Joe krzątał się po kuchni skupiony na przygotowaniu kolacji. Starannie przeszukiwał półki, wyciągając i chowając naczynia. Był tak pochłonięty gotowaniem, że nie zauważył ogromnych niebieskich oczu, wpatrujących się w niego z uwagą. Za szybą stał ogromnej postury czarny wilk, obserwujący z zaciekawieniem każdy jego ruch. Wzdrygnął się, gdy usłyszał głośne wycie dochodzące z zewnątrz. Zamarł na moment, zerkając w stronę ogromnego zwierzęcia. Stał najeżony, wzywający do konfrontacji.
Szybko otrzeźwiał, chwycił wiatrówkę i wybiegł z domu, nie zamykając drzwi. Wymierzył w zwierzę lufę, lecz zanim wystrzelił, zawahał się na sekundę. Kula przeleciała centymetr od tułowia i trafiła prosto w drzewo. Nie zdążył wycelować po raz drugi. Ruszył biegiem w las w pogoni za zdobyczą. Biegł i strzelał na oślep, licząc, że powali wilka, niestety żadna z kul nie trafiła.
Wybiegł na niewielką polanę i wziął za cel, stojącego nieruchomo czarnego wilka o przenikliwych niebieskich oczach. Wymierzył i trafił w łapę. Zwierzę, jakby nie poczuło bólu, jedynie odsłoniło kły i zawarczało głośno. Przestrzelił drugą łapę. Nate przymknął oczy, pochylił łeb do tyłu i zawył donośnie. Dźwięk ten odbił się echem po opustoszałym lesie. Otwierając je z powrotem, dostrzegł na niebie okrągły księżyc w pełni. Świecił na tyle jasno, że zmusił wilka do przymrużenia oczu.
Przerażony chłopak spojrzał na Joego, pakującego kolejną kulę do komory wiatrówki. Zaczął niekontrolowanie wracać do ludzkiej formy. Spanikował. Nie był zdolny do ani jednego ruchu. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Przerażenie przejęło władzę nad jego ciałem, które zapuściło korzenie tuż przed nogami uzbrojonego kłusownika. Joe stał z bronią wycelowaną w serce i przyglądał się zainteresowaniem, ale i z obrzydzeniem. Nate po raz pierwszy czuł się całkowicie bezbronny. Kule przebiły jego dłonie na wylot, pozostawiając po sobie zakrwawione dziury.
-Wiedziałem -prychnął pod nosem Joe. -Cieszę się, że mogę zabić takiego potwora, jak ty.
-Nie zabijaj mnie, proszę.
Nate tylko czuł, że tam jest, lecz nie miał kontroli nad ciałem. Nawet słowa padające z jego ust, nie należały do niego. Był sobie całkowicie obcy. Ktoś opętał jego ciało, udostępniając mu tylko zmysł wzroku. Czuł się, jakby przeżywał paraliż senny.
-Ha, będziesz mnie błagał? Dobre sobie -zaśmiał się, nie przestając celować.
-Nie mogę tu zginąć, mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.
-Ja też miałem, a jednak z zimną krwią mnie zamordowałeś. Wiesz, jakie to uczucie, jak ktoś rozrywa ci gardło? Wiesz, jak przyjemne jest wykrwawienie się na śmierć?
-Przepraszam, ja... Ja nie chciałem. Zmusili mnie, przysięgam!
Gdyby przejął władzę, nigdy, by do tego nie doszło, nie padłyby te słowa. Nie płaszczyłby się przed kimś takim. Krzyczał na samego siebie w myślach, by ruszył się z ziemi i wytrącił mu broń z ręki. W odpowiedzi ciało zaczęło się trząść, lecz nic więcej, poza tym. Wrzeszczał, zdzierał gardło, ale ciągle był ignorowany. Sam postawił niewidzialny mur w swojej podświadomości, którego nie był w stanie przebić.
-Już na to za późno. Role się odwróciły. Teraz ty błagasz o łaskę, ale ja nie zamierzam ci jej udzielić. Na twoje szczęście, będę bardziej humanitarny i nie zginiesz w męczarniach. -Wycelował i strzelił prosto między oczy.
Dźwięk wystrzału wybudził go ze snu. Podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej, wciąż czuł dudnienie w uszach. Jego głowa eksplodowała bólem, lecz na czole nie było najmniejszego zadrapania. Oddychał ciężko, a całe jego ciało było oblane potem. Zerknął na zegarek, dochodziła trzecia trzydzieści. Rozejrzał się po pokoju, usiłując znaleźć, coś, co utwierdzi go w fakcie, że na pewno już nie śni.
CZYTASZ
Heritage: Forgotten
WerewolfKayleen od zawsze była otoczona historiami o przeszłości swoich przodków, lecz ze względu na chorobę psychiczną babki, nigdy do końca nie brała tego na poważnie. Gdyby tylko wiedziała, że wybór college'u będzie zapalnikiem wielu problemów... Czy poz...