-Widział ktoś Kayleen?
Wchodząc do salonu, oparł dłoń na ścianie, a pierścień na jego dłoni zabłyszczał po kontakcie ze światłem. Gabriell i Hayden poważnie dyskutowali w rogu pokoju, nie zauważając, że Nate do nich dołączył, a Joshua zaprzeczył kiwnięciem głową.
-Wyszła chwilę po tym, jak przyszliście, mówiła, że potrzebuje pobyć chwilę sama. Powiesz nam w końcu, co się stało? Gdzie Henry i Jasmine? -zabrała głos Zoe.
-Gdzie!? W którą stronę poszła!? -Zareagował gwałtownie, ignorując resztę wypowiedzi.
-Nie wiem, zniknęła za szklarnią.
Słysząc to, wybiegł z domu jak poparzony, szybko znikając za budynkiem. Wyłaniając się zza szklarni, biegł już na czterech łapach, co chwilę pociągając nosem. W postaci wilka wiedział, w dokładnie którym kierunku poszła, wiedział też, że szła na dwóch nogach. Wciągnął po raz kolejny zapach i gwałtownie skręcił w prawo, udając się w stronę polany pokrytej wrzosami. Przyspieszył, nie wiedząc, co zastanie na miejscu. Wbiegając na niewielką polanę, ujrzał Kayleen stojącą tyłem z nienaturalnie ułożonymi dłońmi na wysokości klatki piersiowej.
-Kay! -krzyknął w myślach, a dziewczyna, wiedząc, że za nią stoi, powoli odwróciła się w jego stronę, ukazując trzymany niebezpiecznie blisko serca, ciemnozielony nożyk. -Co robisz!? Odłóż to!
-Po co? -powiedziała beznamiętnie. -Nie zauważyłeś jeszcze, że to ja tu jestem problemem?
-Jakim problemem? Co ty gadasz?
-Gdyby mnie nie było, Henry i Jasmine wciąż by żyli. To przeze mnie zginęli...
-To nie jest twoja wina.
-Nie moja wina... -prychnęła pod nosem. -Uwierz mi, lepiej wam będzie beze mnie. Cedric nie zdobędzie tego czego chce, a wy będziecie mogli żyć w spokoju. Nikt więcej nie musi umierać.
-A ty to co?
-Śmierć jednostki dla dobra ogółu, to godne poświęcenie. -Uśmiechnęła się delikatnie, lecz oczy miała puste.
-Nie zgrywaj bohatera. Poradzimy sobie z tym w inny sposób. -Zrobił krok do przodu.
-Nie ma innego sposobu... Nic mnie tu nie trzyma. Nikogo poza rodzicami to nie będzie obchodzić. Swoją śmiercią wyświadczę wam przysługę. Sam powiedziałeś, że w końcu zginę. To ten moment.
-Mnie będzie. -Zrobił kolejny krok. -Nie pozwolę, by kolejna bliska mi osoba odeszła. -Kolejny krok. -Więc proszę, odłóż nóż i pozwól mi cię chronić.
Kay po tych słowach znieruchomiała, a ręce bezwładnie opadły wzdłuż tułowia. Palce poluzowały się na rączce, wypuszczając ostrze z dłoni. Po raz kolejny dzisiaj nie powstrzymywała łez. Nate podszedł do niej i położył się na ziemi, zapraszając ją do siebie. Nie zwlekała długo, wtulając się w czarne futro. Oplotła szyję ramionami, a zapłakaną twarz schowała w sierści zwierzęcia, dając zapanować nad sobą emocjom. Jako wilk Nate nie mogąc zrobić dużo, przycisnął dużą głowę do pleców dziewczyny, zapewniając jej namiastkę obiecanego bezpieczeństwa.
Po przekazaniu informacji o zdarzeniach na spotkaniu z Cedricem atmosfera w domu uległa gwałtownemu pogorszeniu. W salonie zapadła totalna cisza. Zoe zamknęła się na chwilę w łazience, głośno trzaskając za sobą drzwi. Kayleen siedziała w rogu kanapy ze spuszczoną głową. Emocje, jakie aktualnie panowały były nie do zniesienia. Po upływie trzydziestu minut siostra Nate'a ponownie dołączyła do pozostałych.
-Nie mogę uwierzyć, że Rachel nas zdradziła. Ufałam jej. Była moją przyjaciółką. Ich córką... -Przerwała ciszę.
-Też się tego nie spodziewałem. Zapewne wyśpiewała Cedricowi wszystko, co tu robimy. Po raz kolejny jesteśmy na przegranej pozycji. Musimy obmyślić nowy plan działania. Na Pewno proponuje zwiększyć częstotliwość treningów. Nie możemy też zrezygnować z obchodów, trzeba je robić w innych godzinach i od dzisiaj we trójkę. Musimy mieć oczy szeroko otwarte nie ważne, gdzie będziemy, skoro Cedric miał kreta u nas w domu, to nie wiadomo, gdzie jeszcze nas obserwują -oznajmił Nate opanowanym głosem.
CZYTASZ
Heritage: Forgotten
WerewolfKayleen od zawsze była otoczona historiami o przeszłości swoich przodków, lecz ze względu na chorobę psychiczną babki, nigdy do końca nie brała tego na poważnie. Gdyby tylko wiedziała, że wybór college'u będzie zapalnikiem wielu problemów... Czy poz...