#aooswatt
***
Margarett
Kilka dni po gali pięćdziesięciolecia d'Arte zaczęłam ogarniać przygotowania do imprezy niespodzianki dla Daphne z okazji jej dwudziestych urodzin. Dokładnie przemyślałam każdy szczegół. Impreza miała odbyć się w domu w San Gabriel, na co dostałam pozwolenie. Motywem przewodnim mieli być Następcy. Doskonale wiedziałam, że to ulubiona seria filmów dziewczyny. Zamówiłam stroje przez internet: dla siebie strój Mal, dla Ravena – Bena, dla Daphne sukienkę Audrey, jej ulubionej postaci, i jeszcze parę innych, by goście mieli w czym wybierać.
Goście wiedzieli o imprezie grubo przed jej realizacją. Ekscytowałam się na samą myśl o tym wydarzeniu. Zajęłam się organizacją każdego najmniejszego elementu. Kilka dni wcześniej zajęłam się skompletowaniem wszystkich dekoracji. Sama nawet upiekłam jej tort. Postawiłam na pistację przełamaną słodką maliną. Dee uwielbia pistację, więc wybór smaków był oczywisty. Ułożyłam też playlistę z największymi hitami Następców.
W przeddzień jej urodzin zaproponowałam jej, by ten dzień spędzić tylko we dwie, a na jego koniec odwiedzić San Gabriel, by odpocząć, od akademickiej rzeczywistości. Dziewczyna nie oponowała, a wręcz przeciwnie - ucieszyła się. Była chętna na realizację mojego pomysłu. Biedna nie wiedziała, że w San Gabriel czeka na nią impreza stulecia w stylu jej ulubionej serii filmów.
Z samego rana, gdy Daphne jeszcze spała, zadzwoniłam do Ravena i poinstruowałam go, jak ma mi pomóc. Zleciłam mu, by przewiózł do domku jego mamy wszystkie przekąski, tort i stroje. Bez wahania zgodził się. Kiedy kończyłam rozmowę z nim, Daphne zaczynała się przebudzać. Powolnie usiadła na swoim łóżku, a ja widząc to, podeszłam do niej.
– Wszystkiego najlepszego, Dee! Dużo uśmiechu, samych szczęśliwych chwil, zdrowia i spokoju oraz miłości! Życzyłabym ci też spełnienia marzeń, ale wierzę w ciebie i wiem, że spełnisz je wszystkie sama i nie potrzebujesz do tego pomocy losu. – Uśmiechnęłam się do niej. – Jesteś dla mnie jak siostra i straszne cię kocham – dodałam, a te słowa płynęły prosto z serca.
White wstała, a następnie mnie przytuliła.
– Dziękuję, bardzo miło, że pamiętałaś – odwzajemniła uśmiech.
– Mam dla nas plany na dzisiaj. Co powiesz na taki babski dzień tylko we dwie? Wieczorem możemy skoczyć do San Gabriel i wychillować – zaproponowałam, i o mało co się nie zdradziłam, bo jestem bardzo słaba w kłamanie bliskich mi osób. Szybko zmusiłam uśmiech, który za wszelką cenę chciał pojawić mi się na twarzy, do zaprzestania. Nie mogłam się śmiać, w dodatku tak bez powodu.
– Myślę, że spoko pomysł.
Jako, że w kalendarzu szósty grudnia wypadał w piątek, pomysł na imprezę tego dnia był wręcz wspaniały. Sama myśl o tym, że na to wpadłam, dawała mi ogrom radości i satysfakcji. Bo dla mnie nikt nigdy nie zorganizował imprezy urodzinowej, a sam dzień urodzin był jak każdy inny. Jedyne urodziny, jakie miło wspominałam, to te, które spędzałam w San Gabriel z ciocią i chłopakami. Tak bardzo cieszyłam się, że ktoś o mnie pamięta, że w ciężkich chwilach przypominałam sobie ciocię, to wszystko, co dla mnie zrobiła. Dla niej byłam dzielna. Dla niej przeżyłam katusze w domu Jane Morgan.
Po porannej toalecie i skończonym makijażu, przyszedł czas na wybranie stylizacji. Daphne zdecydowała się na skórzaną spódniczkę i jasnobeżowy golf, a ja wybrałam czarne, skórzane spodnie i biały top z długim rękawem. Postawiłam na klasykę. Włosy wpierw pokręciłam, a później spięłam klamrą, a blondynka pofalowała swoje długie, blond kosmyki. Idealnie pod jej wersję Audrey.
CZYTASZ
Art of our souls
RomancePod swoimi drzwiami znalazła list, a w nim zaproszenie do owianej tajemnicą Akademii. Wraz z zaproszeniem dołączona była zagadka. Jak daleko posunie się 18 letnia Margarett Morgan, by uwolnić się od toksycznej matki? Czy przyjmie zaproszenie? Czy u...