Rozdział 17

8 4 0
                                    


Luna Paderewska siedziała w kawiarni, pijąc kawę i podziwiając miasto za oknem. Kobieta westchnęła, kiedy usłyszała zbliżające się do niej kroki. Odwróciła się i lekko uśmiechnęła, gdy Wioletta do niej podeszła.

Kobieta wyglądała na zakłopotaną, błądziła wzrokiem po twarzy przyjaciółki, jakby czegoś szukała. W końcu jednak wypuściła powietrze i usiadła naprzeciwko Luny.

- Wiem, że jest to dla ciebie wciąż ciężki temat, ale uważam, że powinnaś o czymś wiedzieć. Jakieś dzieciaki latają po mieście i pytają o Norwinę.

Blondynka prawie zakrztusiła się kawą, gdy to usłyszała. Wytarła się niezgrabnie chusteczką, podziękowała przyjaciółce, po czym opuściła lokal.

Długo jej nie zajęło znalezienie jednego z tych nastolatków. Chłopak był niski i rudy, z entuzjazmem podbiegł do niej i pokazał jej zdjęcie.

- Zna pani tę kobietę?

Luna  cmoknęła językiem, posyłając mu zirytowane spojrzenie.

- Nie bardzo.

- To żaden problem, wystarczy jej imię lub nazwisko - powiedział desperacko, wymachując rękami i mamrocząc coś pod nosem. Kobieta poznała to dziwne zachowanie, ten obłęd w oczach przypomniał jej stare czasy.

Szybko jednak otrząsnęła się z tego, zmarszczyła brwi i odeszła, podając na pożegnanie adres.

Patryk uśmiechnął się słabo, dziękując, po czym gdy blondynka zniknęła z jego radaru, tak samo zniknął jego uśmiech. Chłopak oparł się o ścianę sklepu i głośno dyszał.

Czuł, jakby nie mógł złapać powietrza, a jego serce waliło jak oszalałe. Chwilę zajęło mu ogarnięcie się, wtedy też jego uwagę przykuła staruszka, a dokładniej jej torebka.

Chłopak przełknął slinę, po czym uderzył się w twarz.

- Ogarnij się! Nie możesz ukraść tej torebki, narobisz tym Henrykowi i Melodij niepotrzebny problem.

Po wbiciu sobie tych słów do głowy odkleił się od ściany i poszedł szukać rodzeństwa.

***

Elanor z całych sił walczyła, by nie zasnąć, jednak zawroty głowy, zamglony obraz i osłabienie wcale w tym nie pomagały. Była ona przywiązana do krzesła w małym pokoju, a z jej nadgarstków skapywała krew prosto do misek.

Kobieta skrzywiła się na dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzała na swojego oprawcę, który zdawał się być rozbawiony całą sytuacją.

Anszel podszedł do niej bliżej z głupkowatym uśmiechem.

- Ale z ciebie twardzielka, szkoda, że na nic ci się to zda.

- Czego ty ode mnie chcesz?

- Od ciebie? - Demon wyglądał na zdziwionego.

Elanor spojrzała się na niego z powagą, po której Anszel prychnął śmiechem.

- Ty serio myślałaś, że jesteś jakkolwiek ważna w moim planie?

Mężczyzna zbliżył się do niej jeszcze bardziej, mając na twarzy zawiadiacki uśmieszek. Delikatnie wytarł krew z jej ust.

- Posłuchaj. Potrzebowałem krwi, a ty się napatoczyłaś, to wszystko. Jesteś nikim, zwykłym workiem krwi, który zaraz zostanie zapomniany.

Kobieta nawet nie drgnęła. Wiedziała, że właśnie tego chce, jej złości. A ona nie miała zamiaru dawać mu tej satysfakcji. Tupnęła nogą, włączając tym ukryty mikrofon, po czym spojrzała się prowokacyjnie.

- A po cholerę ci ludzka krew? Bo z tego, co wiem, ona nie jest przychylna demonom.

****

- My to serio mamy jakieś niewyobrażalne szczęście do trafiania na fałszywe tropy.

Henryk zaśmiał się bez humoru, po czym podszedł do brata i położył mu rękę na ramieniu. Patryk zignorował go, wciąż wpatrując się w znak z adresem, porównując go z tym, który podała mu kobieta.

- Chyba zaczynam mieć dziury w pamięci, bo to niemożliwe, że podała mi adres cmentarza.

- Albo po prostu chciała cię w chuja zrobić.

- Chłopaki!

Bracia spojrzeli na Melodij, która z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w jeden z nagrobków. Oboje przyjrzeli się płycie, po czym jednocześnie westchnęli.

Na grobie znajdowało się zdjęcie tej samej kobiety, której szukali, również jej imię, nazwisko oraz ile miała lat. Choć teraz zdawało się to nieistotne.

- I co teraz? - zapytał pozbawionym nadziei głosem.

Melodij spojrzała się na Henryka, a jej oczy napełniły się łzami.

- Wracamy do punktu wyjścia... A może nawet i niżej.

Przez następne dni rodzeństwo żyło jak bezdomni. W nocy spali w schroniskach lub w opuszczonych miejscach, a za dnia żebrali na ulicy.

 Wolfgang Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz