ROZDZIAŁ 4 - Pomylił się

309 19 10
                                    


Antonio

Następnego dnia Antonio obudził się nadal sam o szóstej rano we własnym łóżku, w cichym, pustym domu.

W nocy, wbrew temu, co kazali mu zrobić kumple, nie pojechał do swojego biura i nie porozmawiał z Olivią, bo nie czuł się na siłach, żeby na nią spojrzeć i stawić czuło swojemu rozczarowaniu.

Nie był pewien, czy chciał poznać prawdę.

Bał się tego.

Minionej nocy wrócił do domu, napił się szklankę rudej, a potem jeszcze jedną, ale poprzestał na trzech, chociaż miał cholerną ochotę urżnąć się do pieprzonego stanu pieprzonego trupa.

Siedział jednak nad cholernie pustą szklanką tak długo, aż zawlókł swój tyłek do łóżka, gdzie padł cholernie nieprzytomny i przespał ze trzy godziny, zanim obudził się o tej pieprzonej wczesnej porannej godzinie i nie chciał już dłużej spać.

Rozebrał się z wczorajszych ubrań, rzucając je w nieładzie na podłogę obok łóżka, wszedł pod prysznic i umył się zimną wodą, wypłukując z swojej skóry resztki żałosnej bezsilności i zasępienia.

Wyszedł z łazienki odświeżony, z nową energią i ruszył do swojej garderoby, by znaleźć ubranie na kolejny długi dzień pracy.

Kiedy wyszedł stamtąd w spodniach od garnituru i koszuli, wciąż jeszcze zapinając mankiety koszuli, miał już częściowo opracowany plan na ten dzień.

Zaczął jak zwykle od śniadania, na które wyruszył do kuchni, gdzie nie czekało na niego nic naszykowanego, bo, mieszkając sam, nie zatrudniał pomocy na pełen etat.

Przygotował sobie kawę z ekspresu ciśnieniowego, jajko ugotowane idealnie pól ścięte, bo takie lubił, i tosty z opiekacza.

Jego gosposia, Emily miała przyjść dopiero o ósmej, by posprzątać i sprawdzić konieczność zaopatrzenia lodówki, ale nie zamierzał jeść obiadu ani kolacji w domu, więc nie miała tu zostać dłużej niż dwie, trzy godziny.

Jego dom został wybudowany z myślą o rodzinie i Antonio z taką myślą kupił go dwa lata temu, ale na razie nie zanosiło się na to, żeby to marzenie miało się kiedykolwiek spełnić.

Emily bez wątpienia byłaby zachwycona, gdyby miała pracować na pełen etat, gotować i sprzątać dla jakiejś kobiety, a może w przyszłości również dla dzieci Antonia.

Santino wstawił naczynia po swoim śniadaniu do zlewu, skierował się do swojej łazienki i zdecydował, że to była pora, by skonfrontować się z Olivią Rodrigez i przekonać się, czy istniał choćby pieprzony cień szansy na to, że Ben nie mówił cholernej prawdy.

Nie, żeby Antonio tak mu ufał.

Raczej chodziło o to, że nie ufał sukom, jakie napotykał na swojej drodze.

Do biura Antonio pojechał swoim ulubionym Cheyenne, zaparkował przed budynkiem na swoim miejscu i przekonał się, że nie było w okolicy żadnego obcego auta, więc nie miał gości.

Co było dobre.

Wszedł do budynku, rozglądając się za swoim głównym ochroniarzem, Mattem i zobaczył go wychodzącego czujnie z pomieszczenia monitoringu.

Facet był dobrym ochroniarzem, świetnym żołnierzem, miał niesamowitą intuicje i zmysł obserwacji, więc w lot łapał, co jego szef od niego mógł chcieć.

- Daj ją do mojego gabinetu - rzucił Antonio Mattowi, nie zatrzymując się i nie siląc się na uprzejmości.

Nie obejrzał się, żeby sprawdzić, ale był pewien, że jego polecenie zostało natychmiast wykonane, więc w biurze podszedł do swojego fotela, zajął go i szybko przejrzał bieżącą korespondencję, która tam leżała.

Za późno [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz