Rozdział szesnasty: Wolność okryta prawdą

167 13 12
                                    

#aooswatt

***

Margarett

Nazajutrz wstałam dwie godziny przed budzikiem. Stres mnie pokonał i nie dawał za wygraną. Plan był idealny. Miało pójść szybko i bez żadnych niepowodzeń. Jednak głos wewnątrz mnie szeptał mi do ucha, że coś może pójść nie tak, a wtedy wszystko się posypie. Bowiem bracia Harris zakładali, że każdy krok pójdzie po ich myśli. Nie przewidzieli czynników z zewnątrz, które były niezależne od nich. Nie założyli nawet planu b. Mieli tylko jedno podejście. O wszystko albo nic. I to chyba przerażało mnie najbardziej.

Siedziałam na łóżku, przeglądając tiktoka, by uciec gdzieś myślami. Nie chciałam, żeby Raven tam schodził. Co prawda jego zadanie nie było trudne, lecz w zamian było najważniejsze. To on miał wyprowadzić Maxa. I miał nad sobą brata i ciocię, którzy na nim czuwali, jednak ja się bałam. Miałam siedzieć w pokoju i czekać. To będzie długi dzień...

Minęła niespełna godzina, a ja zauważyłam, że moja współlokatorka też się przebudza. Tak jak ja, o wiele za wcześnie. Dziewczyna leniwie usiadła na łóżku, biorąc w rękę telefon. Początkowo nie zauważyła, że na nią patrzę. Pewnie myślała, że nadal śpię.

- Hej, też nie możesz spać? - cicho wypowiedziałam.

Daphne spojrzała na mnie, a następnie pokiwała głową. Obie miałyśmy masę złych myśli, które nas dręczyły. Co jeśli się nie uda?

Poklepałam miejsce obok siebie, przywołując przyjaciółkę bliżej. Po chwili wstała, niedbale zarzucając na siebie koc i podeszła do mojego łóżka.

- Hej - wyszeptała. - Długo nie śpisz?

- Jakoś od godziny. Okropnie spałam. Boje się, że się nie uda.

- Ja tak samo. Boję się, że człowiek, którego przyprowadzą, nie będzie wyglądał jak mój brat, a jak żywe truchło. - odparła, przysuwając się bliżej mnie. Tak, że obie plecami oparłyśmy się o zimną ścianę. - Boisz się o niego, prawda?

- O Maxa? Wiesz, nie znam go zbyt dobrze, ale...

- O Ravena. Martwisz się o niego, boisz się, że stanie mu się krzywda.

- Ja... - zamilkłam na moment, by sprecyzować myśl, - Cholernie się o niego boję. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że od tamtej kłótni z każdym dniem czuje do niego więcej. Że im dłużej tłumię w sobie to wszystko, to rośnie, nasila się.

- To musi się skończyć, Meg. Musicie szczerze porozmawiać, gdy to wszystko się zakończy, bo z każdym dniem oboje cierpicie coraz bardziej. Jesteście dla mnie ważni i oboje zasługujecie na szczęście, a przyznam szczerze, nigdy nie widziałam cię szczęśliwszej niż wtedy, kiedy on jest obok, a Raven... Zmienia się przy tobie, a to, jaki przy tobie jest, jest czymś niezwykłym. Błysk w jego oczach, gdy na ciebie patrzy, nawet wtedy kiedy nie wiesz, że to robi, mówi sam za siebie. Jestem pewna, że gdybyście dali sobie szansę, wyszłoby z tego coś naprawdę wyjątkowego. Coś z rodzaju tych relacji, o których czytasz w książkach.

Jej słowa wsiąkły w mój umysł na tyle głęboko, że też chciałam być szczera.

- Nie wiem jak wygląda prawdziwa miłość, nigdy jej nie doświadczyłam, ale jeśli to, co zaczyna się między nami, jest jej początkiem, to... chce tego, Daphne. Chce tego z wszystkimi wzlotami i upadkami.

Przyjaciółka patrzyła na mnie ze spokojem, a jej usta przybrały szczery uśmiech.

- Pierwszy raz przyznałam to na głos, wiesz? I nawet mi lżej.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz