Olivia
Ocknęłam się chyba niedługo później i przekonałam się, że byłam usadowiona na kolanach Antonio Santino, przytulona bokiem do jego torsu, a jego ramiona obejmowały mnie ciasno, ale delikatnie.
To było bardzo dziwne.
Nie pamiętałam potem, co on mi wtedy powiedział, co ja mu mogłam ewentualnie odpowiedzieć, nic.
Nie pamiętałam potem kilku następnych dni, które zlewały mi się w jeden ciąg powtarzanych, rutynowych czynności, bo zamknęłam się w swojej ochronnej skorupie, tkwiąc tam w oczekiwaniu na cios, jaki miał nadejść ze strony mojego męża.
Bo byłam pewna, że nadejdzie.
Kazano mi funkcjonować, więc funkcjonowałam.
Ale nie żyłam.
Codziennie Emilia wchodziła do mojego pokoju, pukając uprzednio do drzwi tak samo delikatnie, więc już po tym poznawałam, że to była ona, stawała w progu i zapraszała mnie - Czy możesz, kochanie pomóc mi w przygotowaniu... - i wtedy zmieniała się tylko nazwa posiłku.
- Tak, oczywiście - odpowiadałam, a potem szłam za nią do kuchni, którą poznałam już jak moją własną i gotowałyśmy razem lub obok siebie, jadłyśmy nasz posiłek, po którym ja wychodziłam, żeby nie przebywać z ochroniarzami w jednym pomieszczeniu, bo nadal nie lubiłam tego nadmiaru testosteronu, jaki od nich buchał.
Antonio Santino jeździł do pracy, a kiedy wracał, obie jadałyśmy z nim kolację przy stole w jadalni, ja i Emilia.
Zdziwiłam się, chociaż nie przeniknęło to do mnie zbyt mocno, że Flavio był przy mnie przez cały czas, chociaż nie siedział za mną w tym samym pomieszczeniu, a jedynie sprawdzał mnie co chwilę i dopytywał, czy czegoś nie potrzebowałam.
- Jestem pani osobistym ochroniarzem - powiedział mi z dumą w głosie, kiedy zapytałam go o to przy pierwszej okazji, albo może jednej z okazji.
- Och, jak oficjalnie - pomyślałam sobie, ale nie odpowiedziałam mu werbalnie, a tylko skinęłam głową, bo trochę obawiałam się, że nie chodziło o ochronę mnie, a o kontrolowanie.
Ale mogłam się mylić.
Nic już nie wiedziałam.
Byłam tak rozbita, bo, niezależnie od moich doświadczeń, Emilia nadal okazywała wobec swojego pracodawcy ciepłe uczucia, a wręcz opowiedziała mi pewnego dnia coś, co wskazywało na to, że cieszyła się z jego radości.
Rozmawiałyśmy o codziennych sprawach.
O tym, co lubiłyśmy jeść, jak gotowałyśmy różne dania, o świętach i uroczystościach rodzinnych, chociaż ja nie miałam zbyt wiele do powiedzenia na ten temat.
- Ucieszyłam się, jak pan Santino poprosił mnie, żebym się tu przeniosła na dużej - powiedziała mi, kiedy opowiadała mi o swojej rodzinie.
Dowiedziałam się, że nie miała męża ani dzieci, to znaczy kiedyś miała męża, ale zmarł na raka, a Antonio Santino zaopiekował się nią, kiedy to się stało, dał jej pracę gosposi w swoim nowym wtedy domu i spłacił jej dług w szpitalu za leczenie jej męża.
Mieszkała sama, a czasem tylko odwiedzały ją dorosłe dzieci jej siostry, więc była samotna i dlatego też bardzo ucieszyła się, kiedy w dniu, kiedy zachorowałam, Antonio Santino zadzwonił do niej i powiedział, że będzie pracowała na pełen etat i poprosił ją o całkowite przeniesienie się do „rezydencji" na tydzień lub dwa.
Dzięki temu miałam ją przy sobie przez całą dobę, miałam opiekę w mojej chorobie i towarzystwo w osamotnieniu, a później miała tylko przychodzić na parę godzin w ciągu dnia, by gotować i sprzątać dla pana tego domu, ochroniarzy i... mnie?
CZYTASZ
Za późno [18+]
ChickLitCzęść 1 serii Chicago. Mała dziewczynka o wiele za późno dowiedziała się, że nie wszystko można zdobyć ciężką pracą. Nastoletnia dziewczyna za późno dowiedziała się, że w prawdziwym życiu romantyczna miłość nie istnieje. A przyjaciółka może nie być...