28. Przepowiednia chaosu

126 10 3
                                    

☆Wega Lupin-Black☆

Obudziłam się. Z początku zastanowiłam się gdzie jestem ale przypomniałam sobie dzisiejszy dzień który wykończył mnie wystarczająco mocno a teraz po prostu obudziłam się z drzemki. Odetchnęłam z ulgą. Czasami miałam wrażenie że budząc się byłam tak zagubiona jak wtedy w pokoju Malfoy Manor.

Zwlekłam się z łóżka. Nadal byłam ubrana w strój treningowy więc szybko przebrałam się w jakieś dresy i sweter Freda który skitrałam w szafie na takie właśnie okazję. Nadal było czuć na nim zapach rudzielca co sprawiło że od razu poczułam się lepiej i bezpieczniej. W domu było podejrzanie cicho. Nawet obraz babci siedział cicho co nie zdarzało się zbyt często.

Miałam taką ochotę na kawę z syropem karmelowym i ciastko z mojej ulubionej mugolskiej kawiarni że postanowiłam się tam wybrać. Miałam już zakładać buty ale uznałam że zapytam ojców czy chcą coś z kawiarenki. Wbiegłam po schodach i wparowałam do sypialni.

Oboje patrzyli na mnie z wytrzeszczem. Tata Syriusz siedział na komodzie w samych bokserkach a drugi teoretycznie rozsądniejszy z nich stał przed nim z bielizną zsuniętą do połowy ud. Byłam w takim szoku że po prostu stałam wpatrując się w tą sytuację. Oglądanie porno z nimi w rolach głównych to nie to samo co zobaczenie tego cyrku na żywo.

- Łaskawie proszę zamykajcie drzwi.
Wyszłam i ruszyłam do wyjścia. Postanowiłam coś im jednak kupić w tej kawiarni jednak nie miałam zamiaru wracać i pytać co by chcieli. Chociaż Syriusza zadowoliło by pewnie wszystko.

O tej godzinie zostały już resztki ciast jednak wybrałam trzy desery i trzy kawy każdą inną. Ja piłam z mlekiem i syropem karmelowym, Remus czarną z czekoladą a Syriusz z mlekiem bez cukru. Zawsze takie same. Nikt z nas najwidoczniej po prostu nie lubił zmian.

Kiedy wróciłam moi rodzice siedzieli w salonie cali rumiani. Wolałam na serio tego nie komentować.
- Kupiłam wam ciasto i kawę.
- Dziękuję Gwiazdko - tata Remus pociągnął solidnego łyka z papierowego kubka.

Syriusz chwycił za papierowe pudełko i wyciągnął ciasto z bezą i malinami.
- O Merlinie moje ulubione, jesteś niezastąpiona córeczko.
Nie wiedział jak te ciepłe są słowa mnie poruszyły. Oczy sie mi zaszkliły i po chwili się rozpłakałam.
Mężczyźni zaczęli mnie uspokajać i kiedy w końcu łzy przestały płynąć powiedziałam.
- Muszę się wyprowadzić - ojcowie zaczęli zaprzeczać ale im przerwałam - Musicie trochę się sobą nacieszyć i nie mam zamiaru więcej razy nakryć was w samej bieliźnie. Poza tym wiem że nie chcecie mnie stąd wypuszczać bo się o mnie boicie ale ja jestem jak burza z piorunami bo taką mnie wychowaliście.

- Masz rację Gwiazdeczko. Chyba nabawiłaś się przez nas kompleksu tatusia, a raczej tatusiów.
Remus i ja tak rykneliśmy śmiechem jak chyba nigdy dotąd.
- Zaczniemy razem czegoś szukać jeśli obiecasz nas odwiedzać.
- Chyba nie mam wyboru zważając choćby na to że jestem członkinią Zakonu Feniksa.
- A ja nadal uważam że to zły pomysł.

Czas mijał. Szkoliłam się a Fred i George coraz bardziej grabili sobie w szkole. Cała trójką zapomnieliśmy jednak o problemach na okres świąteczny. Bliźniacy wkroczyli do domu niczym tarany szukając mnie. Swojej bezpiecznej przystani którą byłam właśnie ja Wega Lupin-Black.

Kiedy tylko ich ujrzałam serce prawie wyskoczyło mi piersi. Rzuciłam się im w ramiona po czym zanotowałam że jeszcze bardziej urośli. Fred pocałował mnie tak mocno że aż Syriusz stojący za nami odchrzaknął ostrzegawczo. Zaśmiałam się pod nosem po czym pomogłam im zanieść kufry na górę. Dobra oni sami je zanieśli a ja tylko dreptałam za nimi. Moimi wielkimi misiami.

George zaoferował że będzie spał razem z Harrym i Ronem aby dać nam więcej prywatności i chociaż oboje wiedzieliśmy jak trudno mu to przychodzi zgodziliśmy się ciesząc perspektywą spędzenia trochę czasu sam na sam. Więc teraz kiedy zatrzasnęłam drzwi i zaczęłam zbierać swoje rozrzucone ubrania z podłogi on patrzył na mnie leżąc wygodnie na łóżku.

Wręcz czułam na sobie jego spojrzenie i widziałam w wyobraźni ten szarlatański uśmiech na jego twarzy. Postanowiłam się z nim podroczyć i zamiast po prostu się odwrócić i posłać mu mój popisowy uśmiech dalej składałam ubrania. Miałam na sobie kraciaste spodnie od piżamy które opadały nisko na biodrach i białą koszulkę na ramiączkach z napisem "I'm women and I love it".

Niezbyt pociągający strój a jednak Fred nie spuszczał ze mnie czujnego oka. Podniosłam z podłogi czarny stanik nie kucając tylko schylając się a taki sposób że idealnie wyeksponowałam pośladki. Podniosłam się nadal nie patrząc w jego stronę. Usłyszałam że wstał z łóżka lecz ku mojemu niezadowoleniu nie podszedł do mnie tylko do drzwi. Wyszeptał coś pod nosem po czym nastała cisza.

Składałam spodnie kiedy złapał mnie w tali i okręcił w taki sposób że teraz stałam twarzą do niego. Pocałował mnie mocno z wyraźną chęcią czegoś więcej. Ja też chyba tego chciałam. Tak chciałam tego. Ściągnęłam z niego koszulkę a on zdjął moją bluzkę. Kiedy położył swoje duże ciepłe ręce na moich plecach niespodziewanie zamarłam.

Zesztywniałam a on odskoczył jak przerażony kociak.
- Weguś skarbie wszytko dobrze - zapytał a ja tylko się rozpłakałam. Stałam łkając kiedy delikatnie nałożył na mnie swoją duża koszulkę.
Nadal w rozsypce podniósł mnie i położył na łóżku. Chyba słyszałam jak pod nosem powtarza jak maszyna "przepraszam, przepraszam, przepraszam... nie chciałem"

Położył się obok tuląc do siebie, dłońmi omijając plecy i te wspomnienia uwolnione pod tym cudownym dotykiem który chyba nie potrafił krzywdzić. W przeciwieństwie do mnie.

Powoli wracały do mnie wspomnienia z tamtej nocy. Tego jak płacząc w tym okropnym pokoju uwolniło się ze mnie coś czego nawet ja nie potrafiłam poskromić. Czułam tą magię wibrującą na opuszkach moich palców. Różdżka nie była potrzebna. Ta moc ta siła tak ogromna że w tamtej chwili czułam że mogłabym zniszczyć każdego nawet samego Voldemorta gdyby tylko staną na mojej drodze.

Każde z tamtych ludzi którzy wtedy faktycznie próbowali mnie powstrzymać nie skończyło dobrze. Wyszłam z domu głównym wejściem. Brama otworzyła się przede mną jak gdyby sama pradawna moc posiadłości zlękła się mnie.

Paskudnej krwi która od dnia moich narodzin skapywała na rodzinne drzewo.

Brudno krwistej dziedziczki rodu Black.

Plamy na jej honorze.

Szramie na jej herbie.

Bruzdy na jej tytule.

Córki gwiazd.

Z dwóch mężów zrodzonej.

Wegi Lupin-Black.

✧*。
1006 s.
Wracam!
Wow tego się nie spodziewaliście. Miałam trochę przerwę ale oto jestem.
Pozdrawiam i buziaczki <33
✧*。

Nasza Gwiazdka [wolfstar doughter] [fred weasley]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz