ROZDZIAŁ 25

12 2 1
                                    

Pod rezydencję Cedrica zajechał czarny motocykl. Nate sprawnie zeszedł z pojazdu, zdjął kask, zawiesił go na kierownicy i zerknął na zegarek. Punkt dwudziesta druga. Podszedł pod ogromne drewniane drzwi i przeglądnął się w szybie. Przez kask czarne włosy były w artystycznym nieładzie. Poprawił skórzaną kurtkę i popchnął drzwi, które ani drgnęły. Wiedzieli, że ma przyjechać, a mimo to zostawili je zamknięte. W środku słyszał wiele różnych głosów, nikt nie raczył mu otworzyć, zupełnie jakby ignorowali jego obecność. Wiedział, do czego to zmierza, nie chciał dawać Cedricowi satysfakcji, ale schował na moment dumę do kieszeni i zapukał kołatką. Drzwi momentalnie uległy, zapraszając chłopaka do środka.

-Widzisz? Potrafisz być grzeczny, jeżeli chcesz. -Cedric stał po drugiej stronie, ubrany w czarny golf oraz spodnie od garnituru.

-Nie prowokuj mnie -burknął i wyminął go w progu, delikatnie szturchając w ramię. Wiedział, że to, co robi, jest ryzykowne, ale pozwoli się komuś ośmieszać.

Robiąc kilka kroków w przód, usłyszał za sobą cichy śmiech. Cedric wyminął go sprawnie i poprowadził do salonu, gdzie zgromadzili się szarzy, którzy mieli spalić dom Joego. Rozglądnął się po twarzach tymczasowych towarzyszy. Dwóch łysych mężczyzn oraz ruda kobieta. Zmierzyli go wzrokiem i prychnęli pod nosem. Za kogo oni się uważają, pomyślał. Ignorując ich zachowanie, usiadł na brązowej, skórzanej sofie.

Chciał mieć już z głowy ten niedorzeczny plan, wziąć antidotum i wrócić do domu, planując morderstwo każdego z nich. Rozsiadł się wygodnie, czekając, aż Cedric zacznie swój bezwartościowy monolog, jednak głos zabrał ktoś inny. Gniew, który się w nim kotłował od przekroczenia progu, gwałtownie powędrował poza skalę. Wstał i szybko się odwrócił, łapiąc kontakt wzrokowy z osobą stojącą za nim. Blond loki sięgające do ramion oraz fałszywe niebieskie oczy, przywitały go z nieszczerym uśmiechem.

-Nie sądziłam, że tak szybko się spotkamy. -Rachel stanęła, jak gdyby nigdy nic obok Alfy szarych.

-Zdrajczyni... -wysyczał, próbując utrzymać chęć mordu na wodzy.

-Powstrzymaj się od zbędnych komentarzy -odpowiedziała krótko. -Banda Joego wróciła do swoich domów i powinien być już sam. Nate odciągasz go, jak najdalej, a my zajmiemy się resztą. Trzymajmy się planu, a szybko wrócimy, nie zamierzam marnować tam nocy.

-Leniwa, jak zawsze, chociaż to się nie zmieniło. -Obdarowała go ironicznym uśmiechem.

-Ma być tak, jak mówi Rachel z jednym drobnym wyjątkiem. Joe musi umrzeć. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale masz go zabić. -Skierował całą swoją uwagę na Nate'a.

-Nie ma mowy.

-Chcesz to antidotum, czy nie? -zapytał Cedric z powagą w głosie.

-Czy ty mnie właśnie szantażujesz?

-Brawo! Joe, czy słodziutka Kayleen, co wybierasz? -Tym pytaniem podstawił chłopaka pomiędzy młotem a kowadłem. -Tik, tak czas ucieka. Za niedługo oferta straci ważność.

-Chodźmy -oznajmił, odwracając się w stronę drzwi wyjściowych.

Już ubierał kask na głowę, gdy zza jego pleców wyskoczyły trzy szare wilki oraz jeden jasnokarmelowy. Nie chciał pokazywać się z nimi w jednej grupie, wolał pojechać motocyklem. Sięgnął po kluczyki, lecz wyróżniający się wilk został na moment, przyglądając się chłopakowi jasnymi oczami.

-Biegniemy razem. Zostaw motocykl tutaj. -Usłyszał w głowie.

-Widzę, że już futro ci szarzeje. -Nie mógł powstrzymać się od komentarza.

Heritage: ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz