Rozdział XXXIV

6 1 0
                                    

Wydanie ciała trwało kilka tygodni. Ostatnie pożegnanie Laury odbyło się w pewne listopadowe południe. Zwyczajny dzień, w żaden sposób nie różny od innych. Ciepłe jesienne słońce wysuszyło ziemię, która miała być jej ostatnim domem.

Tłumy żegnały sierżant Wilk. Okoliczni mieszkańcy, funkcjonariusze wszelkich formacji mundurowych, nieliczna rodzina i przyjaciele.

Spoczęła w jednym grobowcu razem z ukochaną mamą. Długo czekała na ponowne spotkanie.

Wszyscy jednak zgodnie stwierdzili, iż odeszła za młodo. Laura w grudniu skończyłaby trzydzieści lat. Nie doczekała urodzin. Zmarła śmiercią tragiczną, na służbie. Zapamiętana zostanie jako przykładna policjantka, wierna przyjaciółka, dobry człowiek.

Bruno w ciągu ostatnich tygodni widziany był tylko raz, na uroczystościach pogrzebowych swojej partnerki. Później codziennie przychodził na jej grób, przynosząc świeże kwiaty. Zawsze wybierał białe róże. Kojarzyły mu się z Laurą.

Podczas tych odwiedzin nierzadko płakał i mówił do siebie. Wierzył, że ukochana go słyszy, a może nawet da jakiś znak swojej obecności.

Tak było i tym razem. Usiadł na małej drewnianej ławeczce próbując powstrzymać smutek ściskający mu gardło.

- Witaj Laurko. Dużo o tobie myślę. Szczególnie o tym, że tak mało mieliśmy czasu dla siebie. Może gdybym zebrał się wcześniej i powiedział ci co czuję - przerwał - Teraz nie ma to znaczenia. Nigdy nie miałem okazji cię przytulić, tak naprawdę przytulić. Nigdy nie mogłem cię pocałować. Wiesz, zastanawiam się czy mogłabyś chociaż raz, w snach przyjść do mnie - Bruno spojrzał na złote litery wygrawerowane na granitowej płycie - Przyjdź proszę... Chcę chociaż we śnie móc wyznać ci miłość. Chociaż jeden raz - słowa coraz mocniej grzęzły mu w gardle - Daj mi ten jeden raz. Tak abym nie śnił każdej nocy o twojej bladej twarzy i pustych oczach. Błagam, zrób to. Nie daj mi oszaleć.

Kamiński przesiedział na cmentarzu dobrą godzinę. W drodze powrotnej postanowił wstąpić do Niny, której nie widział od dnia pogrzebu. Wiedział, że nie jest w dobrej formie. Zarówno za sprawą straty przyjaciółki, ale także ze względu na Nadara, któremu pozostało niewiele czasu.

Przez ostatnie tygodnie, nikt nie podjął się objęcia jego posady w walce z Pożeraczami dusz. Zielarka wiedziała, że to koniec. Straci go. Cała ta historia, kilka miesięcy ich życia, była tylko wstępem do największego koszmaru jaki mógł ją spotkać. Wraz z odejściem ukochanego, nie pozostanie jej nikt.

To wszystko sprawiało, że zaczęła się poddawać. Nawet sama zaoferowała się jako zmienniczka dla Nadara, jednak to nie było możliwe. Mógł nim zostać tylko mężczyzna. Bruno stwierdził, że ze względu na ich bliską relację chce być na miejscu, gdy TO się stanie.

Jesienny ogród Niny zdawał się współuczestniczyć w życiu domowników. Drzewa i krzewy straciły wszystkie liście, trawa, która niegdyś była wizytówką tego domu, teraz wyglądała jakby nikt od nia nie dbał od dłuższego czasu.

Tak właśnie było. Smutek odbierał wszystkim chęć do czegokolwiek. Egret tworzyła w pocie czoła nowe specyfiki, które miały pomóc Nadarowi uniknąć bólu, a ten od kilku dni narastał zwiastując najgorsze. Starała się także naprawić całą sytuację, lecz w jej księgach nie było mowy o jakimkolwiek zaklęciu mogącym pomóc.

Komisarz zaparkował samochód przed furtką i ruszył dobrze mu znaną wąską, kamienną ścieżką w stronę drewnianego ganku. Zapukał mosiężną kołatką w kształcie lwiej głowy i po chwili zniknął w środku.

- Jak on się ma? - zapytał.

- Umiera. Z każdym dniem.

Nina znacznie schudła od ich ostatniego spotkania. Cienie pod oczami zdradzały ilość nieprzespanych nocy. Bruno podszedł do niej i otulił ramieniem.

WCIELENIE część I LegendaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz