutnie nam zabrał... - Zatrzymałem się na wspomnienie tego skurwiela. Nienawidziłem go każdym fragmentem swojej duszy. Całym sobą. - Wiesz, nie wiem co robić... Poznałem kogoś i wydaje mi się, że to ta jedyna. I tak, zdaję sobie sprawę, że czasem uczucia potrzebują miesięcy czy lat, by dojrzewać, ale ja tego nie potrzebuje. Wiem, że ta dziewczyna jest moją bratnią duszą, jest słońcem, gdy wokół panuje wichura i jest naprawdę wyjątkowa. Myślałem, że ona czuje to, co ja, jednak myliłem się. Brnąc przed siebie omamiony swoimi uczuciami, nie zapytałem o te jej. Czy tak wygląda miłość? Każdego ranka, popołudnia i wieczoru myślisz o tej osobie? O tym, czy jest bezpieczna i jak się czuje? Czy tak właśnie wygląda uczcie jedno na milion, którego wypierałem się przez całe życie? Pogubiłem się, bo to co czuję przy niej... Nie sposób wyrazić to w słowach. Inni stwierdziliby że zwariowałem, lecz to nieprawda.
CZYTASZ
Art of our souls
RomancePod swoimi drzwiami znalazła list, a w nim zaproszenie do owianej tajemnicą Akademii. Wraz z zaproszeniem dołączona była zagadka. Jak daleko posunie się 18 letnia Margarett Morgan, by uwolnić się od toksycznej matki? Czy przyjmie zaproszenie? Czy u...