Rozdział 47

27 3 0
                                    

Razem z damską drużyną siatkarską i moimi przyjaciółmi poszliśmy świętować w pobliskiej knajpie. Stało się w niej głośno, odkąd tu weszliśmy, ale właściciele nie mieli z tym problemu. Cieszyli się, że przyszło do nich tak dużo gości. Jak zdążyłem zauważyć, mieli bardzo dobre relacje z Peyton, która swobodnie do nich mówiła i zamawiała po kolei dania z menu.

Usiadłem przy stoliku w kącie z Simonem, Bramem, Kevinem, Willem i Dylanem. Blaine od razu poleciał do Peyton, gdy tylko zauważył, że ta dosiadła się do pobliskiego stolika z Liv i dwiema nieznanymi mi dziewczynami. Widać było, że świetnie się tam bawił.

Cheryl z Toni dołączyły po chwili i usiadły przy głównym stoliku. Wyglądały już normalne, a w szczególności Cheryl, która zapewne chwilę temu chciała wymordować całą przeciwną drużynę, bo te zadarły z Toni. Coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, iż dziewczyny mogą być ze sobą w związku. Widzę te ich spojrzenia, które między sobą posyłają. Na pewno nie są to przyjacielskie spojrzenia czy gesty. Cieszę się, że są razem. Pasują do siebie i wydają się być szczęśliwe.

Trochę dziwnie było mi siedzieć obok Dylana, po tym co zaszło u mnie w domu. Czułem się nieswojo. Ciągle wszystko dobrze pamiętałem, w tym to, że prawie się pocałowaliśmy, gdyby nam nie przerwano! Bardzo pragnąłem to powtórzyć, tylko tym razem zamknąłbym dom na klucz, aby nikt nam ponownie nie przeszkodził. Ale raczej nie miałem co liczyć, że taka sytuacja się powtórzy. To była tylko chwila natchnienia, która uleciała daleko stąd.

- Myślicie, że jutro też wygramy? Teraz będzie mieć mecz drużyna piłki nożnej.- Odezwał się Kevin podekscytowanym głosem, który wyrwał mnie z zamyślenia.

- Nasza drużyna jest silna. Chase nią dowodzi. Wątpię, żeby przegrali.- Odparł Will z pełnym przekonaniem.

- Jest też zombie, a jego drużyna w większości składa się z wilkołaków. Byłbym zdziwiony, gdyby przegrali.- Stwierdził Bram.

- Drużyna z liceum Moorona też ma wilkołaki i inne istoty. Oni nie przyjmują do drużyn ludzi, tak jak my. Mogą mieć lekki kłopot, aby ich pokonać.- Namyślił się Simon, na co reszta się z tym zgodziła.

- Czasami wydaje mi się, że w naszej szkole jest więcej istot nadnaturalnych niż samych ludzi.- Stwierdziłem, dowiadując się więcej o ludziach, a raczej nie ludziach, którzy mnie otaczają.

Było to dziwne. Codziennie mijam uczniów i myślę, czym oni są naprawdę. Czy są ludźmi, czy może czymś innym? Większość moich znajomych to istoty nadnaturalne. No może oprócz Kevina, który faktycznie jest człowiekiem, ale za to jest obdarzonym. Z naszej grupki jedynie ja jestem w stu procentach człowiekiem, przez co momentami czułem się dziwnie.

- To nieprawda.- Odparł Dylan z lekkim uśmiechem.- Nie widzisz tego, bo z reguły istoty nadnaturalne wolą trzymać się ze sobą, a nie z ludźmi. Tak jest dla nich bezpieczniej, bo nie muszą się martwić, że wyjdzie na jaw to, że nie są istotami ludzkimi.

To miało sens. W końcu nawet za granicą to widać, jak spotka się kogoś, kto mówi w twoim ojczystym języku. Łatwiej i swobodniej jest się z kimś takim dogadać niż z innymi, którzy mówią innym językiem, głównie przez trudności w porozumiewaniu się między sobą.

- Ze mną się przyjaźniliście, gdy jeszcze nie wiedziałem o tym, kim jesteście.- Przypomniałem sobie. Wtedy też byłem blisko ze swoimi przyjaciółmi. Teraz zapewne jestem jeszcze bliżej nich.

- Z tobą to akurat inna bajka. Ja sam jestem człowiekiem, więc łatwo było mi się zaprzyjaźnić i z człowiekiem i z istotą nadnaturalną. W twoim przypadku zbyt mocno Cię polubiłem, aby się od Ciebie odcinać.- Odpowiedział mi Kevin z szerokim uśmiechem, który odwzajemniłem.

- A ja Cię na początku podziwiałem, bo zawsze można było na Ciebie liczyć. Dobrze wiedziałeś, jak komuś pomóc, nawet jeśli nie lubiłeś tej osoby. To naprawdę imponujące. Rzadko można spotkać ludzi, którzy mają dobre serce.- Dodał nieśmiało Simon, co mnie rozczuliło.

Cieszyłem się, że przyjaciele lubią mnie za to, jaki jestem, a nie czym jestem.

Reszta naszego świętowania zleciała bardzo szybko. Peyton naprawdę potrafiła wszystkim poprawić humor i zadbać o to, aby każdy się dobrze bawił. Była trochę taką mamą, która wszystkich pilnowała i dbała o porządek. Świetnie się bawiłem ze wszystkimi.

Gdy nadszedł czas się pożegnać ze wszystkimi, to Dylan zaproponował mi podwózkę do domu.  Chociaż ,,zaproponował" to za dużo powiedziane. Bez ceregieli złapał mnie za ramię i zaprowadził mnie do swojego samochodu, wciskając mnie na miejsce pasażera.

- A ty wiesz, że mogłeś mnie normalnie zapytać, czy wrócę z Tobą samochodem? - Musiałem go w końcu nauczyć dobrych manier. Nie może sobie od tak mnie ciągać ze sobą, jak tylko żywnie mu się podoba!

- A jaka w tym zabawa? - Odpowiedział z kpiącym uśmiechem, czym mnie tylko bardziej zirytował.

- Jeśli chcesz żyć wśród ludzi, to powinieneś chociaż zachować jakąś przyzwoitość! Ludzie najpierw grzecznie zaproponują podwózkę i uszanują zdanie drugiej osoby, a nie będą ją zmuszać siłą do wejścia do samochodu.- Powiedziałem dobitnie, uskarżając się na bruneta.

- Hmm... skoro ludzie tak robią... to cieszę się, że jestem demonem.- Stwierdził uśmiechając się coraz szerzej, na co prychnąłem.

Dylan jest bardzo kiepskim przypadkiem. Zawsze robi to, co mu się żywnie podoba, nie zważając na innych.

- A przynajmniej możesz przestać już mnie tak ciągać? To nie jest dla mnie fajne.- Poprosiłem, na co tamten spojrzał na mnie ulotnie, bardziej skupiając się na drodze.

- Zastanowię się nad tym.- Odparł. Nie byłem pewny, czy weźmie moją prośbę do serca. Z nim bywało naprawdę różnie. Zależało to od jego humoru w danym momencie.

Dojechaliśmy pod mój dom, na co się ucieszyłem. Byłem już zbyt zmęczony i marzyłem jedynie o tym, aby się nareszcie położyć i odpocząć w spokoju.

- Dzięki za podwózkę.- Odezwałem się, odpinając swój pas.

Dylan nachylił się nade mną, przez co na moment zamarłem. Jego twarz była bardzo blisko mojej. Czułem jego oddech na moim policzku. Przez chwilę pomyślałem, że chciał mnie pocałować, lecz zrobił kompletnie coś innego.

Brunet otworzył mi drzwi, po chwili odsuwając się ode mnie.

- Do zobaczenia jutro Tommy.- Powiedział, na co jedynie mruknąłem. Nie byłem w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.

Wyszedłem szybko z samochodu, zamykając za sobą drzwi i sztywnym krokiem skierowałem się w stronę domu. Gdy przekroczyłem próg posiadłości Dylan odjechał. Dopiero teraz odepchnąłem z ulgą i zsunąłem się po drzwiach, starając się unormować oddech.

Demon chciał mi jedynie otworzyć drzwi, a ja zacząłem myśleć nie wiadomo co! Jaki jest ze mnie idiota! Przecież na pewno Dylan nie chciałby mnie pocałować, bo w końcu dlaczego miałby to zrobić? Szczerze, to czułem się zawiedziony.

Bardzo chciałbym, aby brunet mnie pocałował. Chociaż jeszcze jeden raz.

My demon/DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz