•☆wolność☆•

348 11 11
                                    

Pov. Lucyfer
Powiedział na co ja się lekko uśmiechnąłem, poczułem ulgę. Po chwili jednak usłyszałem z dołu krzyk Charlie. Alastor nie zwrócił na to uwagi, od razu podszedł do łóżka i położył obok mnie. Od razu się do niego przytuliłem.
-dziękuję.-
-pamiętaj dla ciebie zrobię wszystko.-
Po chwili do naszego pokoju wparowała Charlie z łzami w oczach.
-TATO MAMA JEST CAŁA ZAKRWAWIONA!!! ONA POTRZEBUJĘ POMOCY!!!-
-on jej na pewno nie pomoże.-
-TAK?! A TY SKĄD TO NIBY WIESZ?!?!-
-BO DZISIAJ ZOSTAŁ ZGWAŁCONY PRZEZ JAKIŚ TYPÓW OD TEJ TWOJEJ KOCHANEJ MAMUSI!!!-
-t-tato..?-
Spojrzała na mnie na co ja odwruciłem wzrok.
-p-przepraszam...-
-ty możesz jej spróbować pomóc. Ale nas w to nie mieszaj.-
-d-dobrze...-
Powiedziała po czym zamknęła drzwi i zbiegła na dół.
-zdejmiesz koszulę..?-
-hmm a czemu?-
-no... Wiesz... POCZUJE SIĘ BEZPIECZNIEJ!!!-
-mhm... No dobra.-
Powiedział po czym zdjął swoją koszulę. Od razu wtuliłem się w jego brzuch na co on zaśmiał się pod nosem i zaczął mnie głaskać po głowie. Po chwili usłyszeliśmy syreny. To za pewne po Lilith.
-będziesz potrzebował psychologa?-
-nieeee, wystarczy że nie będziemy się ruchać przez rok.-
-JA NIE WYTRZYMAM!!!-
-nie no żartuję. A tak serio to nie... Chyba nie będę potrzebował, bo mam tu ciebie i do puki ty tu będziesz to będę się czuł bezpiecznie.-
-ALE BĘDZIEMY SIĘ RUCHAĆ?!?!-
-BOŻE AL TO JUŻ JEST SEXOCHOLIZM!!!-
-nieeee, to jest tylko lekka posesja. Ale to przez ciebie!!! Jesteś uzależniający.~-
Powiedział po czym zaczął jeździć ręką pod moją koszulą. Gdy najechał ręką na jedną z moich ran syknąłem.
-zdejmij, muszę coś zrobić.-
-dobrze.-
Powiedziałem po czym podniosłem się do siadu i zacząłem rozbierać się do samych bokserek. Po chwili al spojrzał na mnie, wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Po 5 minutach wrócił z bandażami i spirytusem. Gdy usiadł odwruciłem się w jego stronę na co on zaczął mnie opatrywać.
-a po co ci spirytus?-
-a co będę pić? a  no i jeszcze po to żeby ci odkazić te rany.-
-a oki.-
Powiedziałem na co on chwycił za butelkę, wziął łyka zawartości a potem wylał trochę na czysty wacik i przyłożył go do mojej największej rany, syknąłem.
-będzie bolało.-
Powiedział spokojnym głosem.

Gdy skończył mnie opatrywać usiadłem na jego kolanach okrakiem.
-i jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę?-
-oj ty już wiesz jak.~-
Powiedział po czym wbiłem się w jego usta i nagle do pokoju weszła zapłakana Charlie od razu się od siebie oderwaliśmy na co ona do nas podbiegła i przytuliła.
-p-przepraszam j-ja n-nie w-wiedziałam ż-że m-matka c-cię k-krzywdziła s-specjalnie...-
Powiedziała na co ja zacząłem głaskać ją po głowie.
-to nie twoja wina...-
-właśnie że moja! Myślałam że to przez Alastora się rozstaliście...-
-teraz chociaż wiesz jaka twoja matka jest na prawdę...-
Powiedziałem na co moja córka jeszcze bardziej się w nas wtuliła.
-Charlie mam dwa pytania.-
-jakie..?-
-pierwszy, co ci zrobiła twoja matka że przejżałas na oczy? A drugie, czy chciałabyś mieć rodzeństwo?-
-chwilę przed śmiercią zaczeła na mnie wrzeszczeć że jestem bachorem i że nigdy mnie nie chciała... I tak chciałabym mieć rodzeństwo.-
-widzisz Lucy!!! Możemy już sobie zrobić dzidziusia!!!-
Powiedział al i wbił się w moje usta. Wtedy Charlie wstała i podeszła do drzwi.
-TO JA WAS TU ZOSTAWIĘ!!! A I AL POSTARAJ SIĘ ŻEBY BYŁA DZIEWCZYNKA!!!-
Powiedziała Charlie po czym wyszła z naszego pokoju zamykając za sobą drzwi. Wtedy al oderwał się ode mnie.
-wystarczyło powiedzieć żeby wyszła.-
-ALE WTEDY BY TU WRACAŁA A TERAZ TU NIE WRUCI!-
-no wsumie masz racje.-
-dobra to już wiemy że Lilith sobie zdechła.-
-ma za swoje szmata.-
-ale ktoś jeszcze musi zapamiętać że nie może ciebie dotykać.-
-kto?-
-pamiętasz może twarze tych idiotów?-
-tak...-
-JAK WYGLĄDALI?!?!-
-oboje byli umięśnieni. Jeden miał bliznę na oku a drugi miał na głowie czerwoną chustę. Oboje mieli włosy ładnie uczesane, a i ten drugi teraz będzie miał bandaż na prawej ręce. Byli ubrani w jakieś dresy ale mieli krzywe mordy jak dresiarze.-
-o kurwa.-
-co się stało..?-
-wiem od kim oni są.-
-k-kim..?-
-ah nikim ważnym ale najważniejsze teraz jest to, że ich duszę należą do mnie.-
-JAK TY ICH PILNUJESZ?!?!-
-WIESZ ILE DUSZ JEST POD MOJĄ KONTROLĄ?!?! W CHUJ DUŻO!!!-
-dobra skończmy już, to co z nimi zrobisz..?-
-nie martw się, przeżyją to. Chyba... Dobra choć złożymy im małą wizytę.-
Powiedział po czym zaczął mnie ciągnąć w nieznanym mi kierunku.

Nagle Alastor zatrzymał się pod starym rozpadającym się domem.
-on tylko tak wygląda. Tak na prawdę jest bardzo solidny.-
Powiedział po czym zapukał do drzwi i stanął za mną. Po chwili drzwi otworzył ten który mnie zgwałcił.
-on a kogo my tu mamy. Jeszcze ci mało?~-
Powiedział nie zauważając mojego chłopaka za mną.
-on Lucas jak miło cię znowu widzieć...-
Odezwał się al na co ten podniósł wzrok i zaczął się cały trząść. Nagle na jego szyi zawiązał się zielony łańcuch a w ręce Ala pojawił się jego koniec. Al pociągną za niego na co Lucas upadł przede mnie, popatrzył na mnie błagającym wzrokiem a w jego oczach pojawiły się łzy.
-teraz zapłacisz za to co zrobiłeś mojemu chłopakowi...-
Powiedział po czym wyją z kieszeni scyzoryk i wbił mu go w dłoń. Wtedy jeszcze raz spojrzałem na niego, był wystraszony a łzy spływały mu po policzkach... wyglądał tak jak ja dziś rano... serce mi się krajało gdy widziałem jak cierpi.
-A-Al p-proszę p-przestań...-
-coś się stało kaczuszko?-
-n-nie p-poprostu g-go z-zostaw j-już... d-dostał n-nauczkę... t-tyle j-już w-wystarczy...-
Powiedziałem na co Lucas spojrzał na mnie z wdzięcznością a al wyciągnął mu scyzoryk z ręki.
-ale jeżeli jeszcze raz komuś z mojej rodziny zrobisz krzywdę, nawet Lulu ci nie pomoże.-
Powiedział Al na co Lucas wstał i wbiegł do swojego domu. Po chwili zawiał wiatr a ja zacząłem się trząść z zimna. Al to zobaczył i od razu zdjął swój płaszcz i założył na moje zamiana. Przytuliłem się do jego ramienia.
-czemu chciałeś żebym go zostawił?-
-bo był już tak samo przestraszony jak ja dziś rano...-
-oh Lulu... wiesz czemu cię kocham?-
-nie.-
-bo masz bardzo dobre serduszko.-
Powiedział po czym przykucnął i złączył nasze wargi w krótkim pocałunku. Po chwili złapałem go za rękę I zaciągnąłem w tą samą uliczkę w której pierwszy raz się pocałowaliśmy.
-coś się stało?-
-no przecież muszę ci się jakoś za to wszystko odwdzięczyć.~-

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                  •☆coś od autorki☆•
Tsa dopiero co go zgwałcili a on już jak by nigdy nic chcę się ruchać. I wiem że nazwa rozdziału do dupy ale nie umiałam nic wymyślić T_TMam nadzieję że rozdział wam się podobał a następny wstawię jutro.
Love vivi

enemies or maybe lovers?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz