hejj! mam nadzieję, że czekaliście na nowy rozdział i że dostrzeżecie w nim to, co chciałabym wam przekazać ;))
miłego czytania!!
***
Margarett
Nałóg. Możemy mianować nim niemalże wszystko. Używki, takie jak alkohol czy narkotyki, to tylko wierzchołek góry lodowej. Uzależnić można się bowiem od wielu rzeczy. Nie tylko od rzeczy materialnych. Istnieje wiele powodów, przez które brniemy w coś cholernie mocno, nie zważając na otoczenie. Jedni uzależnieni są od miłości i atencji, jaką daje im druga połówka, drudzy zaś, łakną ciągłej adrenaliny.
Czy ja byłam od czegoś uzależniona? Wydawało mi się, że nie, ale odkąd nie przebywałam w swoim domu, razem z matką, odczuwałam wiele skrajnych emocji. Gdy czułam beztroski spokój, diabeł siedzący mi na ramieniu powtarzał, że zaraz coś runie, że cały ten spokój posypie się w kilka chwil i znów będzie jak dawniej. Byłam uzależniona od ciszy, którą wyniosłam z dzieciństwa, ale i od krzyku, którego doświadczyłam w okresie dojrzewania. Wiedziałam jak się z nimi obyć, bo w nich się wychowałam. Znałam je. Nie poznałam za to spokoju i harmonii, szczęśliwych relacji pełnych bezpieczeństwa oraz ciszy, która byłaby dla mnie komfortowa.
Gdy pojawiłam się w murach tej szkoły, coś się zmieniło. Ja się zmieniłam. Zmieniałam się każdego kolejnego dnia, bo to właśnie w tym miejscu po raz pierwszy odkrywałam siebie. Bez względu na głosy ludzi wokół. Bez krzyków mojej matki. Tam mogłam na nowo zbudować siebie i swoją historię. I chciałam tę szansę wykorzystać. Wreszcie miałam możliwość, aby stworzyć sobie przestrzeń obfitą w ludzi, przy których cisza przestaje być straszna. Bo w pewnym momencie naszego życia każdy spotka kogoś, przy kim cisza staje się komfortowa i nie potrzeba krzyku, by nas usłyszano. Ten, kto ma nas usłyszeć, zrobi to nawet w ciszy. Tam, gdzie słowa będą zbędne.
Moim jedynym ratunkiem była sztaluga wraz z płótnem, kilka kartek, różnokolorowe farby i ołówki. Tyle wystarczało, bym zapomniała o bożym świecie. Tak więc gdy rzeczywistość zaczęła mnie osaczać, szukałam inspiracji oraz pomysłów na nowe obrazy. A tak się składało, że jeden szczególnie chodził mi po głowie. Nigdy nie mogłam się do niego zabrać. Wmawiałam sobie, że nie mam czasu, ze powinnam robić inne rzeczy. Okłamywałam samą siebie. Bo kiedy coś kochasz, zawsze znajdziesz czas. Nawet w zgiełku obowiązków. Znajdziesz go bez względu na wszystko. Ponieważ kiedy w grę wchodziła miłość, nic nie miało z nią szans. Nic się z nią nie równało. Była najsilniejszą z emocji, dlatego właśnie tuż obok niej dumnie kroczył chaos. Nie bez powodu mówi się, że miłość to narkotyk. Od małego czułam, że w każdym powiedzeniu, czy fragmencie powieści, drzemie ziarno prawdy. Wszystko zależy od interpretacji.
Usiadłam na krześle, a naprzeciw siebie ustawiłam sztalugę. Postawiłam na niej płótno większe niż te, których używałam zazwyczaj. Dlatego, że ten obraz miał być wyjątkowy. Bo przedstawiał kogoś wyjątkowego.
Zanim zaczęłam, w głowie dokładnie przywołałam widok kobiety, która swobodnie spacerowała wśród kwiatów. Były wielobarwne, a najliczniej występowały tam jasne ponownie.
Wtedy byłam gotowa. Mogłam zacząć. Ołówkiem wykonałam lekki szkic kluczowych elementów. Mój każdy ruch był przemyślany.
Po wstępnym rysunku, naniosłam na paletę potrzebne barwy, a później jedną z nich przeniosłam na biały materiał. I tak z każdą następną, aż obraz wypełnił się kolorami. Płótno, tak jak życie, gdy rodzi się człowiek, jest czyste, puste. Dopiero później zapełniają go kolory, tak jak w ludzkim życiu pojawiają się emocje. To one nadają mu barw, ale i kształtują charakter. Dziecko, ucząc się uczuć, doświadczając ich, pozwala im ingerować w swoją tożsamość. Jednak to nie one w stu procentach definiują nas i to, jakimi ścieżkami podążamy. To my. My sami odpowiadamy za swój los.
CZYTASZ
Art of our souls
RomancePod swoimi drzwiami znalazła list, a w nim zaproszenie do owianej tajemnicą Akademii. Wraz z zaproszeniem dołączona była zagadka. Jak daleko posunie się 18 letnia Margarett Morgan, by uwolnić się od toksycznej matki? Czy przyjmie zaproszenie? Czy u...