ROZDZIAŁ 22 - Maski

593 26 11
                                    

Olivia

Siedziałam z filiżanką kawy na naszym nowym prywatnym tarasie, którego tworzenie dokończyłam niedawno i napawałam się jednym z pierwszych naprawdę ciepłych wiosennych dni.

Mogłam robić to w koszulce z krótkim rękawkiem i bawełnianych spodniach do jogi, do których nawet nie założyłam skarpet, tak było ciepło.

Nadchodziło lato, a to oznaczało, że będziemy mogli w pełni cieszyć się naszym nowym ogrodem.

Mój projekt obejmował trzy strefy naszego ogrodu i tak go zrealizowałam, a fizycznym rozdzieleniem tych stref, a jednocześnie ich łącznikiem, była długa, wąska oranżeria, na dachu której był nasz taras, na którym właśnie byłam.

Wychodziło się na niego bezpośrednio z naszego apartamentu.

Główną strefą ogrodu była oficjalna, do której wchodziło się z salonu i bawialni przez długi taras, a wstęp do niej mieli mieć wszyscy.

Zaprojektowałam ją tak, by można było tu spędzić czas przy popołudniowej kawie z gośćmi, zjeść oficjalny podwieczorek, a nawet wyprawić garden party.

Miała sporą część równego trawnika, ale dalej były kręte ścieżki, altana, fontanna, poidełka dla ptaków, a wszystko to schowane pomiędzy krzewami, ozdobnymi trawami i mnóstwem rabat kwiatowych, na których zaplanowałam coroczny wysiew kwiatów miododajnych, by cieszyć się też towarzystwem motyli, chociaż niektórzy mogli obawiać się pszczół czy trzmieli.

Cóż, nie musieli zapędzać się między te rośliny.

Druga część, do której mieli mieć dostęp nasi goście, była częścią najmniejszą, a przylegała do pokoi gościnnych, które teraz, po zmianach, jakich dokonaliśmy wewnątrz domu, umieszczone były w osobnym skrzydle rezydencji.

Nawet nie wiedziałam, że takie było, dopóki nie zaczęłam przenosić kolejnych części projektu do mojej aplikacji komputerowej, a wtedy zaczęłam zauważać niezgodność ogrodu z obrysem domu.

Zainteresowałam się wnętrzem naszego domu, poprosiłam Tony'ego o to, by pokazał mi resztę i dowiedziałam się, że była tam w piwnicach również siłownia z osobną przebieralnią i prysznicem, basen i sauna, a nawet oddzielny pokój do masażu i rehabilitacji.

Łącznik między skrzydłem gościnnym a naszym biurowym był ścianą, do której przyległa oranżeria i nawet były tam, chociaż trochę ukryte, drzwi, którym będziemy kiedyś, zimą, mogli do niej przechodzić, a które nie były dostępne dla nikogo poza nami.

Z dachu oranżerii na dół prowadziły metalowe, kręcone schody, którymi można było zejść do trzeciej części ogrodu.

Była ona wyłącznie nasza.

Oczywiście, wszystkie części ogrodu były od siebie oddzielone w sposób, który nie był widoczny dla postronnych, bo z pomocą Simona wybudowałam tam murki z czerwonej cegły, które udawały niezbyt stare ruiny, były obrośnięte powojem lub bluszczem, a przy nich stały ławeczki zachęcające do odpoczynku, czytania książek, skrycia się przed innymi.

Altanki też były trzy, a wszystkie, podobnie jak niektóre alejki i balustrady przy domu, miały nad sobą pergole obsadzone wisterią, akebią, powojnikiem, wiciokrzewem lub milinem.

My... naszym... te słowa przychodziły mi teraz do głowy automatycznie, a kiedy to sobie uświadomiłam, uśmiech wygiął moje wargi i nie zdawałam sobie z niego sprawy, chociaż wiedziałam, że byłam zadowolona, a wręcz szczęśliwa.

Moje szczęście zaburzała jednak niepewność, bo nadal nie wiedziałam, kim byłam dla Tony'ego, bo nie zadeklarował się i mogłam być pewna jedynie tego, że mnie kochał.

Za późno [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz