Rozdział trzeci: Świeża krew

576 25 42
                                    

hej, bez zbędnego przedłużania życzę Wam miłej lektury, a my widzimy się pod rozdziałem!

***

Margarett

W ciszy podążałam za starszym mężczyzną, by dotrzeć do jego gabinetu. Nie było we mnie aż takiego niepokoju, bo w głowie nadal miałam piękno oczu nieznajomego.

Stąpałam po następnych stopniach, a droga wydawała mi się wiecznością. Dodatkowo atmosfera, jaką tworzył wokół siebie ten mężczyzna, sprawiała wrażenie dość sztucznej. Gdy o tym myślałam, do głowy przyszedł mi widok jego uśmiechu, który ociekał fałszem tak jak jego właściciel.

Z rozmyślań wyrwał mnie melodyjny głos kobiety, która szła z nami ramię w ramię. Tej samej, która stała na schodach.

– Jak pierwsze wrażenie, Margarett? Akademia przypadła Ci do gustu? – zapytała, gdy podążałyśmy za niejakim Fredericem Harrisem.

– Jestem zachwycona – posłałam jej nieśmiały uśmiech. – Przestrzeń jest pięknie urządzona, te wszystkie rzeźby, kwiaty i obrazy… – wymieniałam pierwsze co mi przyszło do głowy. Bo co miałam jej powiedzieć?

– Niezmiernie nas to cieszy – odparła.

Jak ona miała? Profesor… Profesor Davies? Być może tak brzmiało jej nazwisko, ale nie dałabym sobie ręki uciąć.

– Zapraszam, panno Morgan.

Panno Morgan? Ale po co od razu tak oficjalnie… Przed chwilą zwracał się do mnie po imieniu.

Mężczyzna uchylił czarne, matowe drzwi, a następnie wpuścił nas do środka.

– Proszę – dopełnił swoje poprzednie zdanie.

Wpierw do pomieszczenia weszła tamta kobieta, a dopiero po niej, ja. Sama nie wiem czego się bałam, ale gdy przekroczyłam próg, poczułam chłód i nasilający się z każdą sekundą niepokój. Nic nie pozostało mi po błękicie larimaru. Uratował mnie raz, zapewne więcej go nie ujrzę, a jego właściciela więcej nie spotkam.

– Usiądź, proszę. Przedstawię Ci najważniejsze sprawy, które musisz znać już od pierwszego dnia. Na początek: tutaj masz swój plan zajęć i listę profesorów, z jakimi te zajęcia się odbywają – podał mi teczkę, którą momentalnie przyjęłam. – Regulamin znajduje się na stronie osiemnastej. Nie chcę Cię tu trzymać zbyt długo, gdyż zapewne myślisz o zwiedzeniu akademii i zapoznaniu się ze współlokatorami.

Tak? To po chuj sterczałam na tym stołku już siódmą minute? Mój czas był przecież bardzo cenny.

Na szczęście nie trwało to długo.

Dyrektor wyjaśnił mi jeszcze parę spraw, a po kilkunastu minutach byłam już wolna. Wyszłam z jego gabinetu i planowałam iść do siebie, ale zza pleców dotarł do mnie jakiś głos.

– Jak tam, nowa? Szybki numerek zaliczony? – odwróciłam się, by spojrzeć do kogo należy ten głos.

Moim oczom ukazała się dziewczyna. Na jej ramiona kaskadami spływały kasztanowe włosy, a na jej twarzy chwiał się szyderczy uśmiech.

– Co ty powiedziałaś? – spytałam, czując olbrzymią frustrację. Co ona sobie myślała?

– Wiesz… Nie każda dziwka starego Harrisa się tutaj dostaje. Musisz być wyjątkowo dobra, albo uległa – zachichotała.

– Jak możesz mówić takie rzeczy… Jesteś okropna – odparłam i odwróciłam się z zamiarem ucieczki do swojego pokoju.

– Już uciekasz? – chwyciła mnie za ramię, a następnie szarpnela.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz