Gabriel
Genialne pomysły mojego syna, wpędzą mnie kiedyś do grobu. Słowo daje.
Pomocny samarytanin się znalazł, cholera jasna!
Sam jesteś sobie winien Anioł. Starasz się wychowywać syna na dżentelmena i empatycznego faceta, to teraz masz. Brawo!
Po kilku minutach praktycznie można by powiedzieć, że holowania tej ofiary losu. - Bo chociaż, twierdziła, że nic jej nie jest. To i tak ledwo dawała radę, dalej jechać. Więc musiałem ją podtrzymywać. (Co wcale nie było takie łatwe, bo cały czas próbowała się wyrywać. Przeszło mi nawet, przez myśl, żeby wziąć ją na ręce, ale, cóż… jej zęby znalazłaby się wtedy zbyt blisko mojej tętnicy, więc… wolałem nie ryzykować.) - Docieramy wreszcie do domu.
Wpuszczam sprawczynie zamieszania, jak i tego małego współsprawcę mojego ewentualnego późniejszego udaru do środka.
Po czym kieruję się od razu do łazienki, instruując jeszcze po drodze Kubę, żeby wskazał naszemu "gościowi" drogę do niej, kiedy już uporają się ze zdjęciem rolek. (Bo oczywiście, kochany synek, jeszcze w tym zgłosił chęć pomocy.)
Po chwili z naręczem przygotowanych bandaży i plastrów, bo nie wiem co będzie bardziej potrzebne. Każe usiąść, tej pokrace na brzegu wanny i klękam przed nią, oceniając szkody.
- Pięknie się załatwiłaś, nie ma co. -stwierdzam, kręcąc głową z politowaniem. - Żeby tak, w środku parku, rajdy sobie urządzać…
- Nie urządzałam -przerywa mi. - po prostu drogę przebiegł mi kot. Miałam go rozjechać?
Czyli jednak moja teoria, o jej uśmiercaniu kotów, ma takie raczej, połowiczne zastosowanie. Bo jednak usiłowanie było.
- Jakbyś jechała wolniej, nic by się nie stało.
- Jakby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem.
- Co? -dziwi się, Kubuś. Na co posyłam jej karcące spojrzenie.
Nie odzywam się jednak. Jak taka mądra to niech się teraz tłumaczy.
- Em… nic, nic, tak się tylko mówi. Jeśli ktoś gdyba nad tym co mogłoby się stać, ale się nie stało. -akcentuje, końcówkę zdania, powracając do mnie wzrokiem.
- A co to znaczy, gdybac?
- Gdybać. -poprawia go. - To takie jakby zgadywanki. -tłumaczy mu.
- Aaaa. Jak ja kiedy, nie wiem, co będzie na kolację? I myślę, co może być?
- Dokładnie, synek. A teraz idź do drugiej łazienki, umyj ręce i przynieś Zuzie jakąś moją bluzkę na przebranie.
- Co?! Nie, nie trzeb…
- Idź, Kuba. -wtrącam, a on od razu pędzi na górę. - Chcesz się rozchorować? Masz mokrą bluzkę od lodów. Poza tym, kto to widział, żeby w kwietniu, chodzić w krótkich spodenkach i cieniutkiej bluzeczce.
- Ciepło jest. I nic mi nie będzie. -zapiera się.
Jasne, pani samodzielna, nieprzyjmująca pomocy i wiedząca lepiej.
Nie tracę jednak czasu na bezsensowne kłótnie z nią, tylko w ramach zemsty, nie żałując sobie ilości. Bez żadnego ostrzeżenia psikam jej środkiem dezynfekujący na ranę.
Ale, chwilę później, już wiem, że stwierdzenie zemsta nie popłaca, jest bardzo prawdziwe. Bo syczy, krzywi się z bólu i w tym samym momencie, wykopuje nogę do przodu.
A ja chcąc uniknąć, uderzenia prosto w kroczę, odskakuję do tyłu, ale tracę równowagę i przewracam się na tyłek, jednocześnie waląc solidnie tyłem głowy w szafkę pod umywalkową, stojącą za mną.
CZYTASZ
Miłosna potyczka
RomanceDwójka pokiereszowanych, przez los ludzi. Każde z nich radzi sobie z tym na swój własny sposób. On stroni od kobiet. Ona wyznaje zasadę-Kąsaj, zanim on ukąsi ciebie. Wzajemna antypatia od pierwszego wejrzenia, nie przeszkodzi jednak losowi w tym, ż...