Rozdział 1

1.2K 125 138
                                    

Gabriel


Szczęśliwy mąż i ojciec z ugruntowaną pozycją społeczną. Szanowany adwokat, współwłaściciel świetnie prosperującej kancelarii.

Tak powiedziałbym o sobie jeszcze trzy lata temu.

Niestety życie jest podłym draniem i przypomina nam o tym w najmniej spodziewanym momencie.

- Tato! -krzyczy, wybiegając z domu mój syn i pędzi w moją stronę. - Ale mamy wielki ogród! -ekscytuje się, gdy porywam go w ramiona.

Właśnie, przeprowadziliśmy się do domu na obrzeżach Sandomierza. W końcu było mnie stać na to, żeby zapewnić swojemu dziecku, własny kąt. 

No dobrze może, stać mnie było, już troszeczkę wcześniej, ale nie byłem gotowy na to, aby wykonać ten krok.

Najpierw musiałem dojść do ładu ze samym sobą, żeby w ogóle myśleć o kupnie, czegoś swojego oraz o tym, że teraz Kubuś będzie w dużej mierzę, tylko pod moją opieką.

- Podoba ci się?

- Bardzo! Możemy tam zrobić, taki wieeelki plac zabaw i zjedzalnie, też bym chciał, dobdze? -robi słodką minkę. 

Skubany wie, jak mnie podejść.

- Zjeżdżalnie i dobrze. -poprawiam go. - Nie połykaj literek.

- Oj, tato. -jęczy, przewracając oczami.

Ciekawa od kogo się tego nauczył.

- Oj, Kuba. -naśladuje jego ton.

- No dobra. Ale będę miał pac zabaw? -dopytuje.

- No nie wiem. -udaje, że się zastanawiam. - To zależy.

- Od czego?

- Od tego, czy będziesz grzeczny.

- Ja jestem turbo grzeczny! -wykrzykuję od razu.

- Tak? -spoglądam na niego z uniesioną brwią.

- No pewnie! To ty nie wiesz?! 

- Dobra, dobra nie mądruj się.

- Ja się nie mądruję, tylko mówię. -tłumaczy poważnie, a ja, już ledwo powstrzymuję śmiech. - Babcia mówiła, że zawsze trzeba mówić prawdę.

- I miała rację, trzeba mówić prawdę.

- No widzisz. Mówię prawdę.

- Dobrze, dobrze. Zabierz tylko ten karton, są tam twoje zabawki i zmykaj do domu. -mówię, stawiając syna na podjeździe i podając mu pudło. Ale on tylko, krzyżuje ręce na piersi i patrzy na mnie spod swoich długich rzęs.

- Eh. -wzdycham. - Dobrze, pojadę jutro do sklepu i kupie.

- Super! -uśmiecha się szeroko, pokazując swoje ząbki. - Dzięki, tato! -wykrzykuję i odbiera w końcu ode mnie karton, po czym dziarskim krokiem, udaję się w stronę domu.  

Słowo daję, nie wiem po kim to takie cwane.

~~~~~

Kończę właśnie rozpakowywać ostatnie pudło z rzeczami w garderobie, kiedy słyszę, jak drzwi odbijają się z hukiem od ściany, a mój syn wpada do pokoju, rzucając się na łóżko.

Notuję w myślach - Dodać do listy rzeczy do kupienia. Odbojniki do drzwi… w przeciwnym razie, przez każdą ścianę będę mógł przełożyć rękę. I bynajmniej nie będzie, to magiczna sztuczka.

Miłosna potyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz