ROZDZIAŁ 21

17 1 0
                                    


Od dobrych kilku dni Kayleen nie odezwała się do Nate'a ani jednym słowem. Jak śmiał decydować o jej życiu. Jak w ogóle mógł pomyśleć o kontrolowaniu każdego jego aspektu. Jak to możliwe, że w jednej osobie kryją się takie skrajności. Raz potrafi pozytywnie zaskoczyć, choć pozytywne określenie to za mało powiedziane. Wprawić w osłupienie. Innym razem ma ochotę go rozszarpać. Nie rozumiała go kompletnie. Domyśliła się, że robi to tylko i wyłącznie dlatego, żeby ją chronić, ale nie chciała mu dać tej satysfakcji wynikającej z uległości. Była żyjącą istotą, miała prawo decydować o sobie i o tym, co robi.

Chłopak, tak jak przewidziała, chodził za nią, próbując ją przeprosić, lecz unikała każdego jego kontaktu. Mogła stwierdzić, iż podobało jej się to. Po takim okresie czasu zobaczyła, jak bardzo się za nią ugania. Oczywiście na swój unikalny, nietypowy sposób. Mogła mu wybaczać następnego dnia, ale uznała, że najlepiej będzie go jeszcze trochę pomęczyć. Nie rozmawiała z nim w samochodzie, mimo że niejednokrotnie próbował podjąć rozmowę. Czekał na nią niemal na każdym rogu, czy to w szkole, czy w domu. Unikała tych miejsc, byleby na niego nie natrafić. Z czasem zaczął używać serum do maskowania zapachu.

W piątek zaraz po przyjeździe z uczelni Kay udała się prosto do kuchni, gdzie czekała już na nią Zoe. Jej twarz ozdabiał uśmiech od ucha do ucha. Z daleka było widać, że ma jakiś pomysł. A jak już zdążyła się przekonać, w większości były to głupie pomysły. Odepchnęła się od wyspy, podeszła do niej i chwyciła ją pod pachę.

-Co powiesz na imprezę? -Mrugnęła do niej porozumiewawczo.

-Ale, że ja mam iść?

Nie spodobał jej się ten pomysł. Nie lubiła takich miejsc. Wprawdzie zawsze marzyła o normalnym życiu, ale nigdy nie zaliczała do tego imprez. Nie uczestniczyła w wielu tego typu atrakcjach. Jeżeli gdzieś przesiadywała to głównie u Meg, jej przyjaciółki ze szkoły dla ludzi z opóźnieniami. Nie były to też zwyczajne spotkania. Brak alkoholu, ale za to cała noc przy monopoly. Ubaw po pachy. Prawdziwy obraz imprezy, jaki malował się jej w głowie, pochodził z seriali. A jak wiadomo, to co widać na ekranie, w stu procentach jest prawdą. Zraziły ją całkowicie tłumy nawalonych ludzi, niepotrafiący zapanować nad własnymi popędami.

-Nigdzie nie idę.

-Nie daj się namawiać, tylko ten jeden raz. Po to byłyśmy na zakupach. -Zrobiła minę proszącego psa.

-Jest coś jeszcze, o czym mi wcześniej nie powiedziałaś? -zażartowała obrażonym tonem.

Gdy Zoe podejmowała kolejną próbę wyciągnięcia jej z domu do kuchni wszedł Nate. Oparł się o framugę i słuchał z miną typu "chyba sobie żartujesz w tym momencie". Widząc to, Kay wpadła na plan idealny.

-W sumie, to czemu nie. Jeżeli "książę" się zgodzi -zaakcentowała to słowo, nie odwracając się w jego stronę. Zrozumiał aluzję, gdyż oderwał się od framugi i się wyprostował.

-Nie ma mowy. -Spodziewała się takiej odpowiedzi.

-Czyli postanowione, kiedy mam być gotowa? -Całkowicie zignorowała jego zakaz.

-Chyba musimy porozmawiać. -Po tych słowach, chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę schodów.

-Nie mam o czym z tobą rozmawiać.

Wypowiadając te słowa, wyrwała dłoń z uścisku i udała się prosto w stronę swojego pokoju. Tego nie było w planie, chciała jedynie uświadomić go, że ma gdzieś, to co mówi. Ruszył za nią jak cień. Będąc pod drzwiami, chwyciła za klamkę z zamiarem trzaśnięcia nimi, lecz chłopak ją uprzedził, chwytając je i wchodząc do środka.

Heritage: ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz