Rozdział dwudziesty: Ognisko żywych wspomnień

147 9 9
                                    

#aooswatt

***

Margarett

Tego dnia obudziłam się sama. Bez Ravena zaraz obok. Lekko zaniepokoił mnie ten fakt, ale stwierdziłam, że nie ma się co martwic na zapas, że pewnie zaraz przyjdzie. Oparłam się o zagłówek dużego łóżka i wzięłam do rąk telefon. Tuż obok niego, na niewielkiej szafce nocnej widniała karteczka. Odłożyłam więc komórkę i sięgnęłam po nią.

Hej, paskudo!

Dzisiejszy dzień musisz spędzić beze mnie, bo muszę pomóc cioci w organizacji sobotniej gali. Później wszystko ci wyjaśnię :)) Baw się dobrze i pamiętaj, że myślami jestem z tobą!

R.

Czytałam wyraz po wyrazie. Sobotnia gala?

Słyszałam o gali pięćdziesięciolecia tej szkoły, ale nie sądziłam, że czyha tuż za rogiem. A może w ferworze ostatnich zdarzeń pominęłam fakt, że ta data się do nas zbliża?

Po porannej toalecie zeszłam na dół, by zjeść śniadanie.

- Hej, jak się czujesz? - Daphne właśnie nalewała sobie kawę. - Chcesz też?

- Poproszę - uśmiechnęłam się do niej. - Jest okej, wczoraj po prostu byłam przebodźcowana i mój organizm powiedział stop. Byłam pod dobrą opieką, więc jest o niebo lepiej.

- Widzę - puściła mi oczko. - Cala aż promieniejesz. - dodała, podając mi kubek.

- Tak tez się czuje - odparłam, siadając tuż obok przyjaciółki przy stoliku na tarasie,

na który przeszliśmy.

- Witam piękne panie - Caspian wyłonił się zza rogu.. - Można się przyłączyć?

- Pewnie, siadaj - odsunęłam krzesło obok siebie.

- To o czym gadamy?

- O tym, jak wczoraj prawie zalałeś cały dom? - rzuciła Daphne. - Meg, ten debil wczoraj odkręcił kurek z wodą w wannie i zapomniał o tym, a później wyszedł sobie zapalić. Dobrze, ze zachciało mi się skorzystać z łazienki, bo w ostatnim momencie zakręciłam ten cholerny kran.

Parsknęłam śmiechem. Nie spodziewałam się tego. Chłopak wydawał się

niewzruszony przytoczoną sytuacją.

- Oj tam, przestań. Ktoś musi coś odwalić, żeby było co wspominać - Caspian

odpowiedział jej z uśmiechem. - Wiecie, że musimy jechać do sklepu, nie?

- Po co? zapytałam, biorąc kolejnego łyka kawy. =

- Wiesz, na ostatnim ognisku nam zemdlałaś, więc dzisiaj robimy powtórkę z rozrywki. Mam nadzieję, że dzisiaj wytrwasz do końca, Morgan.

- Ja też mam taką nadzieje... - westchnęłam, przywołując w myślach ujawnienie

prawdziwego imienia Ravenowi. Nie miałam wyjścia. Musiałam mu je zdradzić, by dowiedzieć się prawdy o cioci B. Ufałam mu.

Krótko po tej rozmowie razem z Daphne, Caspianem i Maxem, który w międzyczasie się obudził, pojechaliśmy do pobliskiego sklepu. Gabriel był naszym kierowcą, bo i tak miał wyjechać z San Gabriel po swojego synka. Siedząc na tylnym siedzeniu, całą trójką śpiewaliśmy przeróżne piosenki, aż natrafiła się ta jedna, która sprawiła na mojej twarzy uśmiech. David Kushner. In my bones.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz