Drzwi miejscowego komisariatu otworzyły się z impetem, a do policyjnej poczekalni wszedł barczysty brunet. Spojrzenie miał gniewne i ewidentnie wyglądał na kogoś ważnego. Czarny t-shirt, który był nieodłącznym elementem jego garderoby, ciasno opinał umięśnione ramiona. Spod ciemnych okularów, lustrował wzrokiem dyżurkę, a oczy w kolorze mocnej kawy, błysnęły z ekscytacji, że znowu tu jest.
Zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku okienka, aż dźwięk jego ciężkich butów wybudził z drzemki niskiego mężczyznę, z rudą czupryną na głowie. Ten natychmiast się wyprostował i wygładził dłońmi granatową koszulę munduru.
Brunet zdusił w sobie chęć zaśmiania się, w zamian uniósł jedynie prawy kącik ust, a następnie odezwał się całkowicie poważnie.
- Komisarz Kamiński, komenda wojewódzka.
Oznaka błysnęła przed oczami młodego sierżanta, na co zerwał się na równe nogi, mało co nie strącając z biurka kubka z resztami jakiegoś napoju.
- Oczywiście panie komisarzu, już informuje komendanta o pana wizycie.
Młody, wyraźnie przejęty, udał się osobiście do gabinetu przełożonego, jednocześnie próbując naciągnąć na burzę włosów czapkę.
W tym czasie brunet miał chwilę aby rozejrzeć się po komisariacie. Nic tu się nie zmieniło, pomyślał. Jedynie żółta plama, niewiadomego pochodzenia, która od lat straszyła na suficie poczekalni, zwiększyła swój rozmiar. Znajome widoki wywołały w nim fale sentymentalnych wspomnień.
Bruno pochodził z Sobótki. Tutaj się wychował i odbył pierwsze lata służby w policji, a komendant był wtedy jego przełożonym. Po kilku latach pracy w małym miasteczku, Kamiński miał większe ambicje i tak po szczeblach kariery zawodowej, w końcu wyjechał i zajął stanowisko w komendzie wojewódzkiej, w wydziale kryminalnym. Nigdy jednak nie pomyślałby, że jego kolejna sprawa sprowadzi go właśnie tutaj.
Doskonale znał ten budynek i każdy jego zakamarek. Najpierw, jako dzieciak, po szkole przychodził do pobliskiego parku i razem z innymi grał w piłkę albo wpadał na szczeniackie pomysły. Po ukończeniu szkoły, wyjechał na kilka lat na studia do Szczytna. Gdy wrócił, to właśnie na tym komisariacie postawił swoje pierwsze kroki jako glina.
Kamiński marzył o tym całe życie. Zawsze był ambitny i jeśli coś sobie zaplanował, to za wszelką cenę dążył do celu. A plany miał wielkie. Nie chciał zostać byle krawężnikiem i do emerytury zasiedzieć się na zapyziałym komisariacie, gdzieś na końcu świata. Za cel obrał sobie pracę w wydziale kryminalnym, gdzie, jak uważał, mógłby naprawdę poczuć co to znaczy być gliną.
Predyspozycje miał do tej roli jak nikt inny. Posiadał bystry, analityczny umysł oraz wiedział jak zachować zimną krew w nawet najbardziej kryzysowych sytuacjach. Do tego sprawne i silne ciało, o które zaczął dbać już we wczesnym wieku, spędzając długie godziny na przydomowej siłowni lub biegając w lesie.
CZYTASZ
WCIELENIE część I Legenda
Bí ẩn / Giật gân27-letnia Nina mieszka od kilku lat w Sobótce, gdzie prowadzi swoją zielarnio-księgarnie. Kobieta dysponuje pewnymi zdolnościami, które odziedziczyła po swojej babci- lokalnej szeptusze. Podczas świętojańskiego, nocnego rytuału spotyka w lesie śmier...