Rozdział 16

568 120 225
                                    

Zuza




Przy dzieciach, nieustannie trzeba się pilnować. A już, zwłaszcza kiedy knuje się coś wrednego. 

O czym ewidentnie, zapomniał ten padalec w garniturze.

Wiedziałam, że tę wiadomość wysłał mi specjalnie, a Kuba tylko potwierdził moje przypuszczenia i tym samym, skazał (nieświadomie, oczywiście.) swego ojca, na moją zemstę.

Skoro tak bardzo, polubił tę formę komunikacji, to po prostu, to uszanowałam. Pisałam, jak najęta, niestety w bardzo krótkim czasie pojęłam, że daleko to tak nie zajadę, a prędzej dorobię się odcisków na opuszkach palców. 

Ale wtedy z pomocą przyszła mi genialna funkcja, pisania głosowego.
Ja mówiłam do głośnika w telefonie, a on to zamieniał na słowa.
No i wtedy, otworzyły się przede mną bramy raju. 

Już nie było, tylko marnych siedemdziesięciu wiadomości w ciągu trzech godzin, ale prawie sto w przeciągu jednej.
Po prostu miodzio.

Gadałam i wysyłałam, dosłownie wszystko, każdą najmniejszą pierdołę, brakowało, już chyba, tylko informacji o przypadkowo, puszczonym bączku. 

Doprowadzałam go tym do szewskiej pasji, ale jednocześnie nie miał podstaw, żeby mnie zwolnić, bo to były informację o poczynaniach jego dziecka, więc byłam kryta.

Żałowałam tylko, że tak bardzo lubiłam pospać, więc nie mogłam ich wysyłać w środku nocy, albo nad ranem, żeby jeszcze bardziej, go nękać.

Ale, jak nie z tej strony… pomysłów miałam, jeszcze trochę w zanadrzu. Potrzebowałam tylko, uniknąć podstawowego błędu, który on popełnił. 

Czyli nie mogłam dać się złapać. 

Wszystko musiało być przeprowadzone w białych rękawiczkach. Tak, jak akcja esemesowa.

Z jednej strony nękanie, a z drugiej ważny temat, czyli jego syn.

Następna akcja, czyli uśmiercenie kwiatków. Niby wina ewidentna, ale na spół z Kubusiem.

Kompanem w zbrodni, to dziecko, być nie może… no, chyba że się nim dobrze pokieruje.

Wiem, okropnie brzmi. Ale inaczej, mój plan by nie wypalił, musiałam wtajemniczyć, Kubusia lub troszkę naciągnąć fakty.
Nowa odmiana kwiatów z korzonkiem, zamiast kwiatostanu… naciągane, ale obeszło się bez większych tłumaczeń.

Nie powinnam, robić dziecku wody z mózgu, ale w sumie, to nie wiadomo, może jeszcze kiedyś coś takiego ludzie stworzą, bądź sama natura… kto wie. 

Z takim tłumaczeniem, czułam się troszkę usprawiedliwiona, przed samą sobą, za to, że tak, wykorzystałam to biedne dziecko.
Bo w sumie nie jego wina, że ma takiego ojca, jakiego ma… czyli Demona w skórze Anioła. 

Musiałam się, jakoś zemścić za to, że tak bezczelnie wypytywał syna o to, jak mu się ze mną jeździ. Fakt, mogła poprzestać na "przypadkowym" zaparkowaniu w dopiero co zasadzonych, przez niego kwiatach.
Ale diabełek na moim ramieniu, nieprzerwanie szeptał mi do ucha: Stać cię na więcej, Zuzka. - więc uległam.

Kolejny mój genialny pomysł, również musiał być przeprowadzony, tak żebym była kryta. Więc w czwartek, przed pracą, spędziłam dobrą godzinę w sklepie z materiałami budowlanymi, żeby dobrze się do niego przygotować.

Z zawalonym prawie całym bagażnikiem, udałam się po Kubę do przedszkola, a później, niby to mimochodem, wspomniałam mu o naleśnikach, które obiecałam mu przyrządzić. 

Miłosna potyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz