Gabriel
Podchodzę do niej wolnym krokiem -naprawdę wolnym... stary chłop, a boi się, takiego skrzata... ogarnij się Gabriel!
Jest odwrócona do mnie tyłem i pakuję, jakieś rzeczy do ogromnej torby. Staje kilka kroków od niej i nabierając jeden głęboki wdech, odzywam się.
- Chciałem przeprosić.
Odwraca się przestraszona, dźwiękiem mojego głosu i wymachuję ręką, przez co cała zawartość kubka, który miała w ręce, ląduje na mojej jeszcze przed chwilą śnieżno-białej koszuli.
- Aa! -krzyczy. - Zwariowałeś człowieku! Chcesz, żebym dostała zawału!
- Kurwa! Co ty wyprawiasz?! -odskakuję od niej, patrząc na wielokolorową plamę na koszuli.
- Ja?! To ty mnie straszysz! -wrzeszczy, kompletnie nie przejmując się tym, co uczyniła z moim strojem.
- Chciałem tylko przeprosić, ale z tobą się nie da normalnie porozmawiać. -warczę, starając się wytrzeć jakoś tę plamę, ale to na nic. - Jesteś totalną katastrofą. Jak nie obijasz wszystko dookoła, to oblewasz. -stwierdzam, wskazując na swoją koszulę.
- Trzeba było się nie skradać. -odgryza się, zaplatając ręce na piersi. - Sam jesteś sobie winien.
No nie wierzę, co za pyskata dziewucha!
- Powinnaś, chociaż, przeprosić, albo powiedzieć, że ci przykro.
- Strasznie mi przykro. -wyszczerza się w ironicznym uśmieszku, a jej głos, aż ocieka sarkazmem.
Odwraca się ode mnie, jednym ruchem zgarniając resztę rzeczy ze stolika i zapina wielgaśną torbę. Po czym zarzucając ją na plecy, mija mnie, trącając jeszcze w ramie.
Ona naprawdę, ma nierówno pod sufitem. - stwierdzam, gapiąc się, jak odchodzi, ledwo taszcząc swój tobołek.
Dobra, może i mnie wkurzyła jak mało kto, ale niestety, matka wychowała mnie na dżentelmena, a ojciec zawsze uczył szacunku do kobiet. Tak więc, biegnę za nią, żeby pomóc z tą torbą, chociaż mój wewnętrzny diabełek podpowiada, żeby co najwyżej, podłożyć jej nogę.
- Daj to. -wyszarpuję jej torbę i przerzucam przez ramię. - Jezu, ale ciężkie. -sapie, poprawiając bagaż na ramieniu.
- Oddawaj. -rzuca się, ale nawet nie jest w stanie do mnie dosięgnąć.
- Co ty tam, masz? Kamienie? -pytam, ignorując jej podrygi, przy moim ramieniu.
- Trupa. -rzuca kąśliwie. - Chcesz do niego dołączyć? -pyta, słodko.
Na tą uwagę, mimowolnie parskam śmiechem. A ona wkurza się jeszcze bardziej i już ma coś odpowiedzieć, kiedy podbiega do nas Kubuś.
- I co, tata? Przeprosiłeś?
- Aha! Wiedziałam, że sam byś na to nie wpadł. -informuję, zanim mam okazję odpowiedzieć synowi.
- Tak, to znaczy nie! -obruszam się. - Sam też bym przeprosił.
- Akurat. -mamrocze pod nosem.
Sapie ciężko i mam ochotę rzucić w nią tą torbą, ale obecność syna mnie przed tym powstrzymuję.
~~~~
Czekam na nią, przy samochodzie, bo zatrzymała ją jeszcze na chwilę mama Adasia. Po krótkiej rozmowie z synem dowiedziałem się przynajmniej, że to ona bawiła dzieci na tym przyjęciu, więc pewnie jest animatorką, albo czymś takim.
CZYTASZ
Miłosna potyczka
RomanceDwójka pokiereszowanych, przez los ludzi. Każde z nich radzi sobie z tym na swój własny sposób. On stroni od kobiet. Ona wyznaje zasadę-Kąsaj, zanim on ukąsi ciebie. Wzajemna antypatia od pierwszego wejrzenia, nie przeszkodzi jednak losowi w tym, ż...