Rozdział dwudziesty siódmy: Strony zapisane prawdą

106 7 14
                                    


#aooswatt

***

Margarett

Imprezę urodzinową Daphne pamiętam jak za mgłą. Czy przesadziłam z alkoholem? Być może. Czy mnie to obchodziło? Absolutne nie. Po północy skończyliśmy świętować. Ktoś został na dole, by posprzątać, ale ja nie czułam się na siłach. Dlatego udałam się do swojej tymczasowej sypialni. Myślałam, że nikt się nie zorientuje, jednak byłam w błędzie. Gdy weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku, by ściągnąć buty, drzwi otworzyły się. Obróciłam głowę w tym kierunku, a moim oczom ukazał się Raven, który ze zmartwieniem na mnie spoglądał.

- Coś się stało? - zapytał, po czym podszedł do mnie i pomógł mi osiągnąć czarne buty.

- Nie czuję się najlepiej - wymamrotałam.

Kręciło mi się w głowie. Czułam w kościach, że ta noc nie będzie przyjemna ani dla mnie ani dla niego. Że też musiałam słuchać się Caspiana i jego tekstów typu: ,,Ze mną się nie napijesz?" Tak, nie napije się. Nigdy, kurwa, więcej.

- Rozumiem - chłopak w czułym geście pogłaskał moje włosy. - Pomóc ci z sukienką? - dodał po chwili.

- Mhm - mruknęłam.

Harris ostrożnie rozpiął suwak, a następnie zsunął ramiączka sukienki z moich ramion. W ten sposób fioletowo-zielony materiał wylądował na ziemi, a ja odwróciłam się przodem do Ravena.

Chwyciłam jego policzki i stanęłam na palcach, a wkrótce potem sięgnęłam jego ust. Mocno wcisnęłam w nie pocałunek, gdyż alkohol krążący mi w żyłach potęgował uczucie pożądania. Raven oddał pocałunek, a ja chwyciłam go za kark, by znalazł się jeszcze bliżej mnie. Pocałunki nabierały na sile, aż w pewnym momencie chłopak pewnym ruchem mnie od siebie odsunął.

- Nie dzisiaj, kochanie. Jesteś pijana - wypowiedział tuż po tym, jak wziął głęboki oddech. Jego wzrok był na tyle dominujący i poważny, że nie miałam ochoty się z nim kłócić. Po prostu pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Przecież całe życie przed nami. Jak nie ten wieczór, to inny. W końcu mieliśmy siebie nawzajem. A to było najważniejsze.

Skierowałam się do torby, gdzie uprzednio schowałam swoją piżamę. Była nią ogromna bluzka oversize i krótkie, czarne spodenki. Niezdarnie ubrałam je na siebie, a potem udałam się do łazienki. Wyciągnęłam z kosmetyczki waciki i płyn micelarny, a do środka wszedł Raven.

- Pomóc ci z tym? - zapytał zatroskany.

- Nie trzeba, poradzę sobie - odpowiedziałam.

- Wiem, że potrafisz, ale ja chcę to zrobić. Pozwól sobie pomóc, Meg.

Nie miałam siły oponować, więc poddałam się. Odwróciłam się twarzą do niego, a Harris niespodziewanie podniósł mnie w talii i posadził na zimnej umywalce. Dałam mu waciki i płyn, zgodnie z jego wolą. Bacznie obserwowałam, jak nalewa ciecz na wacik. Ujął mój podbródek w dłoń, by było mu łatwiej. Następnie delikatnie przetarł nim moją skórę, zmywając kolejne warstwy makijażu.

Gdy byłam młodsza, nie było opcji, żebym pokazała się komuś bez makijażu. Zakrywałam nim swoje kompleksy, ale z czasem zaczęłam je akceptować. Dlatego teraz makijaż traktowałam jako podkreślenie swojego piękna, a nie kamuflaż dla moich niedoskonałości. I może właśnie dzięki Ravenowi zmieniłam podejście. Bo dla niego byłam piękna w każdej wersji, co nieustannie mi powtarzał.

Po kilku minutach chłopak zmył wszystko z mojej twarzy.

- Dzięki, możesz zmykać - rzuciłam, zeskakując z umywalki.

Art of our souls Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz