Rozdział 24

577 121 159
                                    

Zuza



Jakieś dziesięć minut po jego wyjściu, usłyszałam, jak ktoś próbuje otworzyć drzwi zewnętrzne z klucza.
Trochę mnie to zdziwiło, bo Gabriel przecież brał auto, więc powinien wejść, przez garaż, ale… może po prostu, jeszcze czegoś zapomniał i musiał się wrócić. 

W końcu minęło za mało czasu, żeby zdążył obrócić w obie strony.

Po chwili drzwi zostały otwarte, więc podniosłam się z kanapy i postanowiłam to sprawdzić.
No i może przy okazji, troszkę się z niego ponabijać. 

Im bardziej go zdenerwuję, tym bardziej, będzie chciał mi się odpłacić, więc wróci szybciej… a to jest bardzo wskazane.
Bo zostawił mnie w takim stanie, że nawet gaśnica nie jest w stanie, ugasić tego ognia.


- Znowu, czegoś zapomniałe… -urwałam, kiedy to nie Gabriela zastałam w korytarzu, tylko jakąś kobietę.

Na oko, mniej więcej trzydzieści lat. Szczupła, nogi do nieba, spory biust, idealne wcięcie w tali… na jej przykładzie, można by stwierdzić, że istnieją jednak wymarzone, przez większość pań proporcje: 90-60-90.

A twarz… boże.
Duże oczy w niebieskim kolorze, pełne usta… chociaż na pewno nienaturalne i mały, idealnie prosty nos… czy coś takiego, jest w ogóle możliwe?

Chyba ingerencja człowieka, była w tym większa niż Boga.
Co zresztą widać nie tylko, po ustach, ale i po kościach policzkowych, które są, czymś wypełnione.

Patrzymy przez chwilę na siebie, wzajemnie lustrując się wzrokiem, aż w końcu, odzyskuję zdolność mówienia i pytam.

- Przepraszam, co pani tutaj robi? 

- Co ja tu robię? -dziwi się. - Chyba, co ty tu robisz?

- Nie przypominam sobie, żebyśmy były na ty. -odgryzam się, na co prycha i odgarnia złociste włosy z ramienia, unosząc przy tym wysoko podbródek.

Uważaj, żebyś nim nie zahaczyła o lampę, paniusiu.


- Widzę, że mój mąż, znalazł sobie, wyszczekaną panienkę. -oznajmia.

- Słucham?

- Nie wyraźnie mówię. A może jesteś tylko zwykłą dziwką na godziny? - bardziej stwierdza niż pyta.

- Co?! Jak pani śmie!  Nie jestem, żadną dzi…

- Nie? -przerywa mi. - To w takim razie, co tu robisz?

- Jestem tu za zgodą właściciela. -odpowiadam polubownie. - W przeciwieństwie do pani… więc? Dowiem się, kim pani jest?

- Tak się składa, że żoną właściciela.


Żoną? Żona. Żona. -dudni w mojej głowie.


- Co? Nie, niemożliwe. -mówię, bardziej do siebie, niż do niej. - Gabriel nie ma żony. -mamroczę, na co prycha tylko.

- Nie pochwalił się tak? -obdarza mnie kpiącym spojrzeniem. - Cóż… nie tobie pierwszej i na pewno nie ostatniej.

- Nie. Nie wierzę. -zapieram się. - To pani musiała się pomylić. To dom Gabriela Anioła…

- Tak wiem. -wtrąca. - I zapewniam cię, że się nie pomyliłam.

- Ale… jak to? -nie dowierzam.

Nie. To nie może być prawda… nie oszukałby mnie.

Wzdycha, otwierając torebkę, a po chwili wyciąga z niej portfel i dowód. - Justyna Anioł. -mówi i odwraca dokument w moją stronę.

Miłosna potyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz