2. Rude głowy i spora dawka czekolady

406 17 0
                                    

Wega stała z Remusem na peronie dziewięć i trzy czwarte. Dziewczyna ubrana była w bronzowe garniturowe spodnie i sweter zabrany kiedyś z szafy tacie. Na głowie miała swój ulubiony czarny beret. Uwielbiała modę prawie tak samo jak lubiła malować. Były to jej dwie największe pasje które przez lata rozwijała. Niektóre ubrania takie jak niektóre sukienki i spódnice szyła sama na maszynie którą dostała kiedyś na święta. Było już dość chłodno więc na ramiona miała narzuconą skórzaną kurtkę.
Pociągu jeszcze nie było bo zawsze przychodzili jakąś godzinę wcześniej żeby przypadkiem się nie spóźnić. W tym roku oboje jechali do Hogwartu i oboje czuli związany z tym powrotem lekki niepokój. Gdziekolwiek nie spojrzeć wszędzie widzieli wizerunek Syriusza Blacka. Dziewczyna dzień w dzień od jego ucieczki miała mieszane uczucia z jednej strony o spotkaniu ojca marzyła od tamtej pamiętnej nawet dla niej nocy.

Remus leżał w łóżku i cały czas myślał przez co nie mógł zasnąć. Myślami był gdzie indziej a dokładnie przy Syriuszu. Martwił się o niego i miał dziwne wrażenie że stanie się coś złego. W nocy nie zmrużył oka, więc gdy za oknem zaczęło robić się trochę jaśniej.

Zszedł na dół i miał wrażenie że każdym dźwiękiem wydawanym przez stare schody budzi Wege. Zrobił sobie kawę i usiadł przy małym stole naprzeciwko okna wychodzącego na las. Widok był piękny. Zawsze z Syriuszem siadali tu i pili poranną kawę ciesząc się chwilą spokoju dopóki ich córeczka nie wstała.

Sam nie wiedział ile czasu siedział i patrzył na pomarańczowy już las, ale gdy w szybę zastukała sowa jego kawa była już zimna. Wpuścił zwierzę do środka i otworzył list zaadresowany do niego.

Z jego oczu zaczęły spływać łzy. Odłożył drżącymi dłońmi kopertę na stół. Chwycił włosy prawie je sobie wyrywając. Koperta po paru chwilach cała przemokła a treść listu była praktycznie nieczytelna.
Poderwał się z krzesła, chwycił długi czarny płaszcz i wybiegł w pośpiechu z domu.

Można by go nazwać nie odpowiedzialnym rodzicem skoro zostawił swoje czteroletnie dziecko same w domu na odludziu. Jednak po dwudziestu minutach w małej chatce zjawiła się zgraja rudzielców.
Jedenastoletni Bill, dziewięcioletni Charlie, pięcioletni Perscy, trzyletni Fred i George i mały roczny Ron.
Wega oczywiście najlepiej dogadywała się z bliźniakami bo w jej opinii Percy był strasznie sztywny i nie potrafił się bawić.

Weasleyowie zabrali dziewczynkę do ich domu. Najczęściej zadawanym przez Wege pytaniem było
- Kiedy przyjdą tatusiowie?
Molly zbywała ją szybkim "Niedługo" i szybko szła robić jakieś nagle nie cierpiące zwłoki rzeczy.

Po upływie tygodnia w progu domu staną Remus. Miał podarty płaszcz i wyglądał jakby nie zmrużył oka od czasu gdy Wega ostatnio go widziała. Gdy zobaczył dziewczynkę rozpłakał się nie mogąc ukryć przed dzieckiem tak silnych emocji które nim szargały. Podszedł do Wegi zamykając ją w szczelnym uścisku.
Tata Siri... - powiedział przez łzy - ...zostawił nas.

Kiedy do Wegi przyszedł list z Hogwartu ojciec powiedział jej prawdę na temat zniknięcia Syriusza z ich życia.

Mimo dość przerażającej prawdy dziewczynka miała wrażenie że ojciec nigdy do końca nie wierzył w winę swojego ukochanego. W głębi duszy oboje pragnęli spotkać zbiegłego z Azkabanu więźnia...

W końcu pociąg podjechał na stację i na peronie zrobiło się tłoczno.
- Trzymaj - Remus podał córce tabliczkę czekolady.
Wega podziękowała mu i ojciec zamknął ją w uścisku. Wiedziała że Remus wyznawał zasadę że czekolada jest dobra na wszystko i była pewna że w swojej torbie miał swoją tabliczkę.

Oboje wsiedli do pociągu uznali a ściślej rzecz biorąc to Remus ustalił że nie siadają razem chociaż córka myślała że usiądą w jednym przedziale. Tata jednak kategorycznie nakazał jej znaleźć przyjaciół i usiąść razem z nimi

Dziewczyna szła przez pociąg. Do odjazdu zostało jeszcze sporo czasu więc dostępnych było dużo wolnych przedziałów. Weszła do pierwszego lepszego i po uporaniu się z bagażem zajęła miejsce przy oknie.

Siedziała obserwując zatłoczony peron. Przyglądała się ludziom niektórych znała a niektórzy byli jej kompletnie obcy. Wśród zebranych zobaczyła na przykład swojego kuzyna Drako. Nigdy za nim nie przepadała bo zawsze był dupkiem. W rodzinie Black była uznawana za okropną rzecz która nie powinna się wydarzyć. Patrzyła jak ludzie żegnają się z rodzicami bo w końcu zobaczą ich dopiero w święta i zaczęła doceniać to że jej tata w tym roku będzie cały czas w Hogwarcie. Pośród zebranych zobaczyła duże stężenie rudych włosów. Otworzyła okno i krzyknęła próbując przekrzyczeć gwar rozmów.
- FRED GEORGE! - dwie rude głowy odwróciły się w jej stronę.
Chłopcy pożegnali się z rodzicami i po chwili znaleźli się w jej przedziale.
- Witamy...
- Piękną...
- Panią...
- Czy...
- Można...
- Się...
- Dosiąść.

Wega zaśmiała się tylko a chłopcy zajęli swoje miejsca naprzeciwko niej. Bliźniacy byli rok niżej lecz to nie przeszkadzało ich przyjaźni którą rozpoczęła miłość do żartów i psikusów których dzięki tej trójce nie brakowało w Hogwarcie.

Wega stała przed wielką salą w tłumie uczniów nie wiedziała co się dzieje. Całe dzieciństwo mieszkała na odludziu więc nigdy nie miała do czynienia z rówieśnikami. Nie bała się wręcz przeciwnie czuła się podekscytowana swoją obecnością w Hogwarcie. Słyszała tyle historii które opowiadali jej ojcowie z ich czasów szkolnych i dziewczynka zawsze marzyła o podobnych. Po Syriuszu odziedziczyła talent do ładowania się w kłopoty i najdziwniejsze pomysły na żarty. Już wchodząc na wielką salę miała w głowie miała ich przynajmniej z dziesięć.

Grupa pierwszorocznych stała zgromadzona przed stołkiem na którym stała stara zużyta czapka. Dzieci po koleji podchodziły i zostały przydzielane do odpowiednich domów.
- Wega Lupin-Black - tym razem po całej sali przebiegł szmer.
Usiadła na stołku na na jej głowie znalazła się stara tiara.
- Och witaj Wego czekałam na ciebie. - rozległ się głos w głowie dziewczynki - Twoi ojcowie bili w Gryfindorze ale ty masz w sobie okropnie dużo hm... kreatywności tak.. tak.. chociaż odwagi ci nie brakuje oraz inteligencji a także masz jak widzę spore umiejętności dobrze niech tak będzie...- To czapka krzyknęła już głośno - Gryfindor!!

Dziewczyna uśmiechnęła się i podążyła do stołu gryfonów. Cieszył ją wybór tiary bo w tym domu byli jej ojcowie. Chodź wiedziała że na starcie została do niej przyczepiona łatka "córki mordercy" w czerwonym domu byli przecież Bill, Charlie i Percy więc wiedziała że nie będzie sama.

Gdy rok później w tym samym domu znaleźli się rudzi bliźniacy w Hogwarcie co jakiś czas działy się bardzo ciekawe rzeczy. Profesor Macgonagal znów miała pod opieką trójkę bardzo nieznośnych dzieciaków którzy również byli w posiadaniu mapy huncwotów.

✧*。

Poszalałam 1046 słowa
napiszcie jak wam się podoba
✧*。

Nasza Gwiazdka [wolfstar doughter] [fred weasley]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz