XXIV: Zaradny chłopak

228 43 20
                                    

|Kurt – teraźniejszość|

Obudził mnie mój telefon, który wydawał z siebie irytujące dźwięki. Od jasności w pokoju bolały mnie oczy, więc nawet ich porządnie rozewrzeć nie mogłem. Nieco po omacku szukałem urządzenia na szafce, a gdy udało mi się je sięgnąć, odebrałem bez sprawdzania.

– Halo? – odezwałem się zachrypłem po nocy głosem.

Ramię Sebastiana mocniej zacisnęło się w moim pasie, co nieco wywołało na ustach uśmiech.

– Dlaczego ty o ósmej rano śpisz w niedziele? – spytał zdziwiony Jackson. – Jesteś rannym ptaszkiem przecież.

– Aha. Raz człowiek pospać nie może.

– Nie jesteś człowiekiem. Jesteś robotem bez uczuć – ocenił, na co wywróciłem nieco oczami. – Dzwonię spytać, czy gadałeś z Sebą o tym spotkaniu?

– Teraz nagle ci zależy na spotkaniu Sebastiana? – zaśmiałem się. Chłopak obok mnie poprawił głowę na poduszce, a kątem oka dostrzegłem, że nie ma zamkniętych oczu. – Myślałem, że jesteś na to neutralny.

– Bo jestem – stwierdził. Musiał mieć dobry humor, skoro się ze mną droczył. – W robocie mi wolnego z dnia na dzień nie dadzą. Już muszę łatwić zmiany w grafiku.

– Miałem dopiero dziś Sebastiana na to namawiać.

– Namawiać? Czyli niechętny.

– Ty mnie za słówka nie łap – nakazałem, co go rozbawiło. – Możesz mi zdradzić, co o ósmej rano sprawiło, że masz taki humor, żeby mnie drażnić?

– Awans. Zapomniałem się pochwalić?

– Serio? – spoważniałem.

– No. Będzie parę stówek więcej w wypłacie. Może pierdolnę sobie wczasy pod gruszą czy coś.

– Jackson, brałeś leki?

Zapadło długie milczenie. Zrozumiałem, że Jack musiał być po solidnej dawce leków antydepresyjnych, które działały na niego dwojako. Czasem sam żartował, że czuje się po nich jak po dobrym koksie, ale nigdy jakoś nie brałem tych słów zbyt poważnie. Mało rzeczy obecnie go uszczęśliwiało i stąd moje obawy odnośnie do jego stabilności psychicznej. Po leki sięgał regularnie, chociaż zmieniał je częściej, niżby wypadało. Jedne nie skutkowały wcale, inne z przesadną mocą. Wpływ pewnie na to też miało dawkowanie, którego nikt u niego nie pilnował. Rodzina miała go gdzieś – on ją bardziej – a Sage wiodła własny prym. Ciężko upilnować dorosłego faceta.

– Co to zmienia, Kurcik? – odbił. – Mam dobry humor, dostałem awans i pytam, czy się spotkamy, a ty mi tu wylatujesz z umoralnianiem. Możemy wrócić do momentu, w którym odpowiadasz na zadane pytanie?

Sebastian słyszał słowa Jacksona, skoro leżał dosłownie na moim ramieniu, a w pokoju nie grały inne dźwięki prócz tych wychodzących z telefonu. Toteż jego zaciśnięcie palców na moim biodrze wyraźnie mnie ostrzegało przed możliwymi konsekwencjami tej rozmowy. Zaraz uniósł swoją dłoń w sugestywnym geście przekazania mu komórki. Zrobiłem to. Nie podnosił głowy z ramienia, gdy przykładał do ucha aparat.

– Jackson, gratuluję awansu.

– O kurwa. Co ty robisz u Kurta, którego obudziłem, o ósmej rano? – spytał, żeby zaraz się roześmiać. – Dobra tam, nieważne. Dzięki. Mordo, gdzieś ty był?

– Pytanie, gdzie mnie nie było? – zaśmiał się.

– W innych okolicznościach powiedziałbym, że w dupie Kurta, aaale obaj znamy obecne okoliczności, więc nie rzucę tym, bo nie chcę wiedzieć. – Niekontrolowanie strzeliłem sobie dłonią w czoło, żeby nie zacząć się krzywić na stan, w jakim Jack się znajdował. Sebastian jednak zdawał się niewzruszony. Wręcz przeciwnie, bawiło go to. – Podobno chciałbyś się z elitą spotkać?

Basta//mxm//✎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz