Rozdział piąty: We mgle

404 22 28
                                    

hej! zapraszam do czytania i widzimy się na dole :3

#aooswatt

***

Margarett

– Meg… Meg, obudź się, proszę… – usłyszałam damski głos, który brzmiał, jak gdyby chował się za mgłą. Za mgłą, w której się zgubiłam. – To ja, Daphne – dodała cicho.

Chciałam jej odpowiedzieć. Nie mogłam. Chciałam na nią spojrzeć. Nie mogłam. Moje powieki były tak ciężkie, a ja nie miałam sił, by je podnieść. Zdawało mi się, że jestem ślepcem, który błądzi we mgle. Szukającym ratunku i wyzwolenia od bólu.

Nie miałam pojęcia czy widać po mnie, że jestem świadoma tego, co się dzieje. Nie wiedziałam, czy walczę ze swoim ciałem, czy z czymś, co uwięziło moją duszę. Toczyłam walkę o przetrwanie. Bitwę o powrót do swojego ciała. A może jednak przez ten cały czas w nim tkwiłam?

– Jestem tutaj, słyszysz mnie? – kolejna próba ze strony dziewczyny i kolejna, nic nie warta chęć powrotu, z mojej.

Stwierdziłam, że mogę jej odpowiedzieć, a i tak mnie nie usłyszy. Bo mogłabym krzyczeć z bólu i wrzeszczeć z niesprawiedliwości, chcąc przekazać niemoc, którą czułam całemu światu, a i tak nikt by mnie nie usłyszał. Nie miałam sił, a całe moje ciało przeszywał ból. Skoro zaczynałam czuć, może oznaczało to, że moja męka dobiegała końca?

Nie wiedziałam, że gdy po wielu minutach trwania w szponach bezsilności otworzę oczy, ból nawarstwi się aż tak, że będę czuła go w każdej najmniejszej komórce ciała. Z trudem podniosłam ociężałe powieki, a moim oczom ukazała się blondynka, z przerażeniem, które błąkało się na jej twarzy. Na tyle, na ile mogłam, uniosłam głowę, by dostrzec, że wcale nie jestem w swoim pokoju. Leżałam na podłodze damskiej toalety. Czemu się tam znalazłam? I jak? Przecież Ares miał odprowadzić mnie pod numer sto osiem…

O nie… O nie… Nie, on nie mógł…

Spojrzałam na siebie. Moje ubrania były rozszarpane. Podarte, jakby ktoś ciął je nożem, a później rwał rękoma. Jakby ktoś chciał je ze mnie zerwać siłą.

– Czemu tu jestem? On… Przecież miał mnie zaprowadzić do pokoju i… – wyrzucałam z siebie cicho krótkie zdania. Bolało mnie gardło, chciało mi się pić.

– Cii… Jestem przy tobie. Już, spokojnie – próbowała mnie uspokoić. – Pamiętasz co się stało?

Zaprzeczyłam kiwnięciem głowy, bo wszystko od momentu wyjścia z imprezy zlewało mi się w jedno, niejasne, rozmyte wspomnienie, a raczej jego brak. Nie pamiętałam nic od czasu opuszczenia głównej sali. To na pewno nie przez alkohol, ani nie przez fajki.

– Pić – wydusiłam, czując jak moje oczy zachodzą wilgocią.

– Zaraz Ci przyniosę, poczekaj tu. – odrzekła.

– Nic się nie bój, za chwilkę wrócę – gdy wstała, posłała mi ciepły uśmiech.
Oczekując jej powrotu, z ogromnym trudem podniosłam się do siadu. Oparłam się o ścianę, a  nogi przyciągnęłam do klatki piersiowej. Było mi tak zimno.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz