*Rezydencja Cedrica*
Wilk o brudno szarym futrze, wyszedł z lasu i padł na schodach przed drzwiami wejściowymi do posiadłości. W akompaniamencie jęków bólu wygiął się w łuk, wracając do ludzkiej formy. Przyłożył czoło do zimnej posadzki i zamknął oczy. Zacisnął usta w wąską linię. Jedną ręką tamował krwawienie z rozległej rany, zadanej pazurami, drugą zaś podpierając się na stopniu, próbując podnieść się z kolan.
Z grymasem na twarzy, stanął na nogi i sięgnął po okrągłą klamkę, jednocześnie obserwując, jak krew przelewa się między palcami. Nagi ruszył przez hol, nie zwracając uwagi na ludzi mierzących go wzrokiem. Mokre od potu, kręcone kosmyki włosów, przylgnęły mu do czoła. Przystanął na chwilę, by strzepnąć krew z dłoni, a następnie popchnął lekko uchylone drzwi. Cedric siedział przy biurku zasypany ogromem dokumentów. Podniósł wzrok na wyczerpanego członka watahy, odłożył długopis na bok i poprawił się na krześle, splatając dłonie.
-Słucham, co ci się stało -powiedział, niewzruszony stanem towarzysza.
-Widziałem ją... -odparł, walcząc o każdy oddech. -Biała wilczyca nie była sama, pilnuje jej Alfa. W pojedynkę nie damy rady jej zabić, trzeba ruszyć grupą!
-Powiesz mi coś, czego nie wiem?
-To... -Wskazał głową na groźnie wyglądającą, poszarpaną ranę. -Ona to zrobiła, ale nie wydaje się być świadoma swojej mocy. To świeżak. -Odkaszlnął, wypluwając krew na swoją dłoń.
Na twarzy Cedrica pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu. Wygrzebał spomiędzy papierów kartkę, napisał coś na niej, następnie wstał i przypiął ją na tablicy korkowej. Objął wzrokiem górną jej część, analizując zgromadzone informacje na temat Kayleen. Nagle w jego oku pojawił się błysk, odwrócił się w stronę bladego, nagiego mężczyzny. Podszedł do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Dobrze się spisałeś -rzekł i wyszedł z biura.
Gdy tylko opuścił pomieszczenie, skinął głową do stojącego obok łysego faceta. Ten bez wahania zniknął za drzwiami gabinetu, chwilę później wybrzmiał huk wystrzału pistoletu i ciała upadającego na podłogę.
*Akademia Corbea*
Nim zajęcia się zaczęły, Kay i Zoe zajęły ławkę w jednym z tylnych rzędów obok okna. W sali z każdą minutą robiło się coraz tłoczniej i głośniej. Zegar wiszący nad pustym biurkiem wykładowcy wskazywał piętnastą pięćdziesiąt. Za kilka minut miała się rozpocząć, jakże interesująca lekcja matematyki. Kładąc na ławce torbę ozdobioną mnóstwem różnokolorowych przypinek, odwróciła głowę w stronę Kayleen i obdarowała ją uśmiechem.
-Nie miałam okazji zapytać. Jak tam po twoim pierwszym obchodzie?
-Wszystko byłoby dobrze, gdyby nas szary nie zaatakował.
-Jak to szary?! Wszystko w porządku? Nic wam się nie stało? Nate nic nie mówił. -Wylała z siebie masę pytań.
-Mi nic, ale Nate oberwał. Przez większość czasu nie wiedziałam, co zrobić, jak pomóc. Jestem słaba...
-Nie słaba, nowa. Z czasem się nauczysz.
-Rzecz w tym, że ja nie mam czasu. -Posmutniała. -Ile razy stałam sparaliżowana strachem.
Nagle ją olśniło.
-Ucz mnie!
-Ale Nate...
-To idzie za wolno, potrzebuje więcej lekcji, Nate nie musi nic wiedzieć.
CZYTASZ
Heritage: Forgotten
WerewolfKayleen od zawsze była otoczona historiami o przeszłości swoich przodków, lecz ze względu na chorobę psychiczną babki, nigdy do końca nie brała tego na poważnie. Gdyby tylko wiedziała, że wybór college'u będzie zapalnikiem wielu problemów... Czy poz...