Rozdział dziewiąty: Znak Hollywood

242 16 24
                                    

hejj! życzę wam miłego czytania! widzimy się na dole :3

#aooswatt

***

Raven

Na pierwszej lekcji Morgan była zlękniona, prawie nic nie mówiła. Podejrzewam, że traktowała mnie jak wroga, jak kogoś, komu nie może ufać. Jej ruchy były ostrożne, ale i niezdarne. Gołym okiem dało się zauważyć, że krępuje ją mój wzrok, albo może całokształt mojej obecności. Przez to nie naciskałem, a pozwalałem jej robić tylko to, na co miała ochotę. To, do czego nie będzie musiała zmuszać samej siebie. Nie chciałem być dla niej karą czy przymusem. Jedno jej wyszło. Dała mi z pięści w twarz. To mimo wszystko był dobrze zadany cios.

Każde spotkanie w prywatnej sali treningowej na najwyższym piętrze akademii miało dać jej możliwość na wyrzucenie wszystkich emocji, które w niej siedziały. Tylko głupi nie zauważyłby, jak wiele analiz tworzyło się w jej głowie, jak wiele myśli co sekundę przez nią przechodziło i jak bardzo próbowała zatuszować ten fakt. Grała silną wojowniczkę. Tylko, że przy mnie nie musiała niczego udawać, ja potrafiłem wyczuć, że coś jest nie tak. Nie wiem czy to przez jej rozbiegany wzrok, skubanie dolnej wargi czy bawienie się palcami u dłoni. Dostrzegałem te małe rzeczy, których nawet ona nie zauważyła, gdyż robiła to wszystko nieświadomie.

Dziewczyna z każdą lekcją nabierała pewności i wprawy. Była zdolną uczennicą, słuchała moich poleceń. Jedyne z czym miała problem, to cierpliwość. Dlatego miałem plan jak ją jej nauczyć.

***

Stojąc w lewym rogu narożniku, obserwowałem, jak Morgan rozgrzewała się przed ćwiczeniami. Co jakiś czas spoglądałem w jej kierunku, udając, że szukam czegoś w telefonie. Chęć spojrzenia na nią była silniejsza. Spędzaliśmy tak wiele czasu w tej sali, a nadal rozmawialiśmy tyle co nic. Czy chciałbym rozmawiać z nią więcej? Może i bym chciał, jednak to nie było takie łatwe. Po tamtej sytuacji na imprezie mało kto do niej przemawiał. Mało komu ufała. Odniosłem wrażenie, że wmówiła sobie, że jest tutaj sama, że nie ma nikogo. A ja, mimo że nie znałem jej zbyt dobrze, pragnąłem być blisko niej. I nie chodziło o to, że chciałem się jej naprzykrzać. Chciałem po prostu z nią rozmawiać, chciałem zrozumieć co czuje i co siedzi jej w głowie. Nie było to jednak zbyt proste.

– Nie dam rady. – Pokręciła głową i z bezsilnością w głosie kontynuowała. – Nie dam rady, ja...

– Dasz radę, Morgan. Dobrze Ci idzie – odparłem, podchodząc do dziewczyny. – Spokojnie, nikt Cię nie goni. Małymi kroczkami do celu, pamiętasz?

Dopiero teraz spojrzała mi w oczy. Jej tęczówki wyrażały zmęczenie, ale też... strach? Chwila, czy one błyszczały? Zdawało mi się, że z każdym kolejnym mrugnięciem lśniły jeszcze bardziej, ale nie w sposób, jaki lubiłem. Sekundy dzieliły ją od płaczu, a ja nie miałem pojęcia co było tego powodem.

– Okej, na dzisiaj koniec, ale przyjdź tu, gdy się przebierzesz i ogarniesz. Muszę coś z tobą obgadać – zatrzymałem ją na moment.

– Okej – wymamrotała cicho, a potem szybkim krokiem udała się do niewielkiej szatni, która znajdowała się obok sali treningowej.

Po kilkunastu minutach Morgan wyszła z szatni. Ubrała szorty i długą, szarą bluzę, na którą opadały jej rozwiane włosy. Były takie... niezwykłe. Pasma przy jej twarzy były w odcieniu jasnego blondu, podczas gdy reszta kontrastowała z nimi głęboką czernią. Jej fryzura była niewątpliwie hipnotyzująca. Zapadająca w pamięć.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz