Rozdział XXXII

5 1 0
                                    

Niebo nad Sobótką spowiły ciemne chmury, a jasna, spokojna noc przybrała barwy grozy. Z pobliskich ogródków, dobiegało szczekanie i wycie psów, które swym instynktem wyczuły zagrożenie. Leśne zwierzęta także były niespokojne. Stadami ruszyły na zachód, jak najdalej od okolicznego lasu.

Raz po raz przeszywający wiatr trącał powieszone na ganku dzwonki, które w swym szalonym tańcu, wydawały charakterystyczny dźwięk, melodyjnie obijającego się metalu.

Laura od kilku minut przypatrywała się wiszącym, drobnym rurkom, aż w końcu ściągnęła je z haczyka i położyła na stole.

- Cholerne dzwonki, nie mogę się skupić przy tym hałasie.

Bruno spojrzał na nią rozbawiony. Co prawda sam był zestresowany do granic możliwości, ale towarzystwo policjantki dodawało mu otuchy.

Oboje nie mieli pojęcia w co się pakują i czy zaraz naprawdę doświadczą jakichś paranormalnych wydarzeń. Wiedzieli tylko tyle, że mają bez wahania zabić każdego Pożeracza, który pojawi się w pobliżu i pokusi się o przerwanie rytuału przywołania kowenu.

Tak więc czekali w napięciu na dalsze instrukcje, a te nadeszły wraz z Nadarem.

- Idziemy do lasu. Macie wszystko? - zapytał niskim głosem.

- Tak, chyba tak - odparła Laura.

- Wyglądasz jak pierdolony Assassin - zauważył Bruno, lustrując wzrokiem mężczyznę.

Nadar miał na sobie skórzany napierśnik z metalowymi elementami oraz dwa, długi miecze skrzyżowane na plecach.

- Wy zajmiecie się Cieniami. Jeśli przyjdzie nam walczyć z czymś jeszcze... - przerwał na chwilę - Biorę to na siebie. Proszę was abyście zadbali o bezpieczeństwo Niny i zabrali ją stąd gdy przyjdzie taka potrzeba.

Oboje pokiwali głową na znak zgody, a następnie ruszyli do lasu, gdzie Egret rozpaliła już duże ognisko.

Na niewielkiej polanie, w świętym gaju, który niegdyś był miejscem kultu religijnego słowian, zabrzmiała obca melodia. Rudowłosa czarownica inkantowała słowa, tylko dla niej zrozumiałe. Z każdym zakończonym zdaniem, ogień żywo reagował, wypuszczając do nieba długie, gorące języki.

Nadar, Laura oraz Bruno ustawili się na rogach polany, zwracając się twarzą do ściany lasu. Oczekiwali, że to właśnie stamtąd nadejdzie zagrożenie.

Następnie do Egret dołączyła Nina. Obie odziane były w długie czarne peleryny i wianki wyplecione z najróżniejszych trwa, ziół i kwiatów. Jedna z nich usypała z czarnej soli duże koło wokół ogniska. Miało ono chronić przez złą magią oraz zwiększyć siłę zaklęcia.

Gdy wszystko było gotowe, obie kobiety uniosły ręce do nieba i zaczęły coś szeptać. Ogień buchał do góry, oświetlając polanę jasnym światłem.

Nadar, co chwilę zerkał w stronę ogniska, kurczowo ściskając w dłoniach jeden ze swoich mieczy.

Bruno czuł jak wilgotna strużka potu spływa mu po skroni. Otarł ją wierzchem dłoni i przełknął głośno ślinę.

Laura intensywnie wpatrywała się w ciemną przestrzeń między drzewami, próbując wypatrzeć coś nienaturalnego. Mrok jednak nie ułatwiał tego zadania, wręcz przeciwnie. Każdy cień czy gałąź wyglądały na pierwszy rzut oka jak wróg.

Głosy Niny i Egret przybrały na mocy i z szeptów zamieniły się w donośne recytowanie słów zaklęcia. Ogień szalał, rozsypując na około żarzące się iskry.

W pewnym momencie, przybrał on dziwny kształt. Z sekundy na sekundę coraz wyraźniej dało się w nim ujrzeć postać.

Płonąca kobieta kroczyła dumnie niczym żywa pochodnia, aby za chwilę zmienić się w wysoką, pulchną brunetkę o łagodnym obliczu.

WCIELENIE część I LegendaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz