Zaczęło mnie razić jasne światło. Mrugałem szybko oczami, żeby przyzwyczaić się do światła. Byłem w jakimś nieznanym dla mnie pomieszczeniu. Cały pokój był biały, nade mną świeciła się lampka. Na zewnątrz panował już mrok. Jak długo ja tu jestem?
-Witam Panie Horan- odezwał się mężczyzna, który był ubrany na biało i stał naprzeciwko mojego łóżka. -Jest pan w szpitalu- poinformował mnie -Gdy ten mężczyzna pana uderzył, upadł pan i uderzył głową o metalowe krzesło, stracił pan przytomność. Pańska rodzina jest na korytarzu zawołam ich- oznajmił i wyszedł z pomieszczenia. Do środka weszła mama, tata i Lily z psem na rękach. Brakowało tylko Joe i... Kitty...
-Gdzie ona jest? Gdzie jest Kitty?- pytałem. Chciałem wyjść z łóżka ale ojciec mnie powstrzymał.
-Kitty jest już od kilku godzin w samolocie- powiedziała spokojnie mama -Przykro mi- złapała mnie za rękę, ale od razu ją wyrwałem i schowałem się pod kołdrą.
-Daj mi psa- szepnąłem do Lily i podniosłem lekko kołdrę by moja siostra mogła mi podać zwierzaka. Mickey położył się obok mojej głowy a ja zacząłem go głaskać. Chciałem żeby Kitty tu była razem ze mną.
Jest możliwość, że dodam jeszcze jeden rozdział tylko proszę skomentujcie ❤