Rozdział XXVI

12 1 0
                                    

Wanda nie spała od wielu dni. Straciła apetyt i wyglądała coraz gorzej, mimo, że kamień skutecznie odbierał jej lat. Obsesja na jego punkcie stała się najważniejszym celem życia staruszki.

Coś jednak nie dawało jej spokoju. Tajemniczy głos z lasu, który kazał jej oddać amazonit. Kim był i dlaczego jej groził? Nie rozumiała tego. Na szczęście od tamtej listopadowej nocy, nie pojawił się już ani razu.

Oprócz problemów z jedzeniem i snem, Wanda żyła całkiem normalnie. Co prawda unikała tłumów, ale nadal spotykała się z ludźmi, robiła zakupy oraz pielęgnowała dom i ogród. W pewnym momencie zdawało jej się, że życie wraca do normy, a co więcej, dzięki obecności kamienia jest jeszcze wspanialsze.

Na początku grudnia, zima zagościła w Sobótce na dobre. Spore opady śniegu gwarantowały białe Święta Bożego Narodzenia, a to cieszyło szeptuchę, bowiem wtedy zawsze gościła swoje wnuczki. Odkąd jej córka Ewa, a mama dziewczynek, na dobre się rozchorowała, to na głowie Wandy spoczywała organizacja wszelkich świąt.

Mimo celebrowania zwyczajów słowiańskich, zięć prosił ją o wyprawienie tradycyjnej, chrześcijańskiej Wigilii. Uważał, że dzieci są jeszcze małe i nie chce im mieszać w głowie. Staruszka godziła się na to, choć Ninie zawsze wpajała, że istnieją także inne obrzędy, które można i należy w tych dniach obchodzić.

Dwa dni przed przyjazdem wnuczek, Wanda wybrała się do lasu, aby nazbierać świerkowych gałązek na stroik, który co roku wieszała na drzwiach wejściowych domu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dwa dni przed przyjazdem wnuczek, Wanda wybrała się do lasu, aby nazbierać świerkowych gałązek na stroik, który co roku wieszała na drzwiach wejściowych domu. Musiała się jednak pospieszyć, bo było już popołudnie, a noc nastawała bardzo szybko w te dni.

Las zimą był piękny. Grube czapy śniegu okrywały drzewa, krzewy i wszystko inne. Biel raziła w oczy, a mróz szczypał w odkryte części ciała. W tej ciszy, słychać było tylko rytmiczne skrzypienie białego puchu pod butami.

Wanda wybrała jedno z iglastych drzew, odstawiła na ziemię wiklinowy koszyk i sekatorem zaczęła odcinać najładniejsze gałęzie. Wspaniały zapach igliwia, drewna i mrozu unosił się w powietrzu, dając okazję do naturalnej aromaterapii.

Ktoś jednak postanowił zakłócić to popołudnie swoją obecnością.

- Czego chcesz? - zapytała staruszka, nie odrywając się od swojego zajęcia. Doskonale wiedziała kto zbliżał się w jej kierunku.

- Witaj ponownie. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? - odpowiedział nieznajomy.

- Pamiętam.

- Zatem jaką decyzję podjęłaś?

Wanda odwróciła się twarzą do swojego rozmówcy i w końcu go ujrzała. Młody mężczyzna z blond włosami patrzył na nią ze spokojem. Dobierany warkocz na szczycie jego głowy, łączył się na tyle z resztą rozpuszczonych włosów. Ubrany był w spodnie w kolorze wojskowej zieleni, z kieszeniami po bokach, zimowe buty za kostkę typu traper. Kurtka natomiast była czarna i niczym się nie wyróżniająca. Wyglądał na zwykłego faceta, który postanowił wyjść na zimowy spacer.

WCIELENIE część I LegendaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz