ROZDZIAŁ 7

52 9 8
                                    


Czekała z walizką już trzydzieści minut na pana wiecznie spóźnialskiego. Przechodzący wokół niej ludzie, mierzyli ją wzrokiem. Dopiero co przyjechała, a już stała na zewnątrz gotowa na opuszczenie akademii. Była w stanie w wiele uwierzyć, ale nie w to, że będzie na nią polował psychopata. Niczym się nie wyróżniała, była zwyczajną osobą. Z kartoteką.

Może to przez jej, długie czekoladowo brązowe loki, to mogła być jedyna rzecz, jaką mogłaby się wyróżniać. Odziedziczyła je po matce i była za to bardzo wdzięczna losowi. Poza nimi w każdym calu była w normalna, a przynajmniej tak się jej wydawało.

Im dłużej tam stała, tym bardziej zapadała się pod ziemię, słyszała ciągłe szepty za plecami. Oceniające tony i domysły były nie do wytrzymania. Nie zamieniając z człowiekiem ani jednego słowa, uważali, że znali go na wylot. Zastanawiała się, dlaczego ludzie tak bardzo interesują się życiem innych. Z całych sił starała się myśleć o czymkolwiek, byleby ich nie słuchać. Nie słyszeć tych okropnych, czasami dwuznacznych wyzwisk.

Jak na wybawienie od tych katuszy pod uczelnię zajechał czarny, sportowy samochód zabierający od niej całą uwagę. Przymrużyła oczy z niedowierzania, kto jeździ corvettą po takim terenie. Wokół znajdowały się same lasy, a to nie był odpowiednio dobrany pojazd do otaczającego krajobrazu.

Jeszcze większego szoku doznała, gdy wysiadł z niego Nate. Kim on w ogóle był, zawsze chodził ubrany zwyczajnie, prosto bez zbędnych zdobień. Dżinsy i dopasowana czarna koszulka, idealnie kamuflowały jego zamożność.

-Długo tam będziesz stała? Nie mam całego dnia.

Wygląd kamuflował również jego okropny charakter. Wywróciła oczami i zabierając bagaż podeszła do samochodu. Otworzył niewielki bagażnik i zapakował walizkę. Trzasnąwszy delikatnie drzwiczkami, zasiadł za kierownicą. Zdecydowanie nie należał do gentlemanów, podeszła od strony pasażera i pociągnęła za klamkę, ta jednak ani drgnęła. Ciśnienie jej się podniosło, jak usłyszała parsknięcie śmiechem dobiegające z wnętrza samochodu.

Zanim poczuła charakterystyczne pstryknięcie świadczące o odblokowaniu drzwi, zdążyła zwyzywać go w myślach. Ledwo zapięła pasy, a on ruszył gwałtownie z piskiem opon tak, że wbiło dziewczynę w fotel. Kayleen chwyciła mocniej czerwony pas bezpieczeństwa i z wielkimi oczami wpatrywała się w przednią szybę. Po raz kolejny usłyszała cichy śmiech.

Droga była kręta, dzięki czemu nie mógł jechać za szybko. Całe szczęście, gdyż nie przepadała za szybką jazdą, szczególnie w takich warunkach. Nie odezwał się do niej ani razu, całą swoją uwagę skupiał na drodze. Nie liczyła na rozmowę, chociaż miło byłoby zamienić z kimś słowo. Nawet z takim baranem jak on.

-Dziękuję... -zaczęła ściszonym głosem.

-Co? -Odwrócił do niej głowę zdezorientowany, marszcząc przy tym brwi.

-Patrz na drogę! -krzyknęła. -Dziękowałam za pomoc w bibliotece, nie miałam okazji wcześniej tego powiedzieć.

-Miałaś farta, że byłem w okolicy, robiłaś straszny hałas, dziwne, że nikogo nie obudziłaś -oznajmił oskarżycielskim tonem.

-No wiesz, ciężko ucieka się przed seryjnym mordercą po cichu. -Wzruszyła ramionami.

-Przed kim? Kto ci takich głupot nagadał -zaśmiał się. Przysięgła sobie, że jak jeszcze raz usłyszy ten chichot, to udusi go tu i teraz.

-Henry.

-Aaa, to faktycznie może coś w tym być.

Kolejna czerwona lampka zaświeciła się w jej głowie. Zoe zareagowała zaskakująco podobnie, a Nate zdecydowanie nie należy do ludzi, którzy z łatwością przyznają komuś rację. Chłopak wyraźnie nie chciał kontynuować rozmowy. Włączył radio, nie dając dziewczynie powiedzieć ani słowa więcej.

Heritage: ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz