Minął już ponad tydzień od wydarzeń w domu starców. Sprawę zamknięto dzień po morderstwie, uznając, że Rosalinda chorowała i popełniła samobójstwo, przedawkowując leki. Kayleen widząc po raz pierwszy śmierć, zamknęła się w sobie. Nie umiała sobie z tym poradzić, nie chciała z nikim rozmawiać. Całe dnie leżała w łóżku, patrząc się w sufit, nie dopuszczała myśli, że nigdy nie zobaczy babki. Zoe próbowała jej wyjaśnić, że każdy z nich doświadczył tego widoku, lecz i to nie pomogło podnieść się na duchu.
Leżąc ubrana do połowy w piżamę, niemal dostała zawału serca, gdy do pokoju z impetem wpadł Nate, co prawda wiedziała, że się zbliża, lecz nie spodziewała się takiego rozwoju akcji. Zakryła się szybko pościelą, wydając z siebie przeraźliwy krzyk.
-Dosyć tego! -krzyknął chłopak, idąc w jej stronę agresywnym krokiem. -Koniec użalania się nad sobą, nie przeleżysz całej soboty w łóżku!
Zatrzymał się zaraz przy niej, niechcący kopiąc w ramę łóżka. Jednym ruchem zerwał trzymaną przez dziewczynę pościel i rzucił ją za siebie. Kay chwyciła szybko za dolną krawędź koszulki, ciągnąć ją w dół najdalej jak się dało. Obie ręce miała zajęte, przez co nie miała, jak się bronić. Nate podniósł ją szybko, przerzucił przez ramię i ruszył w stronę drzwi.
-Co robisz! -wydarła się, próbując wyrwać się z uścisku. -Postaw mnie na ziemię, ale już! -Zażądała.
-Otóż nie tym razem. Nie obchodzi mnie, co chcesz, a czego nie. Masz ruszyć dupę z miejsca, bo robisz z siebie tylko ofiarę.
Jego ostry ton przyprawił Kay o ciarki. Nie podobało jej się, że brzmiał jak Alfa. Nie podobało jej się to, że miał rację. Potrzebowała fizycznego kopniaka, żeby coś ze sobą zrobić, rozmowa to było stanowczo za mało. Chłopaka nie obchodziło, co o nim myślała, więc często pozwalał sobie na za dużo. Zdecydowanie za dużo. Ale gdyby nie on, zapewne dalej siedziałaby zakryta pościelą po same uszy. Przeniosła obie ręce na tylną część koszulki, próbując bez efektów zakryć bieliznę. Wychodząc z pokoju i spotykając po drodze zdziwionego Henry'ego, Kayleen niemal spaliła się ze wstydu.
-Ooo Kay, niezła koronka! -krzyknął Joshua, gdy minęli się w holu. Nie zareagowała.
Postawił ją bez słowa na środku podjazdu i od razu ruszył z powrotem do domu. Stała w samej koszulce i bosych nogach, próbując zakryć najwięcej, jak się dało.
-Palant! Chory pojeb! -wrzasnęła za nim.
-Wybacz, taki już mój urok osobisty. -Wyszczerzył zęby w uśmiechu, odwracając się na chwilę w jej stronę i zniknął za drzwiami.
Wciąż wściekła na Nate'a, dała namówić się na lekcje poznania podstawowych tajemnic zielarstwa u Jasmine. Siedziała na drewnianym krześle w prywatnym domowym gabinecie Jasmine. Słuchała, jak wicedyrektor wskazuje w książce podstawowe mikstury i tłumaczy, jak działają oraz jakie mają skutki uboczne. Nie lubiła teorii. Zdecydowanie wolała praktykę, ale nie chciała jej przerwać, widząc, z jaką pasją opowiadana. Nikt w domu poza nią nie potrafił przyrządzić najprostszej mieszanki, wszyscy skupili się na treningu siłowym i uczeniu się taktyk. Mieli do roboty dużo ciekawsze rzeczy niż siedzenie nad kwiatkami.
-Nudzę cię? -Wyrwała ją z zamyślenia Jasmine.
-Nie, nie. Po prostu zastanawiam się, dlaczego nie można zrobić jednej mikstury na wszystko. -Wymyśliła na szybko.
-Nie wszystkie zioła w połączeniu z innymi dają te same efekty. Gdybyś wrzuciła wszystko do jednego garnka, prędzej zrobiłabyś truciznę.
Gdy w końcu coś z teorii zainteresowało dziewczynę, jak na zawołanie musiał pojawić się niszczyciel dobrego humoru w postaci aroganckiego dupka Nate'a. Przystanął, opierając się o framugę. Odczekując chwilę, aby Jasmine dokończyła swoją wypowiedź, włączył się do rozmowy, robiąc krok do przodu, równocześnie wkładając obie ręce w przednie kieszenie spodni.
CZYTASZ
Heritage: Forgotten
WerewolfKayleen od zawsze była otoczona historiami o przeszłości swoich przodków, lecz ze względu na chorobę psychiczną babki, nigdy do końca nie brała tego na poważnie. Gdyby tylko wiedziała, że wybór college'u będzie zapalnikiem wielu problemów... Czy poz...