•☆strach☆•

363 12 7
                                    

Pov. Alastor
Zadawałem Lilith dosyć poważne ciosy, szczerze mówiąc, chciałem ją wtedy zabić za to co zrobiła Luckowi.
-I JAK SIĘ TERAZ CZUJESZ SZMATO!?!?-
Powiedziałem a ona próbowała się dostać do łazienki.
-JUŻ NIGDY WIĘCEJ SIĘ DO NIEGO NIE ZBLIŻYSZ. NIE POZWOLĘ NA TO.-
Powiedziałem i spojrzałem na mojego ukochanego, leżał nieprzytomny. Zmartwiłem się jeszcze bardziej ponieważ leżał cały w krwi. Rzucałem tą szmatą o ściany aż dopóki nie straciła przytomności. Wtedy przemieniłem się zpowrotem i podbiegłem do Lucyfera.
-Husk przypilnuj tej szmaty...-
Powiedziałem na co on podszedł do Lilith pilnując by nic już nikomu nie zrobiła. Złapałem Lucyfera za jego jeszcze ciepłą dłoń. Zacząłem płakać i na chwilę spuściłem głowę ponieważ nie mogłem już utrzymać uśmiechu na twarzy. Po dwóch minutach usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Vagie podbiegła do nich i je otworzyła, odrazu do mieszkania wbiegli ratownicy i wzięli Lucyfera do karetki.
-potrzebujemy jakieś osoby która za niego odpowiada.-
-al ty pojedź.-
-dobrze.-
Powiedziałem po czym wsiadłem do karetki.

Gdy byliśmy już w szpitalu ratownicy powiedzieli mi żebym lepiej został w poczekalni, więc siedziałem i się strasznie stresowałem. Pani z poczekalni już kilka razy dała mi wody i mówiła żebym się uspokoił i że wszystko będzie dobrze. Lecz to nie pomogło i łzy dalej spływały mi po policzkach. Minuty mijały jak godziny, nagle jakąś małą dziewczynka podeszła do mnie i mnie przytuliła, odrazu oddałem uścisk.
-czemu pan płaczę?-
-ponieważ mój chłopak trafił tutaj w bardzo ciężkim stanie...-
-oł współczuję... Ja tu jestem ponieważ mam chore serduszko.-
-szukają ci dawcy?-
-tak, ale nie umieją znaleźć i przez to mojej mamusi i tatusiowi jest bardzo smutno...-
-współczuję... mam nadzieję że szybko ci znajdąjakiegoś dawcę i że szybciutko wyzdrowiejesz.-
Powiedziałem na co ona zaczeła się śmiać.
-nie jest pan tacy jak inni.-
-to znaczy?-
-wszystkie demony które wyglądają na złe zwykle są złe a pan jest bardzo miły.-
Powiedziała na co znowu zacząłem się uśmiechać.
-w uśmiechu wygląda Pan dóżo lepiej.-
-dziękuję.-
-VANESSA!-
krzyknęła zapewne matka dziewczynki na co ona wstała.
-o to moja mama, muszę już iść. Mam nadzieję że się jeszcze kiedyś spotkamy!-
-ja też mam taką nadzieję. A więc do zobaczenia.-
-do zobaczenia!-
Powiedziała pocczym zaczeła iść w stronę swojej mamy.
-pan alastor?-
-tak. Już wiadomo co wpz Lucyferem?!-
-tak, jego stan jest stabilny, wybudził się już i może go pan już zobaczyć. Sala 179.-
-dziękuję!-
Powiedziałem i pobiegłem w stronę sali 179. Gdy do niej wbiegłem zobaczyłem obandażowanego Lucyfera, gdy go zobaczyłem łzy napłynęły mi do oczu. Podbiegłem do niego i przytuliłem z całej siły na co on syknął a ja go wtedy puściłem.
-martwiłem się o ciebie!!!-
-nie musiałeś...-
Powiedział zachrypniętym głosem.
-przepraszam za to że nie przyszedłem wcześniej... może wtedy by ciebie nie sprowadziła do takiego stanu...-
-nie masz za co przepraszać, to ja jestem sam sobie winien to ja jej zufałem a ty mnie przed nią ostrzegałeś...-
-oboje mamy nauczkę na przyszłość, ty musisz brać moje zdanie pod uwagę a ja mam olewać pracę jak wychodzisz z kimś kto może ci zagrażać.-
-kocham cię.-
-ja ciebie też. Wogóle jak będziesz już chodzić to przedstawię ci kogoś.-
-dobrze.-
Powiedział Lucyfer a potem pocałował mnie krótko a ja zacząłem.
-tęskniłem za tobą i twoimi pocałunkami które smakują jak brzoskwinia.-
-serio smakują jak brzoskwinia?-
-mhm.-
-to już wiem że lubisz brzoskwinie.-
-bardziej lubię całować ciebie niż brzoskwinie.-
Powiedziałem poczym wszedłem na łóżko i zawisnąłem nad moim chłopakiem. Po chwili wbiłem się w jego usta ale z tej pięknej chwili wyrwała nas pielęgniarka która akurat weszła.
-oł przepraszam, nie chciałam panom przeszkadzać.-
Powiedziała na co Lucyfer się zapytał.
-a to coś ważnego?-
-no jeżeli panowie chcą wiedzieć to możemy powiedzieć że za niedługo będziemy mogli pana wypisał.
-do dobrze, coś jeszcze?-
-nie to wszystko.-
Powiedziała poczym wyszła. Zszedłem z Lucyfera i usiadłem na stołku obok jego łóżka. Nagle do pokoju weszła  zapłakana Charlie i rzuciła się na Lucyfera a zaraz za nią weszła Vaggie, Niffty, Angel i Husk. Od razu na twarzy Lucyfera zobaczyłem uśmiech.
-JAK SIĘ CZUJESZ TATO!?-
-dobrze.-
Powiedział Lucyfer Na co Charlie przytuliła go a on powstrzymywał się od syku. Gdy Charlie już się przywitała z swoim ojcem ona zaczeła.
-chcesz może pogadać z mamą..?-
-nie za bardzo...-
-proszę... chociaż spróbuj...-
Lucyfer zamilkł i spojrzał na mnie. Poczułem jak moje uszy opadają.
-dobrze spróbuję, ale jak będę mógł już chodzić, a teraz proszę żebyście wyszli ponieważ jestem zmęczony.-
Powiedział na co wszyscy wyszli a gdy ja wstałem Lucyfer złapał mnie za rękę.
-ty zostań.-
Odezwał się na co ja usiadłem zpowrotem na swoje miejsce. Gdy Charlie wychodziła posłała mi mordercze spojrzenie. Gdy już wyszła zamknęła za sobą drzwi a Lucyfer zaczął.
-myślę że Charlie ma nadzieję że jeszcze wrócę do jej matki...-
-mi też, widziałeś jakie spojrzenie mi posłała gdy wychodziła..?-
-niestety tak...-
-chyba musisz z nią o tym pogadać...-
-wiem...-
Powiedział i zaczął ziewać.
-serio jesteś zmęczony?-
-mhm.-
-to ja poczekam na korytarzu a tu się prześpisz?-
-a możesz się ze mną położyć?-
-oczywiście że tak.-
Powiedziałem poczym położyłem się obok niego, on odrazu położył głowę na mojej piersi i się we mnie wtulił. Po chwili zacząłem głaskać go po głowie a on zaczął usypiać. Gdy już usnął do pokoju przyszła pielęgniarka z jedzeniem dla Lucka.
-może pani to położyć na szafce nocnej ponieważ właśnie usnął.-
-dobrze.-
Powiedziała poczym położyła jedzenie na szafce nocnej. Gdy już wyszła pocałowałem Lucyfera w czoło i usnąłem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                            •☆coś od autorki☆•
Ah... Trochę gówniany rozdział ale się starałam. Mam nadzieję że chociaż trochę się wam podobał a następny wstawię zapewne jutro.
Love vivi

enemies or maybe lovers?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz